Obserwator #2 - Oczekiwanie i Planowanie | wolfstar

 Hermiona po raz kolejny pożałowała, że nie wciągnęła Harry'ego i Rona w swój plan. Ale tym razem nie było to spowodowane strachem lub tym, że nie potrafiła czegoś wykonać bez dodatkowej pomocy. Nie, w tym momencie desperacko potrzebowała kogokolwiek, kto byłby w stanie zainterweniować, nim zabije Syriusza gołymi rękoma. Bo byłoby to naprawdę niefortunne, gdyby przeszli przez to wszystko tylko po to, by znów stracił życie.

Ping.

- Syriuszu.

Ping.

- Syriuszu, przestań, proszę.

Ping.

- Syriuszu, próbuję się uczyć.

Ping.

- Evanesco!

Rozległo się donośne bam, które Hermiona zidentyfikowała jako dźwięk psiego pyska, uderzającego w ścianę, gdy piłeczka, którą gonił, zniknęła. Ale nie zamierzała nawet tam spojrzeć.

- To było nieczyste - wystękał.

- Próbuję się uczyć - zripostowała go Hemiona, bez najmniejszych wyrzutów sumienia.

- Gdybyś pozwalała mi częściej stąd wychodzić, to bym ci nie przeszkadzał - powiedział.

- Nie możesz. Wiesz, czemu.

- Spędziłem prawie połowę mojego życia w różnych więzieniach. To nieludzkie.

Hermiona odpędziła chęć przypomnienia Syriuszowi, że tak w ogóle to jest człowiekiem tylko przez połowę swojego życia.

- Jeszcze tylko kilka miesięcy. Twoje imię zostało oczyszczone z wszelkich zarzutów. Będziesz mógł robić, co tylko zechcesz, kiedy skończymy się ukrywać. Nie bądź nierozsądny.

- Naprawdę? - głos Syriusza ożywił się na tę rewelację.

- Naprawdę - potwierdziła. - A teraz, proszę, bądź przez chwilę cicho, żebym mogła się pouczyć.

- Skąd ty właściwie wzięłaś te wszystkie książki? - zapytał, wyraźnie nie rozumiejąc, co znaczy "być cicho".

- Wzięłam je ze sobą - powiedziała. - Rzuciłam na moją torbę niewykrywalne zaklęcie zmniejszająco–zwiększające. Jestem w stanie do niej zmieścić całą moją biblioteczkę.

- Możesz zmieścić do torby cokolwiek zechcesz i marnujesz ten potencjał na zadanie domowe? - spytał z konsternacją.

- Jedzenie i potrzebne produkty też są w środku - odparła zrzędliwie. - Nie mogłabym przetrwać ośmiu miesięcy bez uczenia się! Zapomniałabym o wszystkim, czego się nauczyłam i nie zdałabym egzaminów po powrocie do szkoły!

- Nie zapomniałabyś - nie zgodził się z nią. - Jesteś bardzo mądra, a uczenie się większości rzeczy przychodzi ci naturalnie. Założę się, że niczego byś nie straciła, powtarzając sobie wszystko pod koniec tych ośmiu miesięcy. Tracisz kilka miesięcy wakacji, podczas których mogłabyś robić mnóstwo bardziej wartościowych rzeczy.

- Na przykład jakich?

- Na przykład możesz mnie czymś zająć. Nie masz tam przypadkiem partii wybuchających kart?

Hermiona odwróciła się w jego stronę, by zobaczyć, jak Syriusz grzebie jej w torbie.

- Przestań! - rzuciła w niego kulkę zwiniętego pergaminu.

Przestał grzebać w jej rzeczach, ale rzucił jej w zamian spojrzenie spod byka.

- Osiem miesięcy narzuconej sobie nauki. Ugh, jesteś gorsza, niż Lunatyk.

Jego twarz zastygła w bezruchu, gdy uświadomił sobie, co powiedział: gorsza, niż Lunatyk. Ta fraza miała w tym momencie zupełnie inne znaczenie, niż chciał, by miała. Czy to było w ogóle możliwe, by być teraz w stanie gorszym, niż Lunatyk? Nawet z Harrym nie było aż tak źle. Lunatyk był w okrutnym stanie.

- Zrozum, ja po prostu wariuję wiedząc, że nie mogę im pomóc - przyznał w końcu. - Potrzebuję jakiegoś rozpraszacza, bo wyrwę sobie wszystkie włosy z głowy ze zmartwienia i poczucia winy.

Hermiona spojrzała na niego znad książki, zaskoczona niespodziewaną szczerością Syriusza.

- Możesz poczytać moje książki - zaoferowała.

Syriusz podniósł przypadkową książkę i uniósł sceptycznie brwi, widząc jej tytuł: Druidyczne Rośliny i Ich Magiczne Zastosowanie - Przewodnik w oryginalnym języku Ogham, z adnotacjami Eldera Futharka.

- Nie, dzięki - powiedział, odkładając wolumin z niesmakiem.

- Nie wszystkie książki to podręczniki - odparła. - Jeśli je sobie przejrzysz, na pewno znajdziesz coś bardziej ciekawego.

- Już próbowałem - zarzekał się. - Ja... eh, no dobra. Mam trudności ze skupieniem się nad tekstem, od momentu, gdy mnie uratowałaś. Litery trochę mi się rozpływają.

Na twarzy Hermiony pojawiło się przerażenie.

- Nie możesz już czytać?

Mogę - poprawił ją. - Ale to dla mnie dużo większy wysiłek, niż wcześniej. I mam przy tym bóle głowy.

- Och. Och, Syriuszu. To straszne.

- To nic - próbował to zbyć, jakby nie miało to dla niego znaczenia. Czuł, że to nie powinno mieć dla niego znaczenia - problem z koncentracją wydawał się być małą zapłatą w zamian za zdolność oddychania. Ale trochę go to niepokoiło. Była to tylko jedna z wielu drobnych rzeczy, które nie działały tak, jak to robiły, zanim wpadł do zasłony. Nie był także pewien, czy to wszystko wróci do normy, czy już pozostanie mniej sprawny na stałe.

- To nie jest nic! - zmartwiła się. - To okropne! Merlinie, co jeśli zrobiłam coś nie tak, gdy cię wyciągnęłam? Może powinnam dodać więcej werbeny do eliksiru? Przepis nie zawierał zbyt szczegółowych instrukcji. Mogłam o tym pomyśleć!

- Jestem pewien, że to nie ty zrobiłaś coś złego. Po prostu nie da się wrócić do życia bez żadnych skutków ubocznych - wzruszył ramionami.

- Pomogę ci znów nauczyć się czytać - obiecała. - A teraz możemy zrobić wspólnie zadania praktyczne.

- To brzmi jak jeszcze większa tortura, niż oglądanie ciebie, jak się uczysz.

- Nie, naprawdę. Nie będzie tak źle! - uspokoiła go. - Jestem bardzo dobrym nauczycielem.

- W to nie wątpię, ale brzmi to nawet gorzej, niż zrobienie trollowi prania bez użycia magii. Mam trzydzieści sześć lat, Hermiono. Ledwo miałem ochotę się uczyć, gdy byłem w twoim wieku.

- A czy to nie byłoby ciekawsze, gdybyś to ty nauczał? - spytała.

- Że co?

W oczach Hermiony pojawił się lekko obsesyjny błysk.

- Cóż - zaczęła, tonem spokojnym i wyważonym. - Właśnie sam przyznałeś, jak dużo starszy jesteś ode mnie. Założę się, że znasz ogrom zaklęć, których ja nie znam. Jeśli jesteś znudzony i potrzebujesz czegoś, co odwróci twoją uwagę, możesz spędzić trochę czasu nauczając mnie.

- Ja? - zapytał. - Nauczycielem? To nie brzmi... dobrze.

- Cóż, jeśli naprawdę uważasz, że nie umiesz nic więcej, niż czarownica na szóstym roku, o połowę młodsza od ciebie... - cofnęła się i na powrót podniosła książkę, próbując wyglądać nonszalancko, gdy udawała, że wraca do czytania.

- Hola, hola - nie zgodził się. - Znam zaklęcia, których nie zna nikt, kto nie należy do rodziny Black. Nie wspominając już o tych rzeczach, które odnaleźliśmy lub wynaleźliśmy razem z resztą Huncwotów. Jestem pełen elitarnych umiejętności.

