Obserwator #3 - Należy wprowadzić poprawki | wolfstar

 Gdy tylko odzyskał przytomność, Syriusz ocknął się, rozłożony bezceremonialnie na dywanie na środku holu.

- Co to miało być, na obwisłe cycki Morgany? - wykrztusił Syriusz, zmuszając się do siadu.

Twarz Remusa pozostała niewzruszona, a jego różdżka nadal była w gotowości.

- Mogę to wyjaśnić! - krzyknęła Hermiona, machając rękoma. - Przepraszam! Mogliśmy najpierw wysłać ci sowę z ostrzeżeniem, że przyjdziemy! Wszystko ci wytłumaczę!

- To on powinien się tłumaczyć! - powiedział Syriusz z oburzeniem, wskazując na Remusa. - My nikogo nie ogłuszyliśmy!

Remus miast różdżki, wycelował w niego palcem.

- Jakie - zaczął, głosem jeszcze bardziej roztrzęsionym, niż jego ręka. - było hasło do Pokoju Wspólnego Gryfonów w pierwszy dzień naszego przybycia do Hogwartu?

- Cholera, stary, jak możesz oczekiwać, że będę pamiętał coś takiego?

- Odpowiedz na pytanie, albo będę musiał założyć, że to nie ty i ogłuszę cię raz jeszcze.

Syriusz westchnął i zamknął oczy, przeszukując swoją pamięć w poszukiwaniu tego faktu.

- Smocze kły - odparł zwycięsko, gdy tylko ten szczegół pojawił się w jego głowie.

Remus zmarszczył brwi.

- Każdy Gryfon, rozpoczynający szkołę w tamtym roku zna odpowiedź na to pytanie - skomentował nieszczęśliwie. - Powinienem wymyślić trudniejsze. Co zrobił--?

- Luniak, to ja - przerwał mu Syriusz z irytacją. To było zupełną odwrotnością ciepłego powitania, które sobie wyobrażał.

- Co miałem na sobie w dniu, w którym prawie zabiłeś Severusa?

- Wiesz, większość ludzi nie pamięta nawet, co ich przyjaciel miał na sobie wczoraj - narzekał Syriusz.

- Tak, cóż - powiedział Remus zwięźle. - Ten konkretnie dzień szczególnie wpadł w pamięć każdemu z zainteresowanych.

Syriusz westchnął.

- Miałeś na sobie szkolny mundurek. Na wierzchu czarno-szary sweter z dzianiny z dziurą na łokciu, którą zrobiłeś, gdy po godzinie policyjnej szlajaliśmy się po Zakazanym Lesie i twój rękaw zahaczył o jakieś krzewy. James zaoferował, że ci to naprawi, ale odmówiłeś, bo powiedziałeś, że twoja babcia Howell zajmuje się dzierganiem i że zawsze szyje rękawy zbyt krótkie--

Remus zbył zbyt długie tłumaczenie Syriusza machnięciem ręki.

- Leglimencja - odparł, potrząsając głową. - Na pewno używasz leglimencji.

- Jestem do chrzanu w leglimencję - zakpił Syriusz. - Jeśli potrafiłbym się posługiwać leglimencją, powiedziałbym coś, co sprawiłoby, że byś mi uwierzył!

- Ale... to nie możesz być ty! - wybuchł Remus. - Jesteś martwy! To musi być jakaś sztuczka. Eliksir Wielosokowy, to na pewno to. Mundungus sprzedawał twoje rzeczy, ktoś na pewno położył łapy na twojej szczotce do włosów. To nie byłoby trudne, żeby...

- Lunatyku, to naprawdę ja - Syriusz podniósł się z trudem na nogi i zaryzykował, chwytając ramiona Remusa. - Nie jestem martwy.

- Patrzyłem, jak umierasz - wycedził Remus, głosem pełnym napięcia.

- Już - dodał Syriusz. - Nie jestem już martwy.

- To niemożliwe.

- Powiedz to tej Małej Miss Mądrejgłowie - odparł Syriusz, kiwając głową w stronę Hermiony.

Hermiona uśmiechnęła się z dyskomfortem na twarzy.

- To prawda! - potwierdziła z obawą. - Naprawiliśmy to!

Remus skierował swoje spojrzenie w jej stronę.

- Jaką formę przyjął bogin Nevilla Longbottoma w czasie, gdy prowadziłem zajęcia z waszym rocznikiem w Hogwarcie? - zapytał.

- Zamienił się w Snape'a - odparła szybko.

- To profesor Snape, Hermiono - automatycznie ją poprawił.

- Cóż, skoro nikt nie wątpi, że jesteś Remusem Lupinem, myślę, że możemy już zakończyć ten wywiad - powiedział Syriusz, przewracając oczami.

Remus nie odpowiedział. Jego wzrok wciąż wertował od góry do dołu twarz i ciało Syriusza, a na jego twarzy pojawiały się przeróżne emocje - niedowierzanie, zdumienie, podejrzliwość, udręka... .

- Nie powinieneś zakładać, że jestem mną - wymruczał w końcu z dezaprobatą. - Każdy powinien zostać przetestowany pytaniami bezpieczeństwa.

- Okej, w porządku - przyznał Syriusz. - Co znaleźliśmy w Pokoju Życzeń, kiedy się tam schowaliśmy po wypełnieniu lochów odbijającymi się piłeczkami na piątym roku?

- Życiowy zapas psiego żarcia - odpowiedział Remus z delikatnym uśmiechem. - Nigdy nie pozwoliliśmy ci tego zjeść, prawda?

- Byłem głodny, kiedy przekroczyliśmy te drzwi - powiedział Syriusz, wzruszając ramionami. - To nie tak, że kiedykolwiek zjadłem choć trochę.

- Z tamtego zapasu - parsknął Remus.

- Hej - powiedział defensywnie Syriusz. - Nie jadłem psiego żarcia.

Pozwolił swoim dłoniom zsunąć się z ramion Remusa i zrobił krok w stronę salonu.

Różdżka Remusa na powrót celowała w jego twarz, jego palce tak mocno ściskały drewno, że uszedł z nich cały kolor.

- Gdzie ci się wydaje, że idziesz?

- Usiąść. To mój dom.

- Nie - odpowiedział Remus z napięciem. - To dom Harry'ego. Bo Syriusz Black nie żyje.

- Ugh, chyba sobie żartujesz! Nie jestem martwy! Ale Harry może zatrzymać ten dom, jeśli chce. Nienawidzę tego gratowiska.

- Profesorze Lupin - powiedziała ostrożnie Hermiona. - Ten budynek jest chroniony zaklęciem Fideliusa. Nie moglibyśmy tu wejść, gdybyśmy nie byli nami. Nawet nie moglibyśmy go znaleźć. Wie pan, że mówimy prawdę odnośnie naszych tożsamości.

- Zawsze mogliście oszukać Strażnika Tajemnicy - powiedział uparcie Remus.

- Więc wydaje ci się, że jesteś sprytniejszy od Dumbledore'a? - zapytał Syriusz z niedowierzaniem. - Dostrzegasz rzeczy, których on nie widzi?

- Nie - Remus skrzywił się, a jego ręka, trzymająca różdżkę, w końcu opadła, jego samego pozostawiając bez argumentów. - Nie, nigdy bym tak nawet nie pomyślał. Po prostu staram się przekonać siebie, że nie mam halucynacji, to wszystko. One nie są zwykle aż tak wyraźne. Cóż, wchodźcie, w takim razie. Zaparzę herbaty.

- To wszystko? - narzekał Syriusz, krocząc za Remusem, kierującym się do kuchni. - Cholera, wracam do żywych, a jedyne, co masz mi do powiedzenia to "zaparzę herbaty"? Żadnego uścisku? Nawet małego "Chryste, Syriuszu, cieszę się, że jednak nie kopnąłeś w kalendarz. To było tragiczne, myśleć, że nie żyjesz". Niby kim ja dla ciebie jestem? Posiekaną bulwą?

Remus ściągnął usta, odwracając się w jego stronę.

- Działanie Eliksiru Wielosokowego może trwać nawet do dwunastu godzin. Postaram się powstrzymać osądy do czasu, aż nie będę absolutnie pewien.

Dwanaście godzin?! - Syriusz i Hermiona wymienili spojrzenia pełne niedowierzania.

- Tak, dwanaście godzin - potwierdził Remus. Wyciągnął z kieszeni mosiężny, zużyty zegarek kieszonkowy i przyjrzał mu się. - Masz jeszcze... jedenaście godzin i czterdzieści trzy minuty, zanim zacznę traktować cię normalnie.

- Działał tylko przez godzinę, kiedy ja go uwarzyłam - wymamrotała Hermiona. Syriusz nie potrafił powiedzieć, czy irytacja w jej głosie była spowodowana potencjalnym byciem przesłuchiwaną przez tyle godzin, czy też faktem, że nie udało jej się uwarzyć najlepszej wersji eliksiru. Doszedł do wniosku, że prawdopodobnie to drugie.

- Co dokładnie mamy robić przez te jedenaście godzin i czterdzieści trzy minuty, gdy ty będziesz nas bacznie obserwował? - spytał Syriusz.

