Dorastanie - Rozdział trzeci
Słów: 1332
Na urodzinach nie zjawiła się żadna
dziewczyna, prócz szesnastoletniej kuzynki Drew, będącej jednocześnie zajętą
nimi, jak i telefonem. Choć chyba bardziej tym drugim. I żadnemu z gości to nie
przeszkadzało, bo przecież po co komu na urodzinach chłopca jakakolwiek dziewczyna?
Płeć męska przynajmniej potrafiła
się dogadać w kwestii zabaw, i gdy jeden zdecydował, że teraz bawią się w
snajperów, tak też robili. Choć, oczywiście, głównie spełniali zachcianki
jubilata, który to uwielbiał militaria, batalistykę i zabawę w wojsko. On też
miał hopla, prawie tak dużego, jak Loke na punkcie swoich
fantastycznych i nieuchwytnych: elfów, astronomii i magicznych stworzeń. I za
owego hopla, między innymi, Loke tak bardzo go polubił, bo to
znaczyło, że nie jest jedynym chłopcem, posiadającym jakieś pasje i marzenia w
tym wieku.
Drew, mimo że dostał jeszcze dwa
takie same, najbardziej cieszył się z prezentu od Loke'a, bo może i figurki z
zewnątrz były wręcz nie do odróżnienia, to jednak Drew zarzekał się, że
ta od Loke'a była odcień ciemniejsza. Podobno kłamstwo mówione
zbyt wiele razy ostatecznie staje się prawdą. Przyjmijmy więc, iż po jakimś
czasie figurka Kapitana Ameryki od Loke'a była odcień ciemniejsza i
wszyscy w to wierzyli.
Jakiś czas później Loke przyszedł do
domu Drew, bo przypomniało mu się, że bardzo był ciekaw, co chłopiec sobie
zażyczył. Jakieś pół minuty stał i myślał nad tortem, aż wreszcie zdmuchnął
wszystkie świeczki za jednym razem. I Loczka zastanawiało, dlaczego trwało
to tak długo, bo przecież zwyczajne zdmuchnięcie świeczek trwa
ledwie kilka sekund, nawet jeśli życzenie jest niesamowicie długie.
Zapukał grzecznie i odczekał
stosowną chwilę, lub dwie, ale chyba były aż trzy, gdy wreszcie mama Drew mu
otworzyła, zaspana i w piżamie. Spała tak długo?
– Drew wyszedł na dwór – rzekła mu i
uśmiechnęła się delikatnie, ale za chwilę ziewnęła i uśmiech już nie był
uśmiechem. Pokiwał głową ze zrozumieniem, a mówiąc ciche "dziękuję",
odwrócił się i odszedł, choć do siebie miał kilka kroków. Nie zauważył przez to
zmartwionego spojrzenia mamy Drew, która wiedziała, że po usłyszanej przed
chwilą informacji stał się smutny. Ale przecież Drew prócz niego ma
też innych znajomych i z nimi też musi spędzać czas. I Loke nie wiedział, co
miał zrobić z tym całym wolnym czasem, bo zaplanował dwie godziny, które mogły
przeciągnąć się do jutrzejszego ranka, jak ostatnio, na zabawy z Drew, a teraz
miał cały ten wolny czas do nic-nie-robienia. Nie chciał niczego
nie robić, bo czas był najważniejszy i jeśli dobrze go nie zagospodaruje, to po
prostu go straci, a tego nie chciał. Podszedł więc do taty,
zajętego robieniem obiadu i zapytał go, czy nie pójdą na spacer. A gdy Krist
odpowiedział, że zaraz przyjdzie Salathriel i będą oglądać film dla dorosłych,
Loke obraził się i poszedł do siebie. To też był jeden z wielu dni,
podczas których Loke musiał zmienić plany. Zdecydował więc, że sam pójdzie do
parku, ale gdy tata zabronił mu wychodzić, bo sam nie może przecież chodzić po
mieście, Loke obraził się jeszcze bardziej i mierzył ojca spojrzeniem spod byka
przez całe długie cztery minuty, póki nie przybył Salathriel, łagodzący całą
sytuację. I Loke po raz kolejny zastanawiał się, czy mężczyzna naprawdę nie
jest elfem, bo przecież który człowiek w sytuacji bez wyjścia potrafił jednak
je odnaleźć?
I skończyło się na tym, że – w
ramach kary dla Krista – włączyli jakąś bajkę, która – jeśli Loke dobrze
pamięta – miała tytuł "Zwierzogród”. Karą dla Loke’a, natomiast, było
siedzenie przez cały seans na kolanach swojego ojca. Chociaż dla niego to nie
było jakoś specjalne straszne i odpowiednie do określenia karą.
Dopiero potem zorientował się, że to głównie jego tata miał zostać ukarany,
zmuszeniem do oglądania bajki, za to że kłóci się z dzieckiem. Bo, według
Salathriela, z dziećmi nie powinno się kłócić. I Loke przyznał mu rację,
postanawiając, że gdy i on będzie miał dzieci, nie będzie się z nimi kłócił. A
gdy powiedział o swoim postanowieniu Salathrielowi, ten go pochwalił i swoją
smukłą dłonią (dopiero później zauważył, że dłoń ta pasuje do wyglądu elfa)
pogłaskał go po głowie i uraczył uśmiechem. I Loke żałował, iż kiedyś w myślach
rzekł, że Salathriel jest brzydki. Bo wcale nie był, zwłaszcza wtedy, gdy się
uśmiechał.