- Udowodnij - rzuciła wyzwanie. - Naucz mnie rzeczy, których nigdy nie nauczyłabym się w Hogwarcie.

- Dobra - powiedział, krzyżując ramiona na piersi. - W porządku, nauczę cię. Postaraj się nadążyć.

***

Czas upływał zdecydowanie szybciej, gdy Syriusz zaczął nauczać Hermionę. Nigdy by nie przypuszczał, że robienie czegoś dla zwyczajnego-członka-społeczeństwa może sprawiać mu radość (taka rola zdecydowanie bardziej pasowała Lunatykowi, pomyślał z bólem), ale było coś zaskakująco satysfakcjonującego, mieć kogoś, kto z uwagą słucha każdego twojego słowa. Praca z kimkolwiek innym byłaby dużo trudniejsza, ale Hermiona była bystra i uważna, i rzadko kiedy musiał coś tłumaczyć więcej, niż raz. Czuł się naprawdę przydatny po raz pierwszy od czasu, gdy został aresztowany. Wyznaczenie sobie jakiegoś celu bardzo pomogło jego kondycji psychicznej.

Czułby się z tym jeszcze lepiej, gdyby gdzieś w podświadomości nie czuł się obciążony bólem Harry'ego i Remusa.

Harry w końcu opuścił Dursleyów i mieszkał przez moment w Norze, nim wrócił do Hogwartu. Tak, jak powiedziała mu Hermiona, nie był już aż tak zrozpaczony, mając wkoło przyjaciół i Weasleyów, traktujących go, jak rodzinę. Dawało mu to odrobinę ulgi, że z Harrym zaczynało być lepiej, ulga ta jednak była słodko-gorzka.

Zawsze wyobrażałem sobie, że to Harry będzie tym, którego kiedyś będę nauczał czarów, pomyślał z żalem podczas jednej z lekcji z Hermioną. To jego powinienem teraz uczyć. To ze mną powinien uciec od Dursleyów.

Żałując, że Harry podnosi się z żałoby po nim, zamiast cieszyć się z tego, że znów jest żywy, Syriusz w głębi serca cieszył się, że jego syn chrzestny odżywa.

Nie mógł jednak powiedzieć tego samego o Remusie.

W czasie, gdy z Harrym było lepiej, a z Remusem gorzej, Syriusz częściej lokował swoje szpiegowskie hobby obserwując tego drugiego, niż pierwszego. Nie potrafił nic na to poradzić; to było, niczym obserwowanie kolizji miotły w slow motion. Nie potrafił przestać na to patrzeć.

Remus pozostawał zamknięty na Grimmauld Place 12 przez długi czas, zataczając się w bezmyślnym oszołomieniu. Boginy i bahanki wciąż nie opuszczały go na krok. Syriusz obserwował z dezaprobatą, jak Remus je coraz mniej. Ale nie zauważył, by robił to celowo, wyglądało to bardziej tak, jakby po prostu zapominał, jakby jego umysł znajdował się gdzieś indziej i nie potrafił mu przypomnieć, że jest głodny, lub że czegoś mu potrzeba. Kilkukrotnie widział, jak Remus bierze gryz kanapki i odchodzi, rozkojarzony, zapominając o niej aż do momentu, gdy już trzeba ją było wyrzucić.

Gdzie jest Stworek?, zastanawiał się Syriusz. To niewdzięczne stworzenie powinno tu być, by utrzymywać porządek i doglądać Remusa. Dlaczego zniknął?

Cały ten czas Syriusz obsesyjnie rozmyślał na temat powodu, przez który z jego przyjacielem było aż tak źle. Hermiona twierdziła, że to przez jego śmierć, ale to przecież nie mogło być wszystko? Tak wielkie przygnębienie wyglądało na coś znacznie cięższego, niż tylko śmierć przyjaciela. A zwłaszcza, gdy mowa o kimś tak wytrzymałym i twardym, jak Lunatyk.

Zdarzały się jednakże oznaki tego, że Hermiona ma rację. Czasem Remus wchodził do dawnej sypialni Syriusza i chwytał w dłoń fotografię Huncwotów, wiszącą na ścianie. Syriusz był pewien, że Remus już dawno przeniósłby to zdjęcie do własnej sypialni, gdyby nie było zaklęte czarem trzymającym w miejscu. Ekspresja na twarzy Remusa, gdy chwytał w dłoń ramkę - serdeczna, pełna melancholii, z odrobiną czegoś jeszcze, czego Syriusz nie potrafił odpowiednio nazwać - zawsze powodowała ostry ból w jego klatce piersiowej. W takich momentach jedynym, co chciał zrobić, to zdjąć z siebie pelerynę i ogłosić: "Przestań tak patrzeć, jestem tu, wszystko w porządku, nigdzie się nie wybieram".

Ale ciężkie poczucie odpowiedzialności go od tego powstrzymywało. Tkwił tak, po prostu patrząc. A im więcej patrzył, tym więcej miał na ten temat myśli. Właściwie to myślał teraz o Remusie cały czas. I powinno być to niepokojące, ale dla Syriusza nie było ani trochę. Miał tendencję do posiadania na jakimś punkcie obsesji - przez lata miał ją na punkcie wielu rzeczy: motocykli, quidditcha, tworzenia mapy Huncwotów, kreowania idealnego żartu, prowokowania matki, zemsty, lista szła jeszcze dalej - zresztą co miał innego do robienia podczas tych miesięcy izolacji? Zagmatwana spirala żałoby u Lunatyka była zagadką wartą jego obsesji.

Gdy Remusowi udawało się wreszcie zasnąć, jego sen był niespokojny: budził się kilkukrotnie w ciągu nocy. Czasem wyskakiwał z łóżka, chwytając za różdżkę i wskazując nią w cienie w głębi pokoju. Czasem nie budził się do końca - kręcił się tylko i mruczał niewyraźne frazy w pół-śnie, o księżycu, druzgotkach lub atakach Śmierciożerców. Kiedyś, gdyby usłyszał podobne rzeczy, gdy jeszcze dzielili wspólnie dormitorium, Syriusz nawet by się nie zastanawiał i próbowałby go obudzić, potrząsając nim, by odgonić jakiekolwiek koszmary, z jakimi by się mierzył. To było bardziej, niż frustrujące, być cichym obserwatorem i nie móc wesprzeć przyjaciela i mu ulżyć. Syriusz nienawidził siebie trochę bardziej za każdym razem, gdy tylko stał tam i obserwował.

Minęło dwa i pół miesiąca jego czuwania, gdy stało się to.

Syriusz myślał o tym incydencie, jako o tym, bo sam nie wiedział, jak inaczej to nazwać albo co z tym zrobić, a próby wytłumaczenia tego zdecydowanie były niewykonalne.

Ale nie potrafił nawet zliczyć, ile czasu spędził, myśląc o tym.

To była kompletnie zwyczajna noc, podczas której Remus trzymał się jakoś aż do wczesno-porannych godzin, tylko po to, by wpaść w silny półsen. Mamrotał coś o misji Zakonu, odpływając po chwili i będąc przez moment spokojnym. Kiedy w końcu znów powiedział coś przez sen, to słowo zostało wypowiedziane tak cicho, że Syriusz ledwie je zarejestrował.

- ...Łapo... .

Gdyby Syriusz był w tamtym momencie w postaci psa, jego uszy podniosłyby się i obróciły w stronę łóżka, jak satelity. W tej sytuacji jedynie jego podrzędne ludzkie zmysły stały się wyostrzone i zaalarmowane.

Musiał się przesłyszeć. Musiał to sobie wyobrazić... .

Remus ponownie wymruczał jego imię i tym razem nie mógł go z niczym pomylić.

Serce Syriusza wskoczyło mu do gardła (co było dość dziwne, czemu tak się stało?).

Wbrew zdrowemu rozsądkowi, podszedł bliżej i pochylił się nad łóżkiem.

Twarz Remusa była zastygnięta i spięta, jego palce wplecione w pościel. Przeżywał koszmar?