- Cóż - powiedział Remus, wręczając im do rąk po ciepłym kubku. - Chciałbym wiedzieć, w jaki sposób rzekomo przeciwstawiłeś się śmierci. Możecie zaczynać.

***

Remus bardzo często marszczył brwi w czasie ich opowieści, pochylając się w fotelu, z brodą opartą na dłoni. Wciąż patrzył na Syriusza, jakby ten był jakąś skomplikowaną zagadką. Jego brwi unosiły się szczególnie wysoko w momentach, gdy Hermiona przyznawała się do zrobienia czegoś drastycznie niebezpiecznego lub nielegalnego (choć Syriusz miał wrażenie, że pod nauczycielską dezaprobatą kryła się nuta zazdrości). Zajęło im dwie godziny, by opowiedzieć wszystko z każdym, najdrobniejszym szczegółem (mogliby opowiadać jeszcze dłużej, ale Syriusz postanowił sobie odpuścić fragmenty o swoim szpiegowaniu).

- To... nieprawdopodobne - powiedział w końcu Remus.

Syriusz oczekiwał, że powie coś innego.

W pokoju zapadła cisza.

- Więc? - upewnił się Syriusz. - Już nam wierzysz?

- Wierzę - odpowiedział wolno Remus, bezmyślnie naciskając ścięgna palców i patrząc na nie. - Że to możliwe, by Hermiona Granger była zdolna do zrobienia czegoś takiego.

Hermiona uśmiechnęła się.

- Ale - to jedno słowo przecięło powietrze, jak sztylet. - Prosić mnie o uwierzenie w tę historię, to zbyt wiele.

Syriusz opadł z powrotem na krzesło z frustracją.

- Jasna cholera. Spędziłem osiem i pół miesiąca myśląc, jak to będzie znowu cię zobaczyć, to naprawdę nie jest to, jak sobie to wyobrażałem.

- Cóż - powiedział sztywno Remus. - Być może miałeś osiem i pół miesiąca, by myśleć o tym, ale ja spędziłem ostatnie dziewięć miesięcy, próbując sobie poradzić z twoją śmiercią. To bardzo dużo żalu, o który prosisz, by ze mnie uleciał.

- Ale czy nie chcesz, by uleciał? - spytał Syriusz z frustracją.

Iskra jakieś silnej emocji pojawiła się w oczach Remusa, ale szybko zastąpiło ją na powrót opanowanie.

Oczywiście, że chcę - powiedział uparcie. - Bardziej niż... - Sam sobie przerwał. - Powinniśmy wezwać Dumbledore'a, by powiedział, co o tym sądzi.

- Odmawiam wezwania tu kogokolwiek, nim nie zobaczę Harry'ego - nie zgodził się Syriusz. - Nie wierzę, że pozwoliłem, by tyle czasu się zmarnowało. To chyba jednak był błąd, by pierw wybrać się tutaj. Chodź, Hermiono, idziemy.

Hermiona podniosła się z miejsca, ale zatrzymała w chwili, gdy jej spojrzenie spotkało się ze spojrzeniem Remusa. Jego różdżka znów była wyciągnięta i skierowana na przemian w nią i w Syriusza.

- Przyszedłeś zobaczyć mnie przed Harrym? - spytał napiętym głosem.

- Chyba właśnie to powiedziałem, prawda? - odpyskował Syriusz.

- ...Dlaczego?

- Nie wiem. Zadaję sobie to samo pytanie od jakichś dwóch godzin, wiesz? - zdenerwował się Syriusz. - Myślałem, że będziesz się cieszyć, że mnie widzisz!

- Ale... Ja... To znaczy, ja... oczywiście, ale... - jąkał się Remus.

- Och, na litość boską! - Hermiona wmaszerowała się pomiędzy nich. - Profesorze Lupin! - powiedziała ostro. - Rozumiem, że jest to dla pana ogromny szok, ale wie pan, że to my. Wiem, że pan wie. Boi się pan po prostu opuścić gardę, gdyby jednak się pan mylił. A ty, Syriuszu... - odwróciła się, by obdarować drugiego mężczyznę zirytowaną miną. - Przestań być dla niego taki oschły. Ty sam wiesz najlepiej, jak było mu ciężko przez ten czas!

- Jak miałby wiedzieć...? - oszołomiony Remus zaczął zadawać pytanie, lecz Hermiona nie pozwoliła mu skończyć.

- Pójdę po Harry'ego - powiedziała głosem nieznoszącym sprzeciwu. - Bo to Harry był głównym prowodyrem całej tej sytuacji. Proszę, spróbujcie się nawzajem nie zabić, gdy mnie nie będzie!

Z głośnym trzask! zniknęła z pomieszczenia.

- Nie wiedziałem, że potrafi się teleportować - powiedział z zaskoczeniem Syriusz.

- Niedawno uzyskała licencję - powiedział Lupin, próbując jakoś skleić konwersację. - Ermm... cóż. Niedawno ją uzyskała w mojej linii czasowej. Zgaduję, że dla niej to już kilka miesięcy później, czy coś...?

Spojrzeli na siebie i pogrążyli w niekomfortowej ciszy.

- Będę strasznie wściekły, jeśli znów będziesz martwy po tym wszystkim - powiedział w końcu Remus.

- Ja też, stary - odparł Syriusz z bolesnym uśmiechem. - Ja też.

***

Syriusz stał, skrępowany, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć. Spędził bardzo dużo czasu, myśląc, jak to będzie, gdy wreszcie będzie mógł wrócić i wszystkich zobaczyć. Większość jego wyobrażeń dotyczyła tego, że ludzie rzucali wszystko, co mieli w rękach, w szoku, i zgniatali go w silnym uścisku. To było to, co robili ludzie, po ponownym spotkaniu najbliższych, na którym tak im zależało, prawda? To, w jaki sposób zareagował Remus; to wyglądało, jakby Syriusz wcale go nie obchodził. Ale Syriusz wiedział, że go obchodzi, czyż nie? Dosłownie był świadkiem jego rozpadu. Więc dlaczego nie wydawał się być szczęśliwy?

- Przepraszam, że nie daliśmy ci znać od razu - powiedział w końcu. - Wierz mi, chciałem to zrobić. Hermiona musiała fizycznie mnie powstrzymać od gmerania w czasie, to wszystko.

- Nie mogę uwierzyć, że żyłeś przez ten cały czas - Remus pokręcił głową w niedowierzaniu.

- Jeśli można to nazwać życiem - spróbował obrócić to w żart. - Prawie umarłem z nudów przez te parę miesięcy. To była mordęga.

Bolesny wyraz twarzy Remusa sprawił, że Syriusz wolałby siedzieć cicho.

- W sensie, nie, żeby tobie było jakkolwiek łatwiej! Ja... przepraszam. Przepraszam, że spędziłeś cały ten czas, myśląc, że... cóż. Może jestem arogancki, myśląc, że za mną tęskniłeś, ale...

- Tęskniłem? - Remus wyrzucił z siebie pusty śmiech. - Jak możesz w ogóle pytać...? Nie było dnia, żebym... Ermm, cóż. Było ciężko - gdy mówił, wyrzucał ręce w górę, ale gdy tylko zamilkł, pozwolił im opaść wzdłuż ciała. Wyglądał na trochę zażenowanego.

- Też za tobą tęskniłem, wiesz - przyznał Syriusz. Zrobił krok w stronę Remusa. - Więc... skończyłeś już próbować wymazać mi twarz?

Remus spojrzał z zaskoczeniem na Syriusza i opuścił wzrok na swoją różdżkę. Zamrugał kilkukrotnie i schował ją.

- Wciąż nie jestem pewien, co o tym sądzić - przyznał.

- Ja też, jeśli mam być szczery - powiedział Syriusz. - A miałem osiem i pół miesiąca na myślenie. Jedyne, co teraz możemy, to wziąć to na klatę, tak myślę - Zrobił kolejny krok bliżej Remusa.

- Tak mi się wydaje - powtórzył Remus, brzmiąc na trochę zagubionego. Wyciągnął rękę i złapał Syriusza niepewnie za ramię. Wyglądał, jakby nie był pewien, czy jego dłoń właśnie zetknęła się z prawdziwą, żywą osobą, czy tylko z obrazem tej osoby. Gdy już zdał sobie sprawę, że naprawdę go dotknął, ścisnął jego ramię w przyjacielskim geście. - Cieszę się, że wróciłeś.

Syriusz był nieco zszokowany na to dziwne, pełne skrępowania zachowanie Remusa. Przybliżył się do niego i przytulił go. Z początku miał wrażenie, jakby przytulał słup, Remus stał napięty i prawie się nie ruszał. Już miał sobie odpuścić, gdy ręka (ta, która była już znacznie silniejsza i stabilniejsza, niż w momencie, gdy widzieli się po raz ostatni) objęła go w odpowiedzi. Przez kilka minut Remus przytulał się do niego, tak jakby Syriusz miał nagle zniknąć bez ostrzeżenia.

