Dorastanie - Rozdział trzynasty (ostatni)

 Słów: 699

– Jak tam, Loke? – spytał Krist z delikatnym uśmiechem, pomagając synowi wyjść z recepcji. Ostatnio wywrócił się gdzieś, chyba podczas spędzania wolnych dwóch godzin i jazdy na rowerze, i złamał nogę, przez co teraz musiał nosić gips.

– Nie musisz o to pytać za każdym razem, gdy do mnie przychodzisz – warknął Loke. Doskonale wiedział, że jego ojciec tak naprawdę wcale nie chce go widzieć. Przecież... gdyby tak było... nie oddałby go tam, prawda?

– Ale dzisiaj nie tylko przychodzę do ciebie – zaczął, machając Salathrielowi, by ten odpalił silnik. – Ale też dzisiaj stąd wychodzisz.

Loke zatrzymał się nagle, jakby przed nim pojawiła się ściana. Zdenerwowanym, i pełnym zaskoczenia spojrzeniem zmierzył swojego ojca. A potem rzucił mu się na szyję, mając gdzieś to, że obie jego kule upadły na ziemię i będzie musiał się po nie schylać. Już od rana czuł, że coś się szykuje. Pracownicy inaczej z nim gadali i pierwszy raz zapowiedzieli, że przychodzi w odwiedziny Krist. No i dostał też dwie babeczki na lunch, co już jakimś osiągnięciem być musiało. Ale nie potrafił uwierzyć, że już dzisiaj uwolni się z tego wariatkowa i przestaną traktować go jak kompletnego świra. Nareszcie!

– Jak tam, mały dziwaku? – zapytał na powitanie Salathriel, również starą już formułką. Zaczął go tak nazywać, odkąd Loke wygarnął im, by przy każdej wizycie przestali uchodzić się z nim, jak z jajkiem. Ciemnowłosy w normalnych okolicznościach odpowiedziałby pewnie "dobrze, a tam, duży dziwaku?", ale był zbyt przejęty tym, że opuszcza to miejsce.

– Już dzisiaj wychodzę! – wykrzyknął szczęśliwy, wtulając się w bardziej już umięśnionego, od przebywania z Kristem, a mimo to nadal chudego mężczyznę. Żadne z nich nie miało pojęcia, jak zrobił to tak szybko z nogą w gipsie i nie potłukł przy tym głowy, bo Sal siedział przecież właśnie za kierownicą. Od momentu, w którym udało mu się w końcu zdać prawo jazdy i kupić własny samochód, ciężko mu było odejść od tego „arcyważnego” stanowiska. Blondyn zaśmiał mu się dźwięcznie do ucha i odsunął trochę od siebie, bo jeszcze przez przypadek by coś trącił i samochód by ruszył. Krist pomógł mu wnieść do środka kule i usiadł na miejscu z tyłu, a potem wszyscy zapięli pasy i odjechali. W drodze do domu rozmawiali o nowej szkole Loke'a, do której chłopak od września będzie uczęszczał. Był sierpień, a Loke miał już całe dwanaście lat, gdy lekarze pozwolili mu opuścić szpital dla umysłowo chorych. Dowiedział się, że będzie musiał nosić mundurek i wstawać wcześniej, niż był przyzwyczajony, gdyż szkoła mieściła się trochę dalej od ich nowego domu, nie będzie już mógł dotrzeć tam w dziesięć minut na nogach. No i w ciągu tych niecałych trzech lat, gdy Loke już oficjalnie i niezaprzeczalnie został zamknięty w szpitalu, wyprowadzili się także do miasta niedaleko. Dzielnica, w której zamieszkali – tym razem w domku jednorodzinnym – miała dobrą opinię, i Loke za każdym razem, gdy mógł tam przyjechać na przepustce, żałował, że nie może jeszcze zamieszkać w swoim nowym pokoju. Sąsiedzi wydawali się być mili, a samo miasto nieszczególnie głośne i zatłoczone, co bardzo mu się podobało. Widział już parę ciekawych miejsc, ze swoich przepustek wiedział, gdzie mieści się kino, smaczne restauracje i najładniejszy park w okolicy. I marzył, dzień w dzień, o momencie, w którym wreszcie będzie mógł wyjść na wolność i doświadczyć tego wszystkiego z pełną mocą.

Oczywiście, mimo zakończenia obserwacji i postawienia diagnozy, wciąż raz na jakiś czas będzie musiał stawić się u psychologa i psychiatry, opowiedzieć jak się czuje, dostać receptę na kolejną dawkę leków. Mimo to jednak bardzo dużo się w nim zmieniło, już nie był tym siedzącym z głową w chmurach, małym chłopcem, nieodróżniającym rzeczywistości od własnych fantazji. Jego wyobraźnia wciąż była dość spora, ale ze swoich starych hopli interesował się już jedynie astronomią, podczas gdy elfy i inne mityczne stworzenia, schowane zostały do szuflady zatytułowanej „fantastyka”. Loke już w te bajki nie wierzył, tak samo, jak nie wierzył w stworki. Jego schizofreniczne zaburzenia, skłonności depresyjne i wszystkie niepokojące sygnały, wysyłane przez jego mózg, zostały wyciszone, nim zawładnęły nim w całości, i nim stał się niebezpieczny dla siebie i innych ludzi. To była dobra zmiana, pozostawiająca z wiecznie zamyślonego chłopca osobę kreatywną i myślącą nieszablonową, wykorzystującą swoje umiejętności wyłącznie do celów praktycznych, o tyle, o ile był do tego zdolny dwunastoletni umysł.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Potajemny Pocałunek #2 - "Wzloty i upadki"

Dorastanie - Rozdział drugi

Dorastanie - Rozdział dziesiąty