Jakikolwiek sen by to nie był, pewnym było, że Syriusz jest jego częścią. I było to nieoczekiwane. I całkiem interesujące. I sprawiało, że Syriusz czuł się dziwnie, i szczęśliwie, i niekomfortowo jednocześnie.

I po raz pierwszy nie miał ochoty potrząsnąć Remusem, by go obudzić. Wprost przeciwnie, czujnie go obserwował, czekając na moment, w którym wilkołak da mu jakąś wskazówkę na temat tego, co dokładnie mu się śni.

Ku jego rozczarowaniu, Remus nie wydał już z siebie żadnych zrozumiałych dźwięków. Syriusz obserwował go przez kolejnych kilka godzin, ale cokolwiek w tamtym momencie działo się w nieświadomości jego przyjaciela, pozostało zagadką.

***

Ledwie dwa tygodnie później, Remus zniknął. Na początku Syriusz myślał, że poszedł kogoś odwiedzić, najpewniej kogoś z Zakonu. Ale gdy nie wrócił po trzech dniach, zaczął się niepokoić. Sprawdził dom, w którym zapamiętał, że mieszkał Remus, nim wprowadził się pod Grimmauld Place 12, ale był pusty. Nie potrafił nawet wymyślić, co mogło się z nim stać, poza tym, że wpadł w kłopoty.

Na całe szczęście, Hermiona miała dla niego odpowiedź.

(Lub na nieszczęście, właściwie, bo Syriusz nie polubił tej odpowiedzi.)

- Och - powiedziała, przytakując Syriuszowi, pytającemu, czy wie, gdzie on jest (w tym momencie już sobie odpuściła besztanie go za sprawdzanie, co u Harry'ego i Remusa, to było bezcelowe.) - Tak. Powiedział Harry'emu, że Dumbledore wysłał go, by szpiegował wilkołaki. Jest gdzieś w lasach z watahą Fenrira Greybacka.

Co? - zaskrzeczał Syriusz.

- Nie martw się, wszystko z nim okej. Harry widział go w święta. Erm, to znaczy, zobaczy go w święta. Wszystko z nim w porządku. Wróci.

- To... to nie jest okej! - wykrzyczał z histerią.

- Syriuszu, nie martw się. Wszystko z nim będzie w porządku.

- Z nim już nie jest w porządku! Wiesz, że nie! Widziałaś, jak z nim źle, zanim po mnie wróciłaś! On już nie jest sobą! Jest w rozsypce!

- To najprawdopodobniej nawet lepiej dla całej tej misji - powiedziała spokojnie. - Wilkołaki są bardzo nieufne w stosunku do swoich, którzy zbyt dobrze funkcjonują w społeczności czarodziei. Będą bardziej skłonni mu zaufać, gdy będzie - cóż - w rozsypce.

- Zjedzą go żywcem!

- Wilkołaki to nie kanibale. Prędzej to ciebie zjedliby żywcem - odparła wszystko wiedzącym tonem.

- Wiem o tym! To była przenośnia! To Fenrir Greyback, Hemiono! Greyback, na Merlina! To on przemienił Remusa! Jest psychopatą. Jak Dumbledore mógłby poprosić go o coś takiego? To okrutne.

Syriusz opadł na krzesło, nie czując się na tyle pewnie, by wciąż stać na nogach.

- Dumbledore by go o to nie poprosił, gdyby nie był pewien, że Remus da sobie radę. Nie musisz aż tak panikować, bo wiemy, że wróci. Nie miał po powrocie żadnych trwałych uszkodzeń ani nic podobnego.

- Masz na myśli fizyczne uszkodzenia - poprawił ją gorzko Syriusz. - Wiesz, że byłby ostatnią osobą, by się chwalić, jaki miało to na niego wpływ psychicznie.

Hermiona złączyła usta w subtelnym grymasie. Zgadzała się z nim, oczywiście, ale nie chciała podjudzać jego złego samopoczucia.

- Wróci. Postaraj się nie martwić.

- Niewykonalne.

Cóż, nic nie możemy z tym zrobić - spróbowała zmienić taktykę.

- Muszę zobaczyć, co z nim - powiedział do siebie, jakby w ogóle słowa Hermiony do niego nie dotarły. - Gdzie może być obóz wilkołaków? Gdzie powinienem zacząć szukać?

- Syriuszu Black, nawet nie próbuj! - tym razem to Hermiona uniosła głos.

- Mówię to po raz ostatni, będę ostrożny! Nikt mnie nie zobaczy!

- To nie ma znaczenia, czy ktoś cię zobaczy! Wyczują cię! Wilkołaki mają wyostrzone zmysły! Dostrzegają rzeczy, których ludzie nie widzą!

- Remus mnie nie wyczuł - nie zgodził się Syriusz.

- Mieszkał w twoim domu - zripostowała go. - Wszystko wokół niego prawdopodobnie wciąż pachniało tobą.

- Nie śmierdzę ani trochę jak ta stara, spleśniała pułapka na kurz - powiedział z oburzeniem.

Hermiona przewróciła oczami.

- Nawet jeśli nie wyczuł twojego zapachu na meblach ani innych rzeczach, pamiętaj, że jest teraz w żałobie po tobie. Jeśli poczuł twój zapach to prawdopodobnie przypisał to myśleniu życzeniowemu.

Po jego ciele rozeszło się coś ciepłego na myśl o tym, że Remus mógłby życzyć sobie czegokolwiek związanego z nim. To było nieco dziwne uczucie, które postanowił sobie zapisać, by roztrząsać je później.

- W każdym razie - kontynuowała Hermiona, wiedząc, że już nic nie zdziała w sprawie przekonania Syriusza, by nie szedł na tę misję. - Grimmauld Place 12 jest bezpieczne. Remus nie będzie tam tak podejrzany, jak byłyby pozostałe wilkołaki. Nie możesz ryzykować!

- Nie mogę zostawić go z tym samego! - wykrzyczał z rozdrażnieniem.

- W takim razie przykro mi, że muszę to zrobić - powiedziała Hermiona, wyciągając różdżkę. - Petrificus Totalus!

***

Hermiona wiedziała, że nie może tak zostawić Syriusza z pełnym porażeniem ciała przez następne dwa czy trzy miesiące, ale musiała coś zrobić. Nawet jeśli spetryfikowanie Syriusza nie było trwałym rozwiązaniem, to wciąż było ku niemu początkiem. Skorzystała z czasu, który miała, chowając pelerynę niewidkę, będąc przekonaną, że nawet mimo swojej upartości, nie mógłby być na tyle głupi, by wyjść bez niej.

I przynajmniej w tym miała rację.

Niestety jedyną rzeczą, o której zapomniała, podczas racjonalizowania swojego zdania tym, że wilkołaki czują rzeczy niedostrzegalne, był fakt, że psy także posiadają tę umiejętność. Peleryna była ukryta bardzo dobrze, ale gdy tylko Syriusz przemienił się w Łapę, jej zapach przywołał go w miejsce ukrycia bez najmniejszego problemu.

Odnalazł ją prawie natychmiast.

Hermiona wyciągnęła lekcję z jego nauk pojedynkowania i prawie w tej samej chwili znów go uziemiła. Ukrywając pelerynę za drugim razem, była znacznie bardziej ostrożna i rzuciła na nią zaklęcie sprawiające, że już nie tylko dla oczu była niewidoczna.

Trwało to prawie trzy dni, nim Syriusz odnalazł ją za drugim razem.

I w chwili, gdy to się stało, Hermiona i Syriusz rozpoczęli zaciekłą walkę o pelerynę niewidkę i możliwość wyjścia z nią na zewnątrz.

Hermionie udało się przeciągać tę grę z Syriuszem przez półtora tygodnia, aż w końcu udało mu się jej uciec z peleryną w ręku.

Uderzyła pięścią w ścianę z frustracji, zastanawiając się, ile to jeszcze potrwa, nim cały plan zacznie się sypać.