- Przepraszam - wymamrotał Remus, gdy już się odsunął. Wsadził ręce do kieszeni spodni.

- Jedyną rzeczą, za którą powinieneś przepraszać - opowiedział Syriusz. - Jest to, że nie zrobiłeś tego wcześniej.

Remus uśmiechnął się półgębkiem.

- Cóż... Za to też przepraszam.

Hermiona wróciła pod same granice Hogwartu, krocząc bardzo długą drogą w stronę zamku

Hermiona wróciła pod same granice Hogwartu, krocząc bardzo długą drogą w stronę zamku. Gdy tak szła, żałowała, że nie użyła po prostu proszku fiuu, by wysłać Harry'emu wiadomość. Teleportacja nie była dobrym sposobem przemieszczania się, zwłaszcza do miejsca, w którym obowiązywały pod tym kątem ograniczenia... ale była już tak sfrustrowana Syriuszem i Remusem, że chciała się ulotnić z tamtego miejsca tak szybko, jak to tylko możliwe.

Faceci, pomyślała sarkastycznie. Jaki oni mają problem? Czy ja w ogóle znam jakiegoś, którego poziom emocjonalny przewyższałby poziom zszywacza do papieru?

Chwilę jej zajęło, by sobie przypomnieć, z jakimi relacjami rozstała się z Harrym i Ronem, myśląc też nad paroma ostatnimi rozmowami, które przeprowadziła z Ginny.

Nie, zaprzeczyła sobie. Zdecydowanie nie znam.

***

Kiedy zjawiła się w Pokoju Wspólnym, nie dostrzegła nigdzie Harry'ego. Ron był na miejscu, jego obecność jednak nie wydawała jej się pomocna. Stała tam przez chwilę, nie będąc pewną, co zrobić.

Przyłapała Rona, jak zerka w stronę wejścia, by zobaczyć, kto wszedł, ale na jej widok szybko opuszcza wzrok i udaje, że bardzo interesuje go podręcznik.

Może powinna po prostu poczekać, aż pojawi się ktoś inny, kto mógłby wejść do dormitorium chłopców i poprosić Harry'ego...

Nie, zrugała się w myślach. To ty jesteś dojrzalsza.

Podeszła do Rona i odchrząknęła.

Nawet na nią nie spojrzał.

- Ron - powiedziała głośno.

- Och, więc nagle potrafisz się do mnie odezwać, co? - burknął Ron zza okładki książki.

- Co? - odpowiedziała. - Przecież to ty nie odzywasz się do mnie.

- Nieprawda - powiedział. - Chyba potrafię ocenić, kiedy jestem wyraźnie ignorowany.

- Nie - zaczęła. - To na pewno ty... - Zamilkła w połowie słowa. Nie potrafiła sobie właściwie przypomnieć, jaki to miało początek. Wiedziała bez wątpienia, że to Ron pierwszy zaczął się zachowywać, jak dzieciak. Ale kto zaczął tę cichą walkę, to już było w jej głowie nieco zamglone. Dla niej to się wydarzyło wiele miesięcy temu. I większość tego czasu spędziła tęskniąc za Ronem, a nie rozpamiętując jego winy. Cała ta ich sprzeczka wydawała jej się teraz tak głupia. - To już nieważne. Nie unikam cię. Czy Harry jest w dormitorium? Musisz po niego pójść.

- Och, no pewnie, powinienem się domyślić, że rozmawiasz ze mną tylko ze względu na Harry'ego - narzekał Ron.

- Ron! - powiedziała z irytacją w głosie. - To jest naprawdę bardzo ważne!

Coś w tonie jej głosu sprawiło, że jej uwierzył. Rozzłoszczony wyraz twarzy Rona przemienił się w zatroskany.

- Stało się coś złego? - spytał z trudem.

- Nie - zapewniła. - Nie, to coś dobrego. Ale musimy się spotkać z Harrym w tej chwili. To naprawdę ważne!

- Dobra, dobra - powiedział, zamykając podręcznik i odkładając go na stół. - Pójdę po niego. Daj mi chwilę.

Ron zniknął na schodach do męskiego dormitorium.

Hermiona przechadzała się tam i z powrotem przy kominku, czekając. Po kilku minutach Harry i Ron zeszli na dół, patrząc na nią skonsternowani i czekając na wyjaśnienia.

Wyciągnęła pelerynę niewidkę i kazała im wejść pod nią razem z nią.

- Mam nadzieję, że skończyliście już zadanie domowe - powiedziała. - Bo udajemy się do Grimmauld Place 12 i raczej nie będziecie mieli głowy do tego, żeby je zrobić, gdy już się tam znajdziemy.

***

Szczęka Harry'ego uderzyła o ziemię, gdy tylko weszli do środka. W czasie podróży nie puściła pary z ust, a każde pytanie, odnośnie tego, co ich czeka, zbywała "poczekaj, aż zobaczysz" i "będzie ci łatwiej uwierzyć na żywo".

Miała w tej kwestii, musiał to przyznać, rację (tak samo, jak w większości rzeczy).

- Syriusz! - wydukał, zaskoczony. Zdjął z nosa okulary i potarł oczy, niedowierzając w to, co widzi.

Syriusz obrócił się i wielki uśmiech pojawił się na jego twarzy, w momencie, gdy dostrzegł swojego chrześniaka.

- Harry! - powiedział entuzjastycznie.

Miliony myśli przebiegały przez umysł Harry'ego, gdy próbował pojąć, co właśnie widzi. Żadne z nich jednak nie wydało się być ważniejsze, niż podbiegnięcie do Syriusza wzdłuż korytarza i wpadnięcie mu w ramiona.

Syriusz także go przytulił, z zaborczością, której nigdy wcześniej nie czuł (nie, żeby przytulił w swoim życiu wiele osób, Dursleyowie nigdy tego z nim nie praktykowali).

- Jak? - zaniemówił. - Co... jak?

- Widzisz? - usłyszał, jak Syriusz pyta kogoś za jego plecami. - Harry potrafi powiedzieć, że ja to ja.

Ta uwaga nieco osłabiła jego radość. Myśl, że mężczyzna, którego przytula, może nie być Syriuszem, nawet nie przyszła mu do głowy. Co było w jego sytuacji naprawdę głupim posunięciem, biorąc pod uwagę fakt, że przez cały rok nie domyślił się, że ma do czynienia z fałszywym Szalonookim Moodym.

Ale z drugiej strony, to nie był nieznajomy, którego widział pierwszy raz w życiu, to był jego ojciec chrzestny. No i Hermiona go do niego przyprowadziła, więc z pewnością miała pewność, co do jego tożsamości.

Harry odsunął go od siebie, by móc mu się przyjrzeć.

Wyglądał dokładnie tak, jak Harry go zapamiętał, mając nawet na sobie te same ubrania, co w chwili swojej śmierci.

- Jak to się stało, że jesteś żywy? - zapytał Harry ze zdziwieniem. - W sensie, bo jesteś żywy, prawda? Nie jesteś jakiś hiperrealistycznym duchem albo Inferiusem, prawda?

- Zdecydowanie jestem żywy - zapewnił Syriusz.

- Na stałe? - nie potrafił nic poradzić na ciągłe pytania. - Nie odżyłeś tylko przez jakieś zaklęcie na jakiś krótki czas, co?

- Cóż, nie sądzę, żeby ktokolwiek mógł powiedzieć, że będę żył już na stałe - zaśmiał się Syriusz. - Ale szczerze mówiąc marzę, by przeżyć choć jeszcze parę ładnych lat. To żadne zaklęcie.

- To jest... to wspaniale! - uśmiech pojawił się na twarzy Harry'ego. - Jak to możliwe?

- To - Syriusz wskazał na Hermionę, która do tej pory po prostu stała w milczeniu obok zszokowanego Rona. - Wszystko dzięki niej. Nie mogę powiedzieć, że zrobiłem w tej sprawie szczególnie dużo. Prócz grania jej na nerwach. W dużej ilości.

Hermiona parsknęła.

Harry i Ron podzielili wspólnie zdziwione spojrzenia.

- Chodźmy usiąść w wygodnych miejscach - powiedziała. - To długa historia. Przepraszam, profesorze Lupin, ale będziesz musiał usłyszeć ją po raz drugi.

- Może to sprawi, że będzie mi łatwiej ją przełknąć - odparł polubownie Remus.

***

Finalnie Hermiona opowiedziała tę historię jeszcze kilka razy. Rozmawiali ze sobą aż do późnej nocy. Następnego dnia chcieli także wezwać Dumbledore'a, ale był akurat w trakcie wykonywania jakiejś niesprecyzowanej misji. To nie wydawało się w porządku, by wzywać cały Zakon i powiedzieć wszystkim, oprócz Dumbledore'a... więc o nowinie informowali pomału, każdego z osobna, zaczynając od Molly i Artura Weasley.

Molly wypuściła z siebie mnóstwo matczynej troski i zaoferowała Syriuszowi, że zrobi dla niego sweter, bo "to na pewno nie jest dla ciebie dobre, byś nosił cały czas te ubrania, w których umarłeś przez bite dziewięć miesięcy!".