A następnego dnia Loke'owi
przypomniało się, że Drew mówił mu, iż Salathriel może zastąpić mu matkę. Nie
chciał, by Salathriel mu ją zastępował, bo przecież nie był kobietą. Już wolał
mieć dwóch ojców, niż ojca i zastępczą matkę. I nie wiedział, czy
chce o tym komukolwiek mówić, czy, jak większość swych fantazji, zatrzymać dla
siebie. Ostatecznie jednak zdecydował się zostawić to dla siebie i może kiedyś
powiedzieć komuś.
Pewnego pięknego dnia... no, dla
Loke'a ów dzień rzeczywiście był piękny (do pewnego momentu), ale Krist nie
zaczął go tak wspaniale, gdyż Salathriel musiał iść do pracy zanim on zdążył
się obudzić... Loke zapragnął mieć pupila. Widział u jednego z kolegów Drew, z
którymi, skoro już o tym mowa, zaprzyjaźnił się po urodzinach Drew... widział u
jednego z nich małego, uroczego pająka. Nie zwykłego pająka, bo
pająk ten na odwłoku miał żółte lub pomarańczowe albo pomarańczowo-żółte pasy.
Jak u tygrysa. Kolega ten, a na imię było mu Ace, powiedział, że to ptasznik
tygrysi L4. I Loke może nie wiedział, co znaczy "el cztery", ale też
chciał takiego mieć. Nawet przez chwilę trzymał go na ręce, bo poszczęściło im
się i pająk był świeżo po wylince. Lecz Ace tylko przez kilka minut pozwolił im
fascynować się zwierzęciem, gdyż powiedział, że ten może się irytować i jeszcze
kogoś ugryzie. A przynajmniej będzie próbował, bo w końcu dzień po wylince kły
jeszcze nie stwardniały, więc by ich to nawet nie zabolało. Wolał jednak nie
ryzykować i jego mama także, więc po pięciu minutach schował Kuro, tak nazywał
się jego pająk, na powrót do terrarium.
I to był jeden z lepszych
nieplanowanych dni, których w jego życiu było coraz więcej. I, tak szczerze,
już się nawet nie przejmował owym brakiem planów. Bo gdy się ma
coraz więcej przyjaciół i nigdy się nie wie, kiedy który będzie chciał się z
nim spotkać, plany nie są potrzebne. I zarówno Loke, jak i Krist i Salathriel,
który praktycznie już u nich mieszkał, bo nawet miał w łazience miejsce na
swoje kosmetyki (zbyt dużo ich nie było, z tego, co Loczek zauważył), nie mieli
nic przeciw temu. Bo brak planów nie oznaczał braku ambicji. On miał ambicje i
wyznaczone cele i wszystko, co chciał by się spełniło, bo to prędzej czy
później nadejdzie. Nawet bez planów.
I tamtego pięknego dnia postanowił
wreszcie powiedzieć tacie, o czym marzył. Wyszedł ze swojego pokoju, w którym
"gnił" od rana, bo tak był zajęty niedawno wypożyczoną lekturą,
zajrzał do kuchni i to, co tam zastał, troszkę nim
wstrząsnęło. Mianowicie jego piwne oczęta ujrzały plecy jego taty... nagie
plecy... i ledwie narzucone spodnie, nie były zapięte, który poruszał się w
przód i w tył, a przed nim, lekko w jego stronę wygięty, stał Salathriel,
jęczący i stękający, przytrzymujący mocno swoimi smukłymi dłońmi kuchenny blat.
I cały nagi.
Loke nie wiedział, co dokładnie
robili, ale chyba było im przyjemnie, bo tata co chwila całował blondyna po
karku i plecach, a wtedy Salathriel stękał jeszcze głośniej. I chciał już sobie
pójść, bo mimo że nie wiedział, to jednak czuł podświadomie, że to
nie jest coś, czego osoba w jego wieku powinna doświadczyć, czy zobaczyć.
Chciał się odwrócić, zamknąć w pokoju i wrócić do lektury, ale gdy Salathriel
odchylił głowę do tyłu, a tata przesunął biodrami do przodu tak mocno, że już
się bał, iż przygniecie Salathriela, bo ten już brzuchem dotykał wręcz blatu,
stanął jak wryty i nie potrafił nawet przełknąć śliny. Widok był bowiem definitywnie
nieodpowiedni dla kogoś w jego wieku, aczkolwiek równie co nieodpowiedni,
był także urzekający i Loke nie wiedział, co się dzieje. A wtedy Salathriel
odgarnął włosy z twarzy, uśmiechnął lekko, chwycił dłonie taty leżące na jego
biodrach i odwrócił się. A wtedy, chcąc nie chcąc, wzrok jego przez chwilę
trafił też na Loke'a. A potem już patrzył tylko na niego. I Loke jeszcze
bardziej nie wiedział, o co chodzi, ale czuł się źle z tym, że wciąż tu stał i
że im przeszkodził.
Komentarze
Prześlij komentarz