***

Hermiona nie musiała się jednak martwić aż tak, bo choć robił wszystko, co mógł, Syriuszowi nie udało się odnaleźć obozu wilkołaków. Większość czasu spędził w postaci Łapy, pozostając wyczulonym na wszystkie ślady obecności Remusa lub innych wilków. Eksplorował wszystkie niezamieszkałe obszary Londynu, pomału przemieszczając się dalej i dalej. Udał się na północ Szkocji, w stronę Highlands. Przeszukiwał wszystkie małe wyspy rozrzucone wzdłuż wybrzeża. Biegł przez torfowiska, gdzie nisko położone, kłujące krzewy zaczepiały się o jego futro, i wbiegał na skaliste formacje, gdzie poszarpane kamienie raniły jego stopy. Biegł do momentu, aż jego łapy nie były już całe zakrwawione i nie stracił pomysłów na to, gdzie jeszcze mógłby szukać. Zaczął się zastanawiać, czy nie ruszyć na poszukiwania do świata czarodziei, ale szybko wybił sobie ten pomysł z głowy. Miało to w ogóle sens, skoro żaden wilkołak, poza Remusem, nie posiadał zdolności magicznych? Lord Voldemort z pewnością wolałby, by grupa, której nie można w jednej chwili przywołać, była zmobilizowana i znajdowała się blisko siebie, a nie rozproszona po całej Europie. Wiedział, że przeszukanie tak odległego terenu zajmie mu miesiące, jeśli nie lata, z magiczną pomocą czy bez niej. W tempie, w jakim się poruszał, Remus już dawno mógł wrócić, nim Syriuszowi uda się odnaleźć obóz.

Próbując odegnać od siebie myśli o swojej porażce, kilka kolejnych dni Syriusz spędził na terenie Hogwartu, doglądając Harry'ego, który - ku jego uciesze - zachowywał się już znacznie bardziej normalnie. Zostałby tam jeszcze dłużej, ale pragnienie ugryzienia Dumbledore'a za każdym razem, gdy tylko go widział, zaczynało mu coraz bardziej ciążyć. Syriusz w końcu wrócił do Londynu, próbując w ten sposób oprzeć się pokusie.

W Londynie spotkał wściekłą Hermionę Granger i chudszego, bladszego Remusa Lupina.

***

Remus znikał coraz częściej, a w czasie, gdy wracał do Grimmauld Place 12, przybywali do niego nowi goście. Syriusz wiedział, że powinien się cieszyć, że Remus zaczął coś robić i że inni zaczęli wreszcie wymuszać na nim jakieś społeczne interakcje, ale okazał się być niezwykle zirytowany faktem, że ma coraz więcej przeszkód, by kontynuować prześladowanie.

Nie prześladowanie, Syriusz próbował racjonalizować sobie swoje własne zachowanie. Prześladowanie jest straszne. Ja nie jestem straszny. Ja się po prostu o niego martwię. Jestem tylko zatroskanym przyjacielem. Próbuję mu pomóc, nie prześladuję go.

Kogo próbował oszukać? Zdecydowanie go prześladował.

Nie był pewien, jak Remus zareaguje, gdy wreszcie się dowie. Nie był nawet pewien, czy ma na tyle odwagi, by mu o tym powiedzieć.

Staremu Lunatykowi by powiedział. Temu, którego znał ze szkoły. Stary Lunatyk śmiałby się z tego wszystkiego razem z nim, z łatwością dostrzegając w tym przygodę i szlachetne intencje Syriusza za wszystkimi jego czynami.

Ale stary Lunatyk już właściwie nie istniał. Tak samo jak stary Łapa.

Ich poczucia humoru stały się trochę poważniejsze przez trwającą wojnę i jej konsekwencje. Ich percepcja została rozciągnięta w różnych kierunkach, ukształtowana przez różne trudności, przez które przeszli, pozostawiając gdzieś z tyłu odbicia ich dawnych siebie, które były wypaczone i nieprzewidywalne. Przyjaźń, która ich teraz łączyła była zupełnie nowa, zasady i granice kompletnie różne, i jeszcze tej relacji nie rozgryźli na tyle, by Syriusz był w niej czegokolwiek pewnym.

Z tego powodu naprawdę nie miał pojęcia, czy Remus to zachowanie zobaczy jako coś, dającego wsparcie, czy coś krzywdzącego.

Co jeśli go zawiedzie?

Co jeśli te miesiące szpiegowania go przez Syriusza wymarzą całkowicie jego żal i przekształcą go we wstręt? Co jeśli Remus powie, że wolałby po tym wszystkim, by Syriusz nie żył? Myśl, że w ogóle mogłoby się tak stać, sprawiała, że Syriuszowi robiło się słabo.

Wiedział, że kluczem do odpowiedzi było po prostu się wycofać. Jeśli myślał, że choć w jednym procencie Remusowi może nie podobać się to, co robi, powinien posłuchać Hermiony i trzymać się z daleka.

Ale on po prostu... nie potrafił.

Obraz pustych oczu Remusa nawiedzał go za każdym razem, gdy zamykał swoje własne. Udręczona twarz przyjaciela wydawała się podążać za nim, gdziekolwiek Syriusz by nie był. Był całkiem przekonany, że oszalałby, wiedząc w jakim stanie znajduje się Remus i nie mogąc tego zobaczyć. Mógł być zdecydowany, by nie interweniować, ale w momencie, gdy obserwował, mógł przynajmniej udawać, że może to zrobić. Łudził się, że gdy będzie się działo coś naprawdę złego, będzie mógł odrzucić ostrożność w kąt, ujawnić się i rozwiązać problem, nie bacząc na konsekwencje.

Chęć ujawnienia się stawała się coraz bardziej wyraźna w momencie, gdy Tonks zaczęła pojawiać się w pobliżu.

Z początku Syriusz próbował być do tego pozytywnie nastawionym. Z wierzchu wyglądało to na bardzo dobry pomysł. Nimfadora Tonks była jedną z najbardziej optymistycznych i pełnych energii osób, jakie znał. Była pełna życia i jeśli w tamtym momencie było coś, czego Remus potrzebował, to przypomnienie, co to znaczy żyć pełnią życia.

Problem w tym, że Tonks sama już nie żyła pełnią życia. Wyglądała prawie tak źle, jak Remus. Nie podobało się to Syriuszowi. Czy coś dobrego mogło powstać z kogoś o takim dołku emocjonalnym, w połączeniu z całą negatywną energią Remusa? Dlaczego Remus jej na to pozwalał? Czy oni nie powinni po prostu doprowadzać się wzajemnie do szału?

Ale jak na razie się nie doprowadzali. Remus wydawał się na początku niechętny odnośnie spędzania z nią czasu, ale jej nie odpychał. A teraz wydawali się stawać się sobie bliżsi.

O co w tym chodziło?

I dlaczego go to obchodziło? Nie powinien się cieszyć, że Remus wreszcie sięgnął po towarzystwo i spędza czas z przyjaciółmi (czy byli więcej, niż przyjaciółmi)? Nie powinien popierać wszystkiego, co podnosiło Remusa na duchu? Nie powinien być szczęśliwy z tego powodu, że córka jego ulubionej kuzynki, z którą jako jedyną się dogadywał, i o której myślał ciepło, zacieśnia więzy z jego najbliższym żyjącym przyjacielem?

Dobry przyjaciel cieszyłby się z tych wszystkich rzeczy.

Dobry przyjaciel by ich do tego zachęcał.

Dobry przyjaciel zdecydowanie nie marzyłby o tym, by uderzyć Nimfadorę Tonks pięścią w twarz.

Gdy Hermiona wyciągała go z zasłony, nie zostawił tam przypadkiem swojego rozumu?

Co było z nim nie tak?

Coś było nie tak. Tonks nie była z tej gałęzi jego drzewa genealogicznego, która wyzwalałaby w nim agresję. Była jedną z tych krewnych, którym nie miał ochoty przywalić. Tonks była fajna.

(Choć nie tak fajna jak on sam, żeby nie było nieporozumień.)

(Zdecydowanie nie była na tyle fajna, by zastąpić w życiu Remusa Syriusza.)

(Nikt nie był.)

Dlaczego nagle w jego głowie pojawiło się słowo zastąpić, tylko dlatego, bo życie towarzyskie Remusa zaczęło rozkwitać, sam nie wiedział. Może tworzyli wcześniej zgraną paczkę przyjaciół, ale nie czuł się nigdy w stosunku do żadnego z nich zaborczy.

To ciągłe odosobnienie mieszało mu w głowie.

***

- Jak długo jeszcze? - spytał Syriusza po raz piętnasty tego popołudnia. - Jak dużo czasu jeszcze, zanim będziemy mogli wrócić do normalności i rozmawiać z innymi ludźmi?