Syriusz odmówił, ale obiecał, że pójdzie na zakupy przed końcem tygodnia.

(I wtedy zdał sobie sprawę z tego, że faktycznie może pójść na zakupy - czy gdziekolwiek indziej, gdzie by tylko zechciał. Bycie wolnym człowiekiem było niesamowite).

Tonks spotkała się z nimi następnego dnia. Syriusz był pewien, że zamknąłby jej drzwi tuż przed nosem, gdyby nie była tak szczęśliwa, z powodu tego, że wciąż jest żywy. Nie miał innego wyboru, poza tym, by ją wpuścić.

Choć naprawdę wolałby tego nie robić.

Być może była ucieszona z powodu tego, że jest żywy, ale Syriusz z pewnością nie był głównym powodem jej wizyty. Gdy już weszła do środka, Tonks utorowała sobie drogę w stronę Remusa J. Lupina i nie opuszczała jego strefy komfortu do czasu, aż nie musiała wracać do Hogsmeade. Śmiała się ze wszystkiego, co mówił Remus (właściwie to Syriusz robił to samo), a jej ręka dotykała go w każdej chwili, gdy podawała mu jakieś rzeczy, i zdecydowanie grała biedną niezdarę, tylko po to, by zmusić Remusa, by ją łapał, gdy potyka się o rzeczy. Syriusz był zbulwersowany tym, jak oczywiste były jej zamiary. Był zbulwersowany faktem, że Remus albo tego nie zauważał, albo mu to nie przeszkadzało (nie dopuszczał do siebie myśli, że może to być to drugie). Ogólnie rzecz biorąc, Syriusz zauważył, że tego dnia jego ręce często się napinały.

Niedługo po tym odwiedził ich Kingsley Shacklebolt. Syriusz wiedział, że powinien się cieszyć z jego wizyty, to Kingsley dbał o to, by Ministerstwo go nie aresztowało i potrzebował jego pomocy w odzyskaniu swoich dokumentów. Syriuszowi przeszkadzał tylko moment, który sobie na to wybrał. Przez te wszystkie wizyty, nie miał za bardzo czasu sam na sam z Remusem, prócz tego niekomfortowego momentu, gdy czekali wspólnie, aż Hermiona przyprowadzi Harry'ego i Rona.

Na szczęście Kingsley nie był typem osoby, która zatapiała się w pogawędkach. Wydawał się być autentycznie ucieszony z powodu tego, że Syriusz znów jest żywy, porozmawiał z nim o najważniejszych, decyzyjnych sprawach, a następnie wyszedł.

Cisza, która pojawiła się w tamtym momencie sprawiła, że Syriusz bardzo chciał, by wrócił.

Remus wciąż wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, nic ostatecznie nie mówiąc. Syriusz wciąż chciał coś powiedzieć, ale nie wiedział, jak ubrać to w słowa.

Co się właściwie powinno mówić w sytuacji takiej, jak ta? To nie tak, że możesz sobie wrócić po dziewięciu miesiącach, podczas których wszyscy myśleli, że nie żyjesz, i zacząć rozmawiać o pogodzie.

Cóż, Syriusz był pewien, że potrafi to zrobić, ale czuł, że to niewłaściwe.

Problem w tym, że miał bardzo dużo rzeczy, o których chciałby porozmawiać z Remusem. Ale rozmowa na ten temat sprawiłaby, że Remus dowiedziałby się, że obserwował go przez cały ten czas. I nie był już taki pewien, czy Remus to zaakceptuje. Byłoby lepiej, gdyby zaczął mu to przedstawiać bardziej ostrożnie.

Było już na tyle źle, że Syriusz mył kubki po herbacie w mugolski sposób, byle tylko udawać, że jego milczenie ma jakiś powód.

- Cóż - Remus przełamał nareszcie tę ciszę. - Myślę, że, ech... może potrzebujesz pomocy w pakowaniu?

Syriusz upuścił kubek, który mył.

- Pakowaniu? - powtórzył. - Po co miałbym się pakować?

- W zasadzie masz rację, nie potrzebujesz tego - powiedział Remus, źle rozumiejąc pytanie Syriusza. - Nie potrzebujesz przecież zabierać nic z tego miejsca.

- Umm... chciałbyś mi wyjaśnić, gdzie się wybieram? - spytał Syriusz.

- Będziesz się wyprowadzał, prawda? - spytał Remus, brzmiąc na tak zaskoczonego, jak był Syriusz. - Nienawidzisz tego miejsca. Zawsze go nienawidziłeś. Nienawidziłeś mieszkać tu z rodzicami i nienawidziłeś mieszkać tu, gdy się ukrywałeś. Zakładałem, że skoro już nie musisz się ukrywać, to wyprowadzisz się stąd tak szybko, jak to możliwe.

- Och.

Syriusz odwrócił się i oparł o blat. Remus miał całkowitą rację. Nienawidził Grimmauld Place 12. Był zdesperowany, by tylko opuścić to miejsce wcześniej.

Ale to było... wcześniej.

Wciąż gardził tym domem tak samo, jak poprzednio. Ale to już nie wydawało się być tak dużym problemem, gdy mógł wychodzić i wracać, kiedy chciał. No i Remus wciąż tam mieszkał. Nawet przez myśl mu nie przeszło, by nie móc po prostu wrócić do mieszkania z Remusem. Niespecjalnie chciał się przeprowadzać, jeśli nie przeprowadzał się razem z Remusem.

- Erm... - zawiesił się. - No właściwie, kiedyś na pewno będę się wyprowadzał. Ty też się wyprowadzisz?

- Och - powiedział Remus, zdezorientowany tym, że pytanie wróciło do niego. - Nie planowałem tego. To było bardzo miłe ze strony Harry'ego i twojej, że pozwoliliście mi tu mieszkać i nie płacić czynszu. Ale jeśli chcecie, mogę się wynieść. Jestem pewien, że dam radę sobie coś znaleźć.

- Lunatyku - powiedział Syriusz, w szoku. - Nie chodziło mi o to, że masz się wyprowadzić.

- Och - powtórzył Remus. - Cóż, no to dobrze.

- Możesz tu zostać tak długo, jak zechcesz - zapewnił Syriusz. - I zdecydowanie nie będziesz płacił czynszu.

- To... bardzo miłe - powiedział Remus. - Więc... ty też się nie wyprowadzasz?

Syriusz wzruszył ramionami.

- Z tą całą ilością zabezpieczeń, bezpieczniej będzie Harry'emu odwiedzać mnie tu, niż gdziekolwiek indziej - wytłumaczył. - Więc nie widzę powodu, by się przeprowadzać.

- Och, no tak. To całkiem rozsądne - zgodził się Remus. Opuścił ramiona i część napięcia zniknęła z jego postury. - W takim razie, myślę, że powinniśmy trochę posprzątać w domu. Obawiam się, że trochę za bardzo pozwoliłem się temu miejscu zapuścić, gdy cię... nie było.

- To nie ma znaczenia. Ale myślę, że może tu być parę boginów, których trzeba się pozbyć - powiedział Syriusz.

- Tak - odparł Remus. - Zdecydowanie jest ich tu kilka.

Syriusz wyciągnął różdżkę i uniósł ją z rozmachem.

- Na co, w takim razie, czekamy?

***

Remus doprawdy był najlepszym czarodziejem w wypędzaniu boginów, jakiego Syriusz kiedykolwiek znał. Obserwowanie przyjaciela, jak bez najmniejszego trudu robi z nimi porządek było fascynujące - i wprawiające w zakłopotanie, bo Syriusz nie potrafił nie myśleć o tym, przez jak wiele miesięcy Remus po prostu pozwalał im się panoszyć.

- Jesteś w tym naprawdę dobry - powiedział, gdy Remus wypędził siódmego bogina.

- Tak, cóż. Nie miałem zbytnio innego wyboru, prawda? Mój tata był specjalistą w tej materii. Musiałem szybko się tego nauczyć, jeśli nie chciałem mieć spapranego dzieciństwa.

I tak miałeś całkowicie spaprane dzieciństwo, pomyślał Syriusz. Zatrzymał tę myśl dla siebie.

- Boginy w każdym kącie. Najgorszy dzień przyprowadzania dzieci do pracy, huh - zaśmiał się Remus, ale widać było, że to nieszczery śmiech.

- Wolałbym to, niż jakikolwiek dzień spędzony z moimi rodzicami - przyznał Syriusz.

Sztuczny grymas wykwitł na twarzy Remusa.

- Tak. W punkt.

- Więc... - zaczął Syriusz, orientując się, że skoro już i tak popsuł atmosferę, może ją zniszczyć do końca. - Był jakiś konkretny powód, przez który boginy aż tak wymknęły się spod kontroli?

- Nie - odparł szybko Remus. - Po prostu byłem zajęty. Dużo się działo w ostatnim czasie i nie miałem za bardzo czasu, żeby się nimi zająć.

Właśnie zajęło ci to pięć minut, pomyślał Syriusz.

Okej, Remus zdecydowanie nie zamierzał mówić mu całej prawdy o tym, co robił. Cóż, nie żeby skrytość Lupina była czymś nowym.

- Co takiego przegapiłem? - pokrętnie zmienił temat. - Mam nadzieję, że mieliście mnóstwo wielkich, szalonych imprez na moją cześć?

Remus nagle wyglądał, jakby miał zaraz zwymiotować.

- Nie - odparł szorstko. - Żadnych imprez. Nikt nie był raczej w nastroju na świętowanie.

- Do kitu - powiedział Syriusz. - Muszę poprawić mój testament na następny raz. Kategorycznie zażądam, żeby cała moja fortuna została wydana na najbardziej ekstrawagancką imprezę. Coś w stylu basenów wypełnionych ognistą whisky z grupą tańczących hipogryfów. Upewnij się, że wszyscy członkowie Harpii z Holyhead się pojawią. I... hej, może powinieneś to notować.

Zaraz-się-pochoruję wyraz na twarzy Remusa tylko się powiększył, gdy Syriusz powiedział "następny raz".

- Hej - powiedział Syriusz, dostrzegając, co jego słowa zrobiły z Lupinem. - Hej, Luniaku, ja tylko żartuję.

Przestań - Remus cofnął się i oparł o ścianę, próbując się uspokoić. - Przestań... przestań z tego żartować. To nie jest śmieszne. Nie ma w tym absolutnie nic śmiesznego...

- Wiem - przyznał Syriusz, czując się źle z powodu tego, jak zasmucił przyjaciela. - Przepraszam. Po prostu sam nie wiem, co mam właściwie powiedzieć. Wiesz, te wszystkie godziny lekcji z etykiety, które odbywałem za dzieciaka, powinny mnie do tego przygotować, ale z jakiegoś powodu nikt nigdy nie uczył "jak się zachować, gdy wrócisz z martwych". Trochę w tej sferze improwizuję.

- Spójrz na to z innej strony - powiedział Remus z delikatnym uśmiechem. - Szlachetny i Najstarszy Dom Blacków zawiódł pod kątem savoir vivre'u.

- Oj, wiem - przyznał Syriusz. - Prawie chciałbym, żeby ta stara wiedźma była nadal żywa, żeby zobaczyć, jak dostaje zawału z rozczarowania.

- Zawsze możesz powkurzać jej portret, jeśli to sprawi, że poczujesz się lepiej - powiedział Remus, a jego uśmiech tylko się powiększył. - Choć ja osobiście wolałbym, by poziom hałasu w tym domu nie przekraczał takiego zdatnego do myślenia.

- Zdecydowanie nie chciałbym przeszkadzać ci w myśleniu - powiedział Syriusz, pstrykając Remusa palcem w czoło. - Broń Boże.

- Ty cymbale - wymamrotał Remus.

- Teraz brzmisz jak stary Lunatyk. Przyznaję, że trochę się już zaczynałem martwić.

- Ty totalny, skretyniały cymbale.

- Więc, zakładam, że jednak tęskniłeś, hm? - powiedział Syriusz z uśmiechem.

- Jeśli musisz wiedzieć - Remus pchnął go pięścią w ramię.

- Cóż, wiesz, jakie jest moje ego - powiedział Syriusz. - Bycia docenionym nigdy dość.

- Syriuszu Black - powiedział Remus, patrząc mu w oczy z powagą. - Jeśli kiedykolwiek znów umrzesz, przysięgam, że cię zabiję.

- I vice versa, przyjacielu.

***

To dziwne napięcie, które było między nimi, od kiedy Syriusz wrócił, w końcu zniknęło i ich zachowanie zaczęło bardziej przypominać to sprzed Bitwy w Departamencie Tajemnic. Było podobne, ale lepsze, bo Syriusz nie był już dłużej uwięziony w domu, więc nie czuł już, że czas przecieka mu przez palce i ucieka mu połowa wydarzeń przez to, że nie może w nich uczestniczyć. Z drugiej strony, było też gorzej, bo czuł się teraz trochę przytłoczony z innego powodu - mianowicie przez pewne osoby (uh, przekształćmy to na osobę), które wciąż wpadały nieproszone.

Syriusz nie był pewien, dlaczego tak bardzo go to irytuje. To było głupie, wciąż to sobie powtarzał, że Tonks tak bardzo zachodzi mu pod skórę. Była miła, zabawna i była podziwianym aurorem - miała wszystkie cechy, które szanował. Powinien być wdzięczny, że chce spędzać z nimi czas.

Może to była ta część bycia aurorem, która go irytowała, zastanawiał się. Czuł lekką urazę, gdy był wykluczany z większości spraw Zakonu, ukrywając się. Dosłownie wariował, gdy musiał siedzieć w domu i czekać, gdy inni byli na zewnątrz i robili rzeczy, przyczyniające się do zwiększenia bezpieczeństwa w świecie czarodziejów, a co ważniejsze, do zwiększenia bezpieczeństwa Harry'ego. Nienawidził czuć się nieudolny i ciężko mu było nie dusić się z zazdrości, patrząc, jak jego młodsza o czternaście lat krewna staje się kompetentna i użyteczna i robi ekscytujące rzeczy.

Tak, to z pewnością to. Był zazdrosny o to, że ona jest aurorem - to ma sens. Cała ta część, w której czuł się źle na widok tego, jak obłapia Remusa, była zwykłym zbiegiem okoliczności i nie miała absolutnie nic wspólnego z tym, jak niepewnie się czuł w jej towarzystwie. Zdecydowanie był zakłopotany jej wysokim statusem zawodowym. W gruncie rzeczy, dużo lepiej brzmiało "Jestem aurorem", niż "Jestem wydziedziczonym socjalistą z kryminalną przeszłością i brakiem perspektyw".

Racja. Dobrze, że to z sobą wyjaśnił.

Cóż. Jego mózg już sobie wytłumaczył całą tę dlaczego-Tonks-sprawia-że-Syriusz-traci-zmysły sytuację, ale jego ciało wciąż go zawodziło, nie potrafiąc powstrzymać wywracania oczami za każdym razem, gdy opierała się o Remusa z czułością, czy wyciągała od niego jakąś zabawną anegdotę.

Czy on to właściwie lubił?

Nie mógłby, prawda?

To wyglądało tak irytująco. Remus z pewnością był coraz bardziej zirytowany, ale jednocześnie był też zbyt miły, by coś na ten temat powiedzieć.

Czy ona zdawała sobie z tego sprawę? Czy ona potrafiła przed sobą przyznać, że Remus jest po prostu przesadnie miły i pozwala ludziom się wokół niego kręcić, bo jest wilkołakiem i przywykł do bycia obywatelem drugiej klasy? Nie powinna tego wykorzystywać. Powinna zdawać sobie z tego sprawę i szanować jego prawo do nie bycia na okrągło obłapywanym przez irytujące rzeczy.

(Najwidoczniej Remus tak dobrze nauczył się maskować prawdziwe uczucia, że nie było po nim ani trochę widać tego zirytowania. Jak on tego dokonał? Syriusz z chęcią też by się tego nauczył. Zaczynając od teraz, właściwie.)

Im większe było zgromadzenie, tym ciężej mu było się hamować. Co było niewłaściwe, bo teraz bardzo często był częścią grupy. Od tak dawna marzył o tym, by być przydatnym dla Zakonu i brać udział w podejmowaniu decyzji. Teraz w końcu dopiął swego, ale ich spotkania nie były już dla niego niczym aż tak upragnionym. Głównie dlatego, że musiał wysłuchiwać, jak Tonks namawia Dumbledore'a, by razem z Remusem wykonywać poszczególne misje (prośby te były zwykle aprobowane, wbrew szczerym protestom Syriusza.) A co gorsza, Dumbledore co jakiś czas powracał z pomysłem, by Remus kontynuował swoje przymierze z wilkołakami. (Po trupie Syriusza. Musiał się powstrzymywać, by nie przeskoczyć przez całą długość stołu i nie chwycić Dumbledore'a za brodę za każdym razem, gdy ten temat się pojawiał.)

Działo się tak prawdopodobnie dlatego, że jego cierpliwość była już na wyczerpaniu z powodu stresu, jakim był obarczony, myśląc o tym, w jak wielu sytuacjach nie udało mu się zachować spokoju na spotkaniach z członkami Zakonu.

Molly kręciła się w pobliżu z talerzem pełnym ciastek, nie-tak-subtelnie podsuwając je co chwila pod nos Remusowi. Zamiast próbować go obronić, Tonks wspierała w tym Molly, wypełniając talerz Lupina niebotyczną porcją słodyczy. Remus być może był już wyszkolony w ukrywaniu irytacji na zabiegającą o jego uwagę Tonks, ale nie zamierzał się kłopotać ukrywaniem swojego zbulwersowania na to namawianie go do jedzenia. Żadna z kobiet nie wyglądała na poruszoną jego reakcją.

Cierpliwość Syriusza się skończyła.

Podszedł i odebrał Remusowi talerz.

- Ja to wezmę, dzięki - powiedział ostro.

- Ej! - obruszyła się Tonks. - To dla Remusa.

- Remus ich nie chce!