Hermiona otworzyła teatralnie kalendarz swoich prac domowych, sprawdzając konkretne daty, ignorując fakt, że robiła to już dla niego jakieś czternaście i pół razy.

- Około dwóch miesięcy - wyjaśniła, głośno wzdychając.

- To za długo - nie zgodził się Syriusz. - Musisz coś źle liczyć. Jestem pewien, że minęło już osiem miesięcy.

- Minęło dopiero sześć i pół miesiąca - zapewniała. - Nic nie pomyliłam. Wierz mi. Byłam niezmiernie świadoma każdej mijającej sekundy.

- Dwa miesiące to za długo - wyjęczał. - Nie wytrzymam. To niemożliwe.

- Wytrzymasz.

- Wątpię. Prędzej wybuchnę.

- Postaraj się w takim razie zrobić to z daleka od mojego łóżka - powiedziała nieprzyjemnym tonem.

- Jesteś bez serca!

- Masz rację, rozgryzłeś mnie. Przejrzałeś mój plan, w którym sprowadzam się do strasznego niebezpieczeństwa i cię ratuję, a potem spędzam całe osiem i pół miesiąca na niańczeniu ciebie, tylko po to, by sprawić, byś był nieszczęśliwy. Strasznie to było widać, prawda? Dlaczego miałabym chcieć spędzić ten czas z moimi przyjaciółmi, biorąc udział w zajęciach, w których powinnam, kiedy zamiast tego mogę cię torturować? Z pewnością robię to właśnie dlatego, bo jestem bezduszną, złą osobą.

- Nie potrzebuję niańczenia!

- Fakt, że w ogóle musimy przeprowadzić tę rozmowę, wskazuje na coś innego.

- Nie zrobiłem nic głupiego - Syriusz skrzyżował ręce na piersi i spojrzał na Hermionę spod byka.

- Musimy się zgodzić, że to nieprawda.

- Masz totalnego świra na punkcie zasad. Życie z tobą jest gorsze, niż życie z McGonagall.

- Jestem dokładnie taka, jaka muszę być, by uniknąć nieprzewidzianych, tragicznych konsekwencji - wyjaśniła. - A McGonagall jest jedną z najlepszych nauczycielek w Hogwarcie, więc nie jestem do końca pewna, jak to miałoby mnie obrazić.

Mogłaś wziąć to za komplement - stwierdził.

- Posłuchaj, dla mnie to też nie jest wymarzona sytuacja! - odpyskowała. - Myślisz, że jest to przyjemne, być tu zamkniętą i nie móc nawet wyściubić nosa? Myślisz, że ja nie tęsknię za innymi? Myślisz, że ja nie mogłabym zabić, byle tylko móc znów porozmawiać z Ronem?! - zamknęła się i zarumieniła delikatnie, orientując się, co właśnie powiedziała. - I z Harrym, oczywiście. Z Harrym też. Tęsknię za obydwojgiem z nich.

- Ale ty do nich wrócisz nie tracąc z nimi ani chwili! - podkreślił. - Ty nie zniknęłaś z nich życia na cały ten czas. Z nimi wciąż jest żyjąca wersja ciebie. Nie musisz tu po prostu czekać i patrzeć, jak cię zastępują.

Brwi Hermiony uniosły się do góry i opadły, pozostawiając na jej twarzy wyraz zrozumienia.

Och - powiedziała. - Więc o to ci chodzi.

- Nie chodzi mi o nic, poza tym, że cała ta sytuacja sprawia, że tracę zmysły!

- Posłuchaj, Syriuszu - powiedziała, po raz pierwszy podczas tej kłótni brzmiąc w stosunku do niego sympatycznie. - Lupin i Tonks nie randkowali ze sobą w momencie, gdy wróciłam po ciebie. Nie zaczną być ze sobą tylko dlatego, bo ciebie przez te dwa miesiące jeszcze nie będzie.

- Co to ma do rzeczy? - oburzył się. - Nigdy nic takiego nie powiedziałem! Czemu miałoby to obchodzić mnie, gdyby zaczęli się spotykać?

- Nie jest ciężko odczytać twoje intencje - powiedziała. - I zgodzę się, że widzę potencjał, by to miało się udać. Ale wciąż będziesz miał czas, by porozmawiać o tym z Lupinem, gdy już wrócimy do tamtej linii czasowej. Więc nie martw się tym za bardzo, okej?

- Wcale się tym nie martwię - powiedział mało przekonująco. - Jestem wprost przeciwieństwem martwienia się o to. Myślę, że to cholernie fantastyczny pomysł. Absolutnie genialny. Ona jest dla niego obrzydliwie idealna. Stanowiliby mdląco uroczą parę. Oni wprost-- ugh.

Syriusz uniósł w górę ręce w geście frustracji i odszedł w najbliższy, odosobniony kąt, by pomyśleć.

Przez następnych kilka dni Hermiona dała mu bardzo dużo dodatkowej przestrzeni.

***

Ten pomysł nie potrafił wyjść z jego głowy.

Syriusz wciąż próbował go odgonić. Praktycznie był w stanie usłyszeć w głowie głos Hermiony, nadrzędny wobec jego własnego, mniej rygorystycznego sumienia: Nawet o tym nie myśl, Syriuszu, powiedziałaby. To zbyt niebezpieczne. Zbyt głupie. Nie możesz podejmować takiego ryzyka. Sprawisz, że w niebezpieczeństwie będzie więcej ludzi, niż tylko ty.

Potrafił sobie nawet wyobrazić głos Remusa, który wtrąca się do tej rozmowy, gdyby tylko wiedział, o co chodzi i znał myśli Syriusza: Nie bądź głupi, Łapo, zgodził się. To fatalny pomysł. Nie jestem tego wart.

James przynajmniej by mu dodawał otuchy. Ale wtedy głos Hermiony w jego głowie wtrącał się nieproszony: Może nie powinieneś słuchać ryzykownych rad od kogoś, kto już nie żyje, co?

To nie tak, że on sam nie wiedział, że to zły pomysł. (Choć stanowczo zaprzeczał, że Lunatyk nie był tego wart.) Po prostu nie potrafił się tego pozbyć z głowy. A im więcej o tym myślał, tym ciężej było mu ignorować fakt, że to się może udać. Sam pomysł mógł co prawda wyjść z tej ptasiej części jego mózgu, ale widział w nim potencjał. Jedną rzeczą było wyrzucić z umysłu pomysł, który desperacko chciał zrealizować, a który z pewnością zakończyłby się katastrofą. Zupełnie inną natomiast było odwrócić się plecami do czegoś, co mogłoby się według niego udać.

Mimo wszystko, jedynym co go powstrzymywało przed jakąkolwiek interakcją z Harrym lub Remusem było to, że nie chciał ryzykować, że coś w przyszłości pójdzie nie tak.

Ale żadna interakcja nic by nie zmieniła, jeśli by tego nie pamiętali, prawda?

Remus nie był sobą, gdy przemieniał się w wilka. Jego prawdziwa osobowość i świadomość zostawały wypchnięte i stłumione, gdy bestia brała górę nad jego ciałem. Nigdy właściwie nie pamiętał, co się działo podczas tych nocy i zwykle to Syriusz uzupełniał tę lukę w jego pamięci następnego ranka, jeśli akurat dotrzymywał mu towarzystwa.

Czy to by go więc skrzywdziło, gdyby Łapa dotrzymał Remusowi towarzystwa podczas najbliższej pełni? Remus o niczym by się nie dowiedział, poza zauważalnie mniejszą ilością ran na ciele. Jak Syriusz mógł się oprzeć zaoferowaniu Remusowi ukojenia choć w takiej formie, skoro nie widział w tym nic złego?

Nie był lekkomyślny, umysł Syriusza nie przestawał nalegać. Remus go potrzebował.