- Oczywiście, że chce - nie zgodziła się Molly. - Zawsze zjada parę ciasteczek po spotkaniu.

- Może chciałby któreś zjeść, gdybyście pozwoliły mu decydować - powiedział Syriusz. - Dajecie mu nie te, co trzeba.

- Nie bądź ślepy - zadrwiła Tonks. - To są przecież jego ulubione.

- To zdecydowanie nie są jego ulubione - powiedział Syriusz, z pewnością w głosie.

- Tak, są - powiedziała Tonks, wskazując na stos czekoladowych ciasteczek. - Kocha je.

- Nie wiem, jak mógłby je kochać - kłócił się Syriusz. - Lunatyk nienawidzi czekolady.

- Co? - spytała Molly.

- Skończ, Syriuszu - powiedziała Tonks. - Nie potrafi przestać ich jeść.

- Właściwie... - zaczął Remus.

- On uwielbia czekoladę - zapewniała Molly.

- Nienawidzi - powtórzył Syriusz.

Nagle wszyscy w pomieszczeniu wgapiali się w Remusa. Remus wyglądał, jakby bardzo potrzebował peleryny niewidki.

Kochasz czekoladę, prawda? - zasugerowała Tonks z niepewnością w głosie.

- Cóż... - zaczął Remus, wgapiając się w jakiś interesujący fragment tapety na ścianie.

- Zawsze trochę jesz - przypomniała mu Molly.

- Tak. Cóż.. - powiedział Remus.

Wszyscy wciąż się w niego wgapiali.

- Niejestemnajwiększymfanemczekolady - powiedział pospiesznie.

- Co? - powiedziało kilka osób na raz.

- Ha! - wykrzyknął Syriusz, z tryumfem wciskając sobie czekoladowe ciastko do ust.

Tonks miała wyraz twarzy przypominający wyraz twarzy u dziecka, któremu uświadomiono, że święty Mikołaj nie istnieje.

- Ale ty zawsze je zjadasz! - powiedziała, niedowierzając. - Jesz więcej, niż inni!

- Tak, cóż - Remus wyglądał na zakłopotanego. - Ma medyczne właściwości. A ja potrzebuję, uh, tego rodzaju lekarstwa, w związku z moją przypadłością.

- On potrzebuje czekolady, ale źle mu się kojarzy, więc w konsekwencji jej nie lubi - wytłumaczył Syriusz niechętnie.

- Och - powiedziała Tonks.

- Rozumiem - przyznała Molly.

- Umm, przepraszam - wybąkał Remus.

Wszyscy wciąż patrzyli na Remusa z niedowierzaniem. A on wciąż wyglądał, jakby chciał zapaść się pod ziemię.

- Ja tam zawsze wolałem Musy-Świstusy - orzekł radośnie Dumbledore.

***

Po spotkaniu Remus i Syriusz udali się na drinka do biblioteki w Grimmauld Place 12.

Tym razem cisza była raczej towarzyska, niż krępująca, ale i tak zajęło Remusowi trzy kremowe piwa, by ją przezwyciężyć.

- Nigdy ci nie mówiłem, że nie lubię czekolady - powiedział w końcu.

- Pfff, jakbyś w ogóle musiał - prychnął Syriusz i machnął ręką, jakby sama idea, że mógłby nie wiedzieć, była irracjonalna. - Robisz tę minę. Tę bardzo specyficzną, lunatykową minę, która się pojawia dopiero w momencie, gdy jesz czekoladę. Jakbyś był osobiście urażony samym faktem, że ona istnieje. I zawsze jest dwa razy gorzej, kiedy ktoś inny daje ci czekoladę, bo czujesz się zobligowany do tego, żeby ją zjeść. Starasz się wyglądać, jakby naprawdę ci smakowało, ale twój uśmiech jest po niej krzywy i pełen bólu.

- Nie... nieprawda - powiedział Remus z niedowierzaniem. - Nie robię żadnej miny.

- Robisz. Robisz ich nawet kilka. Mógłbym narysować cały schemat tych wszystkich nienawidzę-czekolady min. Ha! Mógłbym to nazwać "fazy czekoladowego księżyca". Mógłbym to zrobić. Szkoda tylko, że beznadziejnie rysuję.

- Schemat jest niepotrzebny. Zwłaszcza, że nie robię żadnych min.

- Robisz - zaśmiał się Syriusz. - Ale to nie ma znaczenia. I tak bym o tym wiedział, bo zawsze oddawałeś mi czekoladę, gdy ją od kogoś dostawałeś. Był tylko jeden rodzaj, tabliczka od Honeydukesa, którą tolerowałeś bardziej od innych i zawsze miałeś gdzieś pod ręką w razie awarii. Ale gdy dziewczyny dawały ci pudełka z tymi fancy czekoladkami. zawsze je oddawałeś mi, Jamesowi lub Peterowi. Myślę, że Peter był zazdrosny o to, że dawałeś mi najwięcej.

- To było lata temu - zdumiał się Remus. - Jakim cudem w ogóle o tym pamiętasz?

Syriusz nieco się zasmucił.

- Niewiele się wydarzyło w ciągu ostatnich piętnastu lat, o czym chciałbym pamiętać. Prawdopodobnie rozpamiętuję stare, dobre czasy bardziej, niż ktokolwiek - wzruszył ramionami.

To było trzeźwiące wyznanie. Remusa ukłuło poczucie winy, bo niezależnie od wszystkich trudności, z jakimi się mierzył, nie było to prawie wcale tak ciężkie, jak to, co przeżył Syriusz. Nie potrafił sobie nawet wyobrazić, jak musiało być przez cały ten czas w Azkabanie. Trwał w ciszy przez chwilę, nie będąc pewnym, czy Syriusz chce o tym rozmawiać, czy jest to dla niego jednak zbyt bolesny temat.

- Jak to było... - zaczął Remus, chcąc spytać o Azkaban, ale zmienił temat w chwili, gdy zobaczył, jak Syriusz nagle zastyga. - ...umierać, mam na myśli.

Okej, może to wcale nie był lepszy temat. Nie chciał o to pytać. To z pewnością piwo kremowe rozwiązało mu język. Ale właściwie, zastanawiał się nad tym. Okrutnie często, szczerze powiedziawszy.

- Nie mam pojęcia, stary - powiedział Syriusz, ponownie wzruszając ramionami. - Według Hermiony wcale nie umarłem.

- Ale przeszedłeś przez zasłonę - powiedział Remus. - Nie powstrzymała cię przed tym. Widziałem to na własne oczy. Jedyne, co zrobiła, to wyciągnęła cię stamtąd. Przeszedłeś przez zasłonę.

- Sam nie wiem - powiedział Syriusz, marszcząc brwi. - Niewiele z tego pamiętam.

- Nie pamiętasz wpadania?

- Wielu rzeczy nie pamiętam. Byłem bardzo zdezorientowany, kiedy wyszedłem. Myślę, że ta luka w moim umyśle jest znacznie większa, niż tylko te dwa tygodnie, podczas których tam tkwiłem. Równie dobrze mógłbym w tym czasie nie żyć, bo wszystko jest dla mnie kompletnie puste.

- Może to i lepiej. Widok twojej twarzy, gdy zorientowałeś się, że wpadasz, był jedną z najstraszliwszych rzeczy, jakie widziałem. Nie chciałbyś tego pamiętać.

- Nie wiem - wyraz twarzy Syriusza stał się mroczniejszy. - Nie lubię świadomości, że coś mi umyka. I kto powiedział, że brakuje mi tylko wspomnień? Nie czuję się najlepiej, od kiedy stamtąd wyszedłem.

- Jak dla mnie wyglądasz całkiem normalnie - rzekł Remus ostrożnie.

- Och, nie są to rzeczy, które byłyby zauważalne. Głównie zawroty głowy. Problemy z koncentracją. Ręce mi się trzęsą, czasem, gdy coś piszę. Czasem mam bardzo dziwne sny. Drobne rzeczy. To zresztą nieważne. Nie powinienem narzekać, przynajmniej jestem żywy - Syriusz podniósł kapsel od butelki kremowego piwa i podrzucił kciukiem, jakby to, co powiedział, nie miało żadnego znaczenia. - Nie mów o tym Harry'emu. Nie chcę go martwić bez powodu. Wszystko ze mną w porządku.

- Dla mnie to nie brzmi, jakby wszystko było w porządku - powiedział cicho Remus.

- Te rzeczy same w sobie nie są dla mnie problematyczne. Bardziej się przejmuję tym, że w pewien sposób są przypomnieniem tego, że nie powinno mnie tu być. To dziwne uczucie.

- Powinieneś tu być - Remus zaskoczył sam siebie tym, jak empatycznie brzmiał jego głos. - Powinieneś tu być tak bardzo, że nawet cały wszechświat się przearanżował dla ciebie w taki sposób, byś mógł tu wrócić.

Syriusz prychnął ironicznie.

- Wszechświat i tak nie ma dla mnie żadnego celu - nie zgodził się. - Hermiona Granger zdecydowała się na to, by powiedzieć wszechświatowi, kto jest panem, i co najdziwniejsze wygrała.

- Jest bardzo mądrą czarownicą - powiedział Remus, uśmiechając się sentymentalnie. - Nie dziwi mnie, że jej się to udało. Fantastycznie się ją uczyło.

- Tak - zgodził się Syriusz. - Masz rację.

Remus uniósł w zdziwieniu brwi.

- Nie przesłyszałem się? Właśnie zasugerowałeś, że ty uczyłeś?

- A co? - spytał Syriusz. - Tak ciężko w to uwierzyć?

- Taka informacja od osoby, która nie mniej niż dwieście osiemdziesiąt sześć razy powiedziała mi, że ma okropną alergię na zadania domowe? Tak.

- Siedziałem z nią osiem i pół miesiąca, wiesz. Co innego mielibyśmy robić?

- Ty. Nauczycielem - rzekł Remus, kręcąc głową z niedowierzaniem.

- Prędzej nierozsądnym mentorem - poprawił go Syriusz. - I to był jej pomysł. Ja się po prostu nudziłem.

- Aż drżę na myśl o tym, czego jej nauczyłeś.

- I powinieneś - uśmiechnął się krzywo Syriusz.

- Właściwie to jestem zaskoczony, że obydwoje wyszliście z tego bez szwanku. Jestem pod wrażeniem.

- Co to właściwie miało znaczyć? - uśmieszek Syriusza znów się pojawił, a jego skupione szare oczy przyszpiliły Remusa z podejrzliwością.

- Tylko tyle, że prędzej oczekiwałbym, że się nawzajem powybijacie, bez mediatora przez te osiem miesięcy - wyjaśnił Remus. - Oboje macie, umm, dominujące osobowości. Spodziewałbym się jakiegoś starcia.

- Dlaczego? Wydaje ci się, że tak ciężko ze mną wytrzymać? - spytał obronnie Syriusz.

- Co? Ja? Nie. Oczywiście, że nie - Remus żałował, że się w ogóle odezwał. - Ani trochę.

- W takim razie, nie wiem, czemu ona miałaby mieć ze mną jakikolwiek problem. Jest okropnie podobna do ciebie, wiesz?

- Jest? - spytał Remus z zaskoczeniem.

- Chorobliwie. Jest jak mały Mini-Luniaczek.

Remus uniósł sceptycznie brew.

- Dogadujemy się w wielu kwestiach w sferze edukacji, ale nie wydaje mi się, byśmy byli do siebie aż tacy podobni - powiedział.

- Oczywiście, że jesteście - zapewniał Syriusz. - Całe szczęście dla mnie, że nie chodziła z nami do szkoły, bo z pewnością by mnie zastąpiła w roli twojego najlepszego przyjaciela. Jak mógłbym konkurować z całą jej wiedzą?

Remus zamrugał i spojrzał na Syriusza w sposób, jakby ten właśnie odezwał się w języku goblideguckim.

- Co?

Syriusz przyglądał się nieotwartej butelce ognistej whisky, leżącej na stole. Wzruszył jednym ramieniem.

- Po prostu nad tym myślałem - powiedział niemrawo.

- Syr... Łapo - powiedział Remus. - Nie ma nikogo, kto mógłby cię zastąpić w roli mojego najlepszego przyjaciela. To absolutnie niemożliwe.

- No nie wiem - powiedział Syriusz. - Może. Wracając. Mówiłem ci, że nie jest ze mną najlepiej od tamtej pory. Powinieneś się już zresztą przyzwyczaić do mnie, brzmiącego jak szaleniec.

Uniósł palec w górę i pokręcił nim przy głowie w geście szaleństwa, śmiejąc się ochryple.

Remus patrzył z dezaprobatą, jak sięga do stołu i przysuwa do siebie butelkę ognistej whisky, lejąc do pustej szklanki sporą porcję.

- Nie chciałem sugerować, że ty jesteś szalony. Nie jesteś. Ani popsuty - zapewniał Remus. - Spójrz, szczerze, jeśli komukolwiek tu miałoby brakować piątej klepki, to mi.

To stwierdzenie nie miało na Syriusza takiego wpływu, jak Remus miał nadzieję, że będzie mieć. Syriusz wtopił się bardziej w krzesło, na którym siedział i patrzył sztywno na swoją szklankę.

- Och?

- To bardzo żenujące - przyznał Remus. - Ale przez większość czasu, gdy byłeś martwy, wyobrażałem sobie, że jesteś tu ze mną.

- Tak? - spytał Syriusz dziwnym głosem. Wziął ogromny łyk whisky i zaczął kaszleć, przeliczając swoje możliwości.

- Tak - westchnął Remus. - Właściwie teraz dotarło do mnie, że ty naprawdę byłeś w pobliżu. Ale chodziło mi o to, że miałem wrażenie, jakbyś był dokładnie obok mnie. Gdybym nie wiedział swego, myślałbym, że mnie nawiedzasz.

- Och - wymruczał Syriusz. Pomału spojrzał w górę, delikatnie widoczne poczucie winy wykwitło na jego twarzy. - Spójrz, Remusie, ja...

Remus stężał, wyczuwając, że Syriusz chce powiedzieć coś ważnego. Jego serce podskoczyło w oczekiwaniu, spodziewając się ze strony Syriusza jakiegoś wyznania.

Oczywiście była to bardzo głupia myśl.

Syriusz nagle dopił resztkę ognistej whisky i odłożył z hukiem pustą szklankę na stół. Szeroki grymas rozciągnął się nienaturalnie na jego twarzy.

Oczywiście, że nie jesteś wariatem - zadeklarował. - W sensie, jak ktokolwiek mógłby przestać o mnie myśleć? To całkowicie naturalne, że wyobrażałeś sobie, że wciąż tu jestem. Jestem zbyt niesamowity, by o mnie zapomnieć.

Remus jęknął z rozczarowaniem. Czy Syriusz sobie z niego żartował? Czy wyczuł prawdziwe troski Remusa i wytarł nimi jego twarz, mówiąc, że jest w błędzie? Przypominając mu, że to on był tym, który spędził lata, zauroczony Syriuszem, a nie odwrotnie?

Nie, upomniał sam siebie. Syriusz nie byłby tak okrutny. Nie może tego wiedzieć. Po prostu wciąż jest tym nieczułym, idiotycznym sobą.

Ta wiedza nie powstrzymała jego klatki piersiowej od bólu spowodowanego nietaktem jego przyjaciela.

- Więc - dodał szybko Syriusz, zanim Remus miał szansę coś jeszcze sobie pomyśleć. - Ty. Tonks. Coś tu jest zdecydowanie na rzeczy. Powiedz mi więcej.

- Cóż... tam nie ma niczego więcej - powiedział Remus. - Jesteśmy tylko przyjaciółmi. Dobrze się dogadujemy i czasem więcej rozmawiamy. Nie ma o czym opowiadać.

- No dawaj, Lunatyku - narzekał Syriusz. - Musiałbym być ślepy, by nie zauważyć, że coś się między wami dzieje. Może jeszcze się nie zaczęło, ale zdecydowanie chce. W czym problem?

- Nie ma żadnego problemu - powiedział Remus, krzyżując ramiona. - Jesteśmy przyjaciółmi. Dora i ja znaleźliśmy wspólną płaszczyznę. Była dla mnie bardzo miła kiedy ja byłem... w rozsypce.

- Dora, co? - powiedział Syriusz wszechwiedząco, biorąc łyk kolejnego drinka (którego zdążył sobie dolać w momencie, którego Remus nie zarejestrował).

- Tak ma na imię.

- Nie ma - powiedział Syriusz. - Dla szerszej publiczności jej imię brzmi Tonks. Tylko jej rodzice nazywają ją Dora. Nawet ja nie nazywam jej Dora.

Remus zmieszał się, nie do końca wiedząc, dlaczego Syriusz tak naciskał. Czy nie podobał mu się pomysł, by mógł być z jego kuzynką? Jeśli tak, dlaczego nie powie mu tego wprost? Może myślał, że Remus nie szanowałby jego opinii?

- Ona chciała, bym ją nazywał Dora - powiedział gładko.

- Bo na ciebie leci - powiedział Syriusz. Patrzył na Remusa intensywnie.

Remus wzruszył ramionami.

- Może. Ale to nie znaczy, że coś między nami jest.

- Dlaczego, do diaska, nie? - spytał Syriusz.

Remus zamarł. To zdecydowanie nie było pytanie, na które miał przygotowaną jakąkolwiek odpowiedź. Przynajmniej nie głośno.

Bo to nie byłoby w stosunku do niej fair, zabrzmiało w sercu Remusa. Za bardzo kocham kogoś innego.

- Bo nie byłbym dla niej odpowiedni - powiedział zamiast tego. To był powód tylko odrobinę mniej trafny od tego głównego.

- To największe trollowe łajno, jakie powiedziałeś - zaprzeczył mu Syriusz. - Wliczając w to tę okropną historyjkę, którą poczęstowałeś McGonagall, o tym niewidzialnym świstaku, który zjadł twój esej z transmutacji.

- Tak naprawdę to ty zjadłeś mój esej - przypomniał mu Remus.