***

Remus zamknął się w piwnicy z podwójną ulgą. Odczuwał zwyczajny (niepokojący) zapał do utraty świadomości. Tym razem czuł również wdzięczność za to, że mógł przemienić się w samotności, bez towarzystwa innych wilkołaków. Wataha Fenrira nie miała zahamowań, gdy rozpoczynała się pełnia. Remus nie potrafił się z nimi zasymilować, przeżywając swoją własną przemianę zwykle zakuty w kajdany lub zamknięty pod kluczem. Każda pełnia księżyca w ich towarzystwie stanowiła zagrożenie, że skrzywdzi kogoś niewinnego. Całe szczęście obóz (regularnie transportowany w inne miejsce) zawsze był w ogromnej odległości od najbliższej cywilizacji (ta decyzja została podjęta ze względu na dobro wilkołaków, nie niewinnych cywili. Obóz wilkołaków raczej nie był czymś, co byłoby tolerowane przez społeczność czarodziei. Nieuniknionym skutkiem tego byłoby aresztowanie kilku z nich lub napaść na nich). W związku z tym, że dzieliła ich taka odległość od cywilizacji, Remus był prawie pewien, że nikogo podczas tych nocy nie krzywdził. Ale nie mógł mieć całkowitej pewności, i ta niepewność dręczyła jego sumienie.

Ciemne, kamienne mury Grimmauld Place powinny pogarszać jego nastrój, ale on czuł wobec nich wdzięczność. Uśmiechnął się ironicznie, zamykając drzwi.

Nie minęła chwila, gdy rozpoczął się ból. Niezależnie od tego, ile razy to przeżywał, nasilenie tego bólu zawsze następowało nagle, wydzierając z wnętrza jego płuc potworny krzyk, gdy jego kości przesuwały się, a mięśnie napinały i rozciągały w zupełnie nowym układzie.

Zanim fizyczne zmiany zaczynały być wyraźne, odbierające energię instynkty zaczynały brać nad nim górę, całe jego racjonalne myślenie spychając w kąt jego umysłu. Zwykle Remus próbował zwalczyć tę część procesu, ale skoro był odizolowany od kogokolwiek, kogo mógłby skrzywdzić, nie widział powodu, by się przed tym bronić. Pozwolił bestii przejąć nad nim kontrolę, wypychając całe jego poczucie winy, smutek i zmartwienia. Skomplikowane postrzeganie świata spłaszczyło się, tworząc błogą, jednowymiarową egzystencję. Przyszłość nie miała znaczenia. Przeszłość nie była istotna. Wszystko, co istniało to obecna chwila i wilk. A wilk nie przejmował się niczym.

BIEC, rozkazał wilk. GRYŹĆ.

ZABIĆ.

Bez zastanowienia i bez pozwolenia, jego nogi opadły na kamienną posadzkę, zamierając na moment, nie mając dokąd uciec. Rzucił się na ściany, wbijając pazury w granitowe ściany i przewracając antyczne, drewniane półki. Słoiki tłukły się, a puszki przewracały, rozrzucając po podłodze już dawno zapomniany prowiant. Biegł przez roztrzaskane szczątki, nie zauważając potłuczonego szkła tkwiącego w opuszkach jego stóp. Nie zauważał niczego, prócz swojej frustracji i faktu, że w pobliżu nie ma żadnej ofiary ani możliwości jej znalezienia.

Ale chwila.

Gorączkowe szamotanie wilka zwolniło, gdy wyczuł zapach.

ZNAJOMY.

Coś w tym wszystkim poruszyło w jego wilczej świadomości struny sięgające głębiej, niż instynkt. Zatrzymał się, by przyjrzeć się otoczeniu.

Czarna plama pojawiła się w pobliżu. Coś puchatego otarło się o jego bok.

Potrzeba polowania odrobinę ustała. Znajome czarne futro działało uspokajająco, czego wilk do końca nie rozumiał, ale nie chciał z tym walczyć.

Wszechogarniająca rządza krwi osłabła, gdy pies (skąd się wziął? Nieważne) bawił się z nim, odwracając jego uwagę gonitwą i czułymi uderzeniami głową. Jego niekończąca się energia została przekierowana, gdy tak biegali, skakali i tarzali się po podłodze. Noc minęła w zastraszająco szybkim tempie.

Wilk nie zauważył, kiedy tajemniczy pies ponownie zniknął. Był zbyt pochłonięty bolesną przemianą, by zwracać uwagę na otoczenie.

Gdy Remus wrócił do siebie był jeszcze bardziej zdezorientowany, niż zazwyczaj. Przeczucie, że stało się coś ważnego przylgnęło do niego, ale nie potrafił sobie przypomnieć, co się stało. Zwykle czuł, jakby wracał ze snu, gdy przemieniał się z powrotem, ale tym razem zamiast uczucia, że uciekł z koszmaru, czuł się bardziej, jakby zakończył się jakiś smutny i pełen nostalgii sen, z którego nie chciał się budzić.

Od kiedy przemiana z powrotem sprawiała, że czuł się smutny?

Czy on już wreszcie, tak naprawdę, tracił zdrowy rozsądek?

***

- Nie dostrzegam żadnych dowodów na to, by twoje kompetencje zmalały - powiedział Dumbledore spokojnym tonem, zerkając przez okulary w kształcie półksiężyca na chodzącego w kółko Remusa.

- Ja chyba wariuję - powtórzył Remus niezliczony raz. - Coś jest tu nie tak - Popukał się w głowę. - Jak możesz mi ufać i powierzać mi misje dla Zakonu, skoro ja sam sobie nie ufam?

- Tylko aroganccy głupcy ufają sobie w stu procentach - odparł Dumbledore z przyjaznym uśmiechem.

- Nie mówię tu o braku pewności siebie! - kłócił się Remus z frustracją. - Mówię ci, że wydaje mi się, że mam halucynacje. Wyobrażam sobie martwych ludzi!

- Nie jest to rzadki sposób radzenia sobie z żałobą - powiedział uroczyście Dumbledore. - Umysł często usilnie walczy z pogodzeniem się ze stratą. Ale nie oznacza to, że tracisz zdolność logicznego rozumowania. Najważniejsze jest to, jak na to reagujesz.

- W tym właśnie rzecz. Reaguję na to tragicznie. Pozwalam wilkowi przejąć kontrolę - Nie chciał dzielić się tym wstydliwym szczegółem, ale miał więcej problemów, niż się spodziewał, z przekonaniem Dumbledore'a, jak poważna jest ta sytuacja. - Zamiast walczyć z przemianą, walczę z tym, żeby nie przemienić się z powrotem.

- Czy skrzywdziłeś kogoś niewinnego? - spytał Dumbledore. - Bądź chciałeś kogoś skrzywdzić?

- Nie - westchnął Remus. - Nie, nie wydaje mi się, żebym skrzywdził. I nie, oczywiście, że nie chcę nikogo skrzywdzić.

- W takim razie mogę z całą pewnością stwierdzić, że wciąż panujesz nad sytuacją - podsumował starszy czarodziej. - Nie można przezwyciężyć najmroczniejszych części swojej natury bez konfrontacji z nimi. Tylko akceptując swoje prawdziwe "ja" człowiek jest w stanie to zrobić.

- Nie chodzi tylko o tego wilka - nie zgadzał się Lupin. - Kompletnie tracę rozum! Wciąż mi się wydaje, że widzę rzeczy, których tam nie ma! Słyszę dźwięki w pustym domu! Czuję zapach osób, które są martwe od miesięcy. Czuję się obserwowany przez cały czas. Dumbledore, ja tracę poczucie rzeczywistości!

- Sam fakt, że pojawiłeś się u mnie w tej sprawie jasno wskazuje, że z twoim osądem wszystko w porządku. Osoby prawdziwie szalone nie posiadają takiej samoświadomości. Nie dostrzegam żadnych dowodów, by twój rozum lub kompetencje się rozmyły. Szczerze mówiąc, Zakon nie może sobie pozwolić na stratę tak wartościowego członka zespołu, jak ty, Remusie.

- Ale ja sobie nie ufam - powtórzył słabo.

- Więc myślę, że to dobrze, że mam w sobie tyle wiary w ciebie, że starczy i za mnie, i za ciebie - powiedział starzec z szaleństwem. Wyciągnął następnie z biurka małe pudełko i podsunął je w stronę Remusa. - Miętuska?

***

Syriusz czuł się o niebo lepiej tuż po pełni księżyca. Kiedy Remus się przemienił, z początku był tak samo autodestruktywny, jak zawsze. Ale gdy tylko Łapa pojawił się w pobliżu, natychmiast się uspokoił. Miał wrażenie, jakby nie stracili wspólnie ani chwili, zatracając się bez tchu w starą, rutynową zabawę. Nie potrafił się nadziwić, widząc w oczach wilka iskrę rozpoznania. Nie potrafił powstrzymać uczucia spełnienia, widząc, jak mało obrażeń ma Remus po wspólnie spędzonej nocy (kilka rozcięć na stopach i kilka siniaków, ale żadnych głębszych obrażeń od kłów czy pazurów). Był gotów poklepać siebie samego po ramieniu, gdy wślizgnął się z powrotem pod pelerynę i obserwował Remusa przemieniającego się w człowieka, bez jakichkolwiek śladów, że pamięta, co zaszło.

Tak, Remus naprawdę i z całą pewnością go potrzebował, a to, co zrobił było przebłyskiem jego geniuszu.

Ale Syriusz trochę za szybko sobie gratulował.

W ciągu kilku następnych dni zachowanie Remusa odrobinę się zmieniło. Depresja wciąż była namacalna, ale jego obojętność zmieniła się w nerwowość. Jego oczy, które do tej pory miały tendencję do patrzenia się w nicość z pustym wyrazem, teraz czujnie obserwowały każdy centymetr okolicy, próbując uchwycić wszystko. Nagłe dźwięki sprawiały, że się spinał. Co jakiś czas przestawał robić to, co robił, sprawdzając, czy nic nie czyha za zasłoną lub fragmentem mebla. Często pocierał skronie i mruczał coś do siebie.

Syriusz słyszał, jak mówi rzeczy w stylu: "Nie, to się dzieje tylko w twojej głowie" i "Muszę się ogarnąć, nie mogę się rozsypać w czasach takich, jak te", czy "Dumbledore to głupiec".

Syriusz obserwował te rzeczy ze wzrastającym poczuciem niepokoju, aż w pewnym momencie Remus zatrzymał się na środku korytarza, lokując spojrzenie dokładnie w miejscu, w którym stał Syriusz, szepcząc słabo: 

-...Syriusz?

Wtedy właśnie Syriusz zorientował się, że spartaczył sprawę. W sensie, po całości.

Przez kilka sekund zapomniał, jak się oddycha.

Remus pozostawał w jednej pozycji, patrząc, jego wyraz twarzy skrzywiony był w bólu. Nagle napięcie zniknęło, gdy potrząsnął głową i potarł oczy.

- ...Wyobrażam coś sobie... - wymamrotał, odwracając się w przeciwnym kierunku. - Jestem kompletnym szaleńcem.

Syriusz poczuł się chory, gdy pozwolił sobie wypuścić powietrze. Zaczął wewnętrznie panikować na myśl o tym, że właśnie dopuścił do tego, przed czym od początku ostrzegała go Hermiona, że zmienił bieg wydarzeń, i poczuł się zawiedziony, że Remus nie oskarżył go o ukrywanie się, dając mu wymówkę, by się ujawnił.

Co właściwie miał teraz zrobić?

Nie wtrącaj się, powiedziała ta inteligentna, racjonalna część jego mózgu. Przestań, zanim pogorszysz tę sprawę.

Już za późno, powiedziała ta w pewien sposób usatysfakcjonowana obrotem spraw połowa. Już spieprzyłeś, więc teraz właściwie możesz już tym żyć. Gdy mówi się A, trzeba powiedzieć B, prawda?

- Bagno - wysyczał Syriusz, gorączkowo ulatniając się z Grimmauld Place 12. - To wszystko to wielkie bagno.

***

Syriusz czekał z obawą na jakikolwiek znak, że zniknie z tego świata, skoro zmienił przyszłość i zrobił to, czego nie chciała Hermiona.

Nic się nie stało.

Czekał trochę więcej czasu, mniej się bojąc, na jakiś mniejszy znak, że coś się zmieniło, może coś mniej katastroficznego.

Wciąż nic się nie stało.

Po około tygodniu nieustannego napięcia, pomału zaczął wierzyć, że nie zepsuł wszystkiego na tyle, by doprowadzić do jakichś poważnych konsekwencji. Ale to nie znaczyło, że wciąż nie mógł czegoś zepsuć i sprawić, by takie się pojawiły. On naprawdę, naprawdę musiał stać się ostrożny. Z pewnością potrafił przetrwać te półtora miesiąca, które pozostało i nie podejmować żadnego ryzyka?

Syriusz obiecał sobie, że już więcej nie będzie szpiegował. Musiał być teraz ostrożny. Powinien teraz siedzieć w tym starym, opuszczonym budynku (który w środku wyglądał już całkiem nieźle, dzięki wspólnym wysiłkom jego i Hermiony) i zajmować się sobą.

Oczywiście byłoby to dużo prostsze, by zajmować się sobą, gdyby nie miał nad sobą aresztu domowego.

Do tamtego momentu zdążył już wyczerpać pomysły na to, czego uczyć Hermiony. (Z jakiegoś powodu nie interesowało ją, jak przemienić pomarańczę w śmierdzącą bombę albo jak sprawić, że ubrania twojego wroga pozostaną permanentnie brudne. Co za strata genialnego umysłu.)

Zmienił wystrój ich kryjówki już jakieś trzydzieści razy. (Obecnie wystrój przypominał podwodną wersję Pałacu w Wersalu. Hermiona nie była szczególnie zadowolona z wszędobylskiego piasku, ale jednocześnie próbowała czymś go zajmować, by został w domu. Syriusz nie potrafił powstrzymać sprawdzania, jak daleko może się posunąć.)

Uciekł się nawet do przeczytania jednego z jej nie-podręczników (polityczna rozprawka o nierównościach społecznych przykryta pod płaszczykiem rozwikłania morderstwa). Nie uznał jej jednak za wystarczająco interesującą, by nie przerwać w trakcie z powodu narastającej migreny. Przeczytał gdzieś tak jedną trzecią i przerwał, nie kłopocząc się nawet z zerknięciem na ostatnie strony, by dowiedzieć się, kto jest winny (stracił już zainteresowanie tajemniczymi morderstwami odkąd sam został niesłusznie uznany za mordercę i zamknięty w więzieniu. Wymiar sprawiedliwości był o wiele bardziej rozrywkowy, gdy chodziło o kogoś innego).

Gdy zostały już tylko trzy tygodnie, jedyne co potrafił z sobą zrobić, to szorować podłogi i żałośnie wyglądać. Kiedy ostatnim razem był tak przetrzymywany, miał przynajmniej Hardodzioba do towarzystwa. Hipogryfy były zdecydowanie lepszymi kompanami, niż nastoletnie dziewczyny. Hardodziób miał w sobie całe pokłady cichego zrozumienia i nigdy nie oskarżał go wzrokiem, klarownie mówiącym "przestań być taką drama queen" lub "faceci to idioci".

(Teraz był już cholernie wdzięczny Hermionie za wszystko, co dla niego zrobiła, oczywiście. Nie potrafił zwyczajnie nie zauważyć faktu, że dużo lepiej by siebie tolerowali, gdyby nie byli razem zamknięci dwadzieścia cztery na siedem.)

Narysował bardzo niedbałą kopię hipogryfa na ścianie obok swojego łóżka i spędzał większość pozostałego czasu, wpatrując się w nią z utęsknieniem.

Hardodziób II nie był jednakże dobrym kompanem do rozmów i Syriusz pozostawał sam ze swoimi myślami.

Myślami, które wciąż powracały do Remusa.

Remusa, który był święcie przekonany, że zwariował, i to wszystko było winą Syriusza.

Remusa, który mógł zostać zabity w czasie wykonywania misji, gdyby zbyt się rozproszył myśląc o swojej paranoi.

Remusa, który prawdopodobnie mógłby wykorzystać swoją podejrzliwość, by poświęcić się i oddać do Świętego Munga.

Wraz z tą myślą Syriusz podniósł się z łóżka, opętany niemożliwą do powstrzymania chęcią, by sprawdzić, co z Remusem i upewnić się, że wciąż jest na Grimmauld Place 12, a nie w zamkniętym pomieszczeniu bez okien, w tej sekcji szpitala, która nie zaleca odwiedzin.

Był już w połowie drogi do wyjścia z pokoju, nim powstrzymał się przed tym.

Nie!, skarcił się w głowie. Nie, nie, nie. Nie możesz już tego robić. On myśli o tobie. Zauważy cię. To jedyna rzecz, która pogorszyłaby wszystko. Jeśli skończy w Świętym Mungo, będzie to tylko i wyłącznie przez ciebie.

Przestań panikować, Łapo. Obwiniasz siebie bez powodu. Nawet, gdyby ten idiota próbował zrobić coś tak drastycznego, inni by mu nie pozwolili. Reszta Zakonu cały czas go dogląda.

Ma Dumbledore'a.

Ma Molly i Artura Weasleyów.

Ma... Tonks.

Z jakiegoś powodu ta ostatnia osoba nie sprawiła, że Syriusz poczuł się lepiej.

Z jakiegoś powodu ta ostatnia osoba nie sprawiła, że Syriusz poczuł się lepiej

***

Syriusz obudził się, nie widząc nad głową koralowego żyrandola ani baniek mydlanych w kształcie koników morskich, za to z pokrytym sklejką oknem i naderwanym linoleum.

- Co się stało z naszym domem? - zapytał, wciąż w półśnie.

- Już nie jest nasz - ogłosiła Hermiona z uśmiechem pełnym ulgi. - Dziś jest ten dzień. Wracamy do domu. Przywróciłam wszystko do poprzedniego stanu.

- Naprawdę?! - Syriusz wyskoczył z łóżka, pełen entuzjazmu, który nie towarzyszył mu od miesięcy. - Możemy wyjść? Bez ukrywania? Teraz?

- Nie do końca - odpowiedziała, powstrzymując go od wyskoczenia sprintem z budynku. - Musimy to rozplanować bardzo uważnie. Nie możemy wrócić nawet o minutę szybciej ani później, niż ja zniknęłam. I gdy już nadejdzie ten moment, musimy zwrócić zmieniacz czasu do Burgina i Burkesa. Od początku chciałam go tylko pożyczyć, nie ukraść.

- Może nam się jeszcze kiedyś przydać - przyznał Syriusz.

- Ostatnim, czego potrzebujemy, to ludzi ścigających nas za okradzenie Burgina i Burkesa - odparła z niezadowoleniem. - I nie wiem jak ty, ale ja mam już dość podróży w czasie na jakiś czas.

- Całkowicie się zgadzam - przyznał Syriusz. - Prowadź, w takim razie.

***

To zabawne, jak zdenerwowanym można być, przekraczając próg własnego domu.

Syriusz chciał przekroczyć frontowe drzwi tak szybko, jak mógł, ale jakaś niewidzialna siła ciągnęła go w tył, sprawiając, że nie mógł postawić stopy ani centymetra dalej.

Czy na pewno dobrze robił, przychodząc na początek właśnie tutaj? Powinien najpierw pójść do Dumbledore'a. To byłaby najrozsądniejsza rzecz, jaką mógł zrobić. Dumbledore powinien wiedzieć, że żyje, i że Zakon odzyskał jednego z członków.

I co z Harrym? Jeśli ktokolwiek zasługiwał na to, by wiedzieć, że żyje, jako pierwszy, tę konkurencję bezapelacyjnie wygrywał Harry.

Ale Harry był teraz w Hogwarcie, a Syriusz w Londynie. I po prostu nie wydawało mu się to słuszne, kierować się do Hogwartu, gdy w Londynie też była osoba zasługująca na wiedzę o tym, co się stało.

Próbował to sobie racjonalizować tym, że to przez jego nieostrożność Remus zaczął tracić rozum.

Musiał najpierw to naprostować. Potem będą mogli wspólnie udać się do Hogwartu i poprawnie go przywitać. Harry nie powinien mieć nic przeciwko.

- Dobrze się czujesz? - Hermiona skierowała pytające spojrzenie w stronę Syriusza, zauważając, że coraz bardziej zwalnia, im bliżej byli drzwi.

- Tak - opowiedział, z nutką histerii w głosie. - Czuję się świetnie. Nawet lepiej. To niesamowite. Czuję się niesamowicie. Wszystko jest super. Super-duper. O mój Boże, czy ja naprawdę to powiedziałem? To dziwna fraza, kiedy o niej pomyśleć. Jak myślisz, kto ją w ogóle wymyślił? Jesteś gotowa, żeby tam wejść? Ja zdecydowanie jestem gotów. Mam nadzieję, że Stworek nie otworzy nam drzwi. Nie do końca jest dla mnie idealnym komitetem powitalnym. Nie żeby to było w jego stylu, ten mały szczur nigdy nie robi tego, co powi...

Hermiona przerwała paplaninę Syriusza, obdarowując go dziwnym spojrzeniem.

- Stworek już tu nie mieszka - powiedziała słodko. - W swoim testamencie przepisałeś go Harry'emu. A Harry odesłał go do Hogwartu.

- Co ja zrobiłem? Co on zrobił? - spytał z zaskoczeniem. - Erm, tak. Oczywiście, że mu go przepisałem. I dobrze. Dobrze dla niego. Harry to mądry dzieciak.

Hermiona nie wróciła już do dziwnego zachowania Syriusza. Obserwował, jak otwiera usta, szykując się, by powiedzieć coś, co mu się nie spodoba (lub próbując się powstrzymać, by tego nie powiedzieć). Ostatecznie jej uprzejmość zwyciężyła i nic już nie powiedziała, odwracając się i pukając do drzwi.

Czekali kilka sekund na ich otwarcie, podczas których Hermiona nie potrafiła się już dłużej gryźć w język.

- Wiesz - powiedziała ostro, odwracając się w jego stronę. - Zważywszy na to, jak bardzo się nad nim znęcałeś, ciężko go winić za to, co zrobił.

- Czekaj... Co? - odpowiedział. - Co zrobił? O czym ty mówisz?

- To on cię wydał Śmierciożercom - ogłosiła.

Syriusz otworzył usta w szoku.

Co? - wyjęczał. - On zrobił co?

- Myślałam, że wiesz - powiedziała takim tonem, że była całkowicie świadoma tego, że on o niczym nie wiedział. - Myślałam, że już go rozgryzłeś po tym, gdy zaatakował na twoich oczach Hardodzioba, by odwrócić tym twoją uwagę. Wiesz, gdybyś po prostu był dla niego milszy...

- To był on? - zaskrzeczał. - Co, do cholery? Dlaczego to zrobił, ten obskurny, mały, zakrwawiony gnojek! Niech tylko poczeka, aż zacisnę ręce na jego małej, pomarszczonej szyi...!

Syriusz nie stał już twarzą w twarz z drzwiami, gdy te otworzył się ze skrzypnięciem. Zaskoczony hałasem odwrócił się w stronę jego źródła, z ustami wciąż otwartymi po niedokończonej sentencji.

- C-co? - Remus stanął w drzwiach, z oczami otwartymi tak szeroko, jak Syriusz jeszcze nigdy ich nie widział.

- Och... Ja... Ermm... hmm... - mózg Syriusza wybrał sobie ten właśnie moment, by przestać funkcjonować. Wszystkie ciepłe powitania i gęste tłumaczenia, które sobie zaplanował, wyleciały mu z głowy.

- Co? - wyjęczał Remus, nieco histerycznie.

- Och... Cześć - udało mu się w końcu powiedzieć. Uśmiechnął się, licząc, że ten gest odwróci uwagę od jego czasowej niezdolności wymówienia czegokolwiek.

Remus nie oddał jednak tego uśmiechu, wbrew jego oczekiwaniom. Nie wziął go w objęcia, nie posłał w jego stronę nawet delikatnego uniesienia ust. Nie cofnął się nawet o kilka kroków, jakby właśnie zobaczył ducha, którym w jego mniemaniu Syriusz mógł być. Nie, Remus Lupin wyciągnął swoją różdżkę i drżącymi rękoma skierował ją w stronę Syriusza.

- Poczekaj, Remusie, co ty--

Syriusz nie zdołał dokończyć zdania, gdy dosięgnął go promień zaklęcia, rzuconego przez Remusa.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Potajemny Pocałunek #2 - "Wzloty i upadki"

Dorastanie - Rozdział drugi

Dorastanie - Rozdział dziesiąty