- Zostawmy przeszłość - powiedział Syriusz. - To nieistotne. Byłbyś dla niej cholernie idealny i dobrze o tym wiesz.

- O, tak - powiedział Remus, wywracając oczami. - Bezrobotny wilkołak, prawie dwukrotnie w jej wieku. Nie wymarzyłbym sobie lepszego kandydata.

- Lunatyku - powiedział ostrzegawczo Syriusz.

- Nie Lunatykuj mnie! - powiedział ostrożnie Remus. - Tylko ty na to naciskasz! Ja jestem zadowolony z tego, jak wszystkie sprawy teraz się mają.

Syriusz uniósł brwi i podzielił się z nim spojrzeniem pełnym niedowierzania.

- Jesteś tego pewien? - spytał. - Jesteś całkowicie kontent z tego, jak twoje relacje teraz wyglądają?

- Tak - odparł Remus surowo.

Nie, odparło serce Remusa.

Syriusz tylko patrzył na niego i podążał palcem po krańcu szklanki.

- Dobrze - powiedział w końcu.

- Tak - powtórzył Remus. - Dobrze. Wszystko jest dobrze.

***

Jeśli by się zbytnio nie przyglądał, Syriusz mógłby przysiąc, że wszystko właściwie było dobrze.

Remus pierwszorzędnie wprost udawał, że wszystko wróciło do normy. Gdyby Syriusz nie analizował wszystkiego aż nadto, byłby w stanie uwierzyć w to, że z Remusem było już dużo lepiej i że nie miał powodu, by się czymkolwiek troszczyć.

Być może Remusowi faktycznie trochę się już polepszyło, ale to wciąż nie było lepiej-lepiej. Syriusz spędził już wystarczająco szkolnego czasu, obserwując jak próbuje ukryć skutki kolejnej przemiany i zakryć wszystkie siniaki i rany, jakby nie było to nic niezwykłego, by teraz zignorować, że jednak coś jest nie tak. Dobrze wiedział, kiedy Remus udawał. Zdradzał się ledwo zauważalnym drżeniem dłoni; zostawianiem na wpół zjedzonych kanapek na talerzu; sekundę zbyt długimi przerwami, gdy ktoś do niego mówił; tym, że nigdy przypadkowo nie dotykał Syriusza. To ostatnie było najbardziej alarmujące. Jako dzieciaki, Remus i Syriusz tworzyli zwyczajną parę przyjaciół. Wspólnie się wygłupiali, wbijali łokcie w bok tego drugiego, było to dla nich czymś normalnym, by objąć przyjaciela ramieniem. Jako dorośli nie byli już tak dotykalscy ze sobą, ale nigdy nie było między nimi dyskomfortu.

Remus zachowywał się teraz, jakby było mu bardzo niekomfortowo i to spostrzeżenie zdawało się być dla Syriusza tym najboleśniejszym. Miał wrażenie, jakby Remus uważał go za jakieś niepewne widmo i jeden niewłaściwy ruch mógł sprawić, że rozpłynie się z powrotem w świecie umarłych.

Syriusz chciał z nim o tym porozmawiać, ale jak miałby to zrobić? Nie powinien był wiedzieć, jak zachowywał się Remus, gdy go nie było. Remus nie wiedział, że Syriusz obserwował go przez cały ten czas i widział, jak źle z nim było. A bez tej wiedzy, Syriusz zapewne uznałby obecne zachowanie Remusa za symptomy tego, że dobrze sobie z tym radzi i jest z nim całkiem dobrze.

Prawie nie potrafił być zły na Molly i Tonks za obsesyjne opychanie Remusa przy każdej możliwej okazji. Ciężko było tego nie robić, widząc to, jak Remus zupełnie o siebie nie dba.

(Wciąż jednak był na nie o to zły. Tak dla zasady.)

Dla Syriusza było to jednak bardziej, niż pewne, że to nie będzie działać. Remus nie będzie słuchał nikogo, kto cokolwiek na nim wymusza. Kiedy Syriusz odkrył, że jest wilkołakiem, nie próbował mu pomóc długimi wywodami o tym, by był bezpieczny. Pomagał mu, stając się animagiem i po prostu będąc wtedy razem z nim. Teraz też musiał być razem z Remusem. Jedynym problemem było to, że nie wiedział, jak.

Jakiekolwiek myśli zaprzątały Remusowi głowę były dużo trudniejsze do odgadnięcia, niż fakt bycia wilkołakiem. Wilkołactwo było problemem zauważalnym w sposób namacalny i wiązało się z konsekwencjami, którym można było zapobiec. Syriusz być może nigdy nie odczuje, jak to jest być wilkołakiem, ale było to cierpienie, które potrafił sobie wyobrazić.

Obecny Remus, z określonymi zasadami, smutnym spojrzeniem i nieuporządkowanymi manierami, był kompletną zagadką. Syriusz był jednak zdeterminowany, by go rozgryźć.

Roztrząsanie spraw wydawało się być dobrym pomysłem na rozpoczęcie rozplątywania Remusa.

- Chcesz pojechać na wakacje? - zaproponował radośnie podczas śniadania.

- Wakacje? - powtórzył Remus. Odłożył kawałek tosta, który smarował kremem cytrynowym i spojrzał na Syriusza ze zdziwieniem. - Coś jakby... wycieczka?

- Tak! - odpowiedział entuzjastycznie Syriusz. - Dokładnie jak wycieczka!

- Ale... powinniśmy obserwować Śmierciożerców - powiedział Remus.

- Jestem pewien, że będziemy w stanie wyśledzić paru Śmierciożerców w przyjemniejszej lokalizacji - powiedział Syriusz. - Ale to nie musi być wcale długa wycieczka. Możemy gdzieś pojechać nawet na dzień czy dwa.

- Hmm... zgoda. Myślę, że nic się nie stanie. Jestem pewien, że nie możesz się doczekać zmiany scenerii po tym wszystkim, co cię spotkało - zgodził się Remus. - Gdzie chciałbyś się wybrać? Może do Lake District?

- Myślałem o czymś w stylu Tortugi.

Syriuszowi spodobał się wyraz zdziwienia, malujący się na twarzy Remusa.

- To bardzo daleko - powiedział Remus.

- Właśnie o to chodzi - powiedział Syriusz. - Musimy zmienić otoczenie. Dystans nie stanowi najmniejszego problemu, bo możemy podróżować dzięki magii. Dlatego moglibyśmy udać się w jakieś interesujące miejsce.

- W Lake District jest interesująco - nie zgodził się Remus.

- Zbyt zwyczajnie - sprzeciwił się Syriusz. - Zbyt Brytyjsko. Zbyt nudno - machnął ręką. - Przydałoby ci się trochę słońca. Jakie byłoby lepsze miejsce do chwycenia go, niż piracka stolica świata? Jako Huncwoci, myślę, że jesteśmy jej winni pielgrzymkę. Jakie miejsce byłoby lepsze do śledzenia Śmierciożerców?

- Szczerze mówiąc, wątpię, by Karaiby były najpopularniejszym miejscem na ukrywanie się Śmierciożerców - powiedział Remus.

- Dokładnie. To nam gwarantuje relaksujące wakacje. Tam będzie idealnie. Nie możesz powiedzieć, że kiedykolwiek żyłeś, jeśli nigdy nie wysłałeś listu przy pomocy tukana zamiast sowy.

- Nie wydaje mi się też, by tukany zamieszkiwały Tortugę - poprawił go sucho Remus.

- Widzisz? - powiedział Syriusz. - Praktycznie jesteś już ekspertem tego miejsca. Musimy się tam wybrać.

Remus patrzył na niego z rozbawieniem i lekkim rozczarowaniem. Widział, jak przemawia do niego ten pomysł i jak chce jednocześnie się zgodzić i go zastrzelić. Stary Lunatyk chciałby się tam udać. Ale walczył on z tym nowym, zmęczonym i obowiązkowym Remusem. Z tym Remusem, dla którego było całkowicie racjonalnym poprosić go o spędzenie tygodni z wilkołakami gdzieś w jakiejś głuszy, ale który nie potrafił wyobrazić sobie siebie na słonecznej plaży.

Spojrzenie Remusa prześlizgnęło się w dół na jego własne nogi, widząc pod spodniami każdą bliznę. Zajął się wyskrobywaniem kremu cytrynowego ze słoika.

- Jestem pewien, że nikt nie chciałby widzieć tego starego wraku w szortach plażowych - wymamrotał.

Tonks by chciała, pomyślał Syriusz (z zaskakującą goryczą). Powstrzymał się jednak przed powiedzeniem tego na głos. Nieszczególnie miał ochotę o niej wspominać, wymyślając osobiste plany ze swoim przyjacielem. Remus mógłby spytać, czy nie zechcą jej zabrać ze sobą. Ugh.

- Będziesz zaskoczony - powiedział zamiast tego Syriusz. - A nawet jeśli nie chciałbyś ich zakładać, to nikt cię nie zmusza. Możesz nawet założyć sweter pokryty muszelkami. Chodzi mi tylko o to, żeby się wybrać w jakieś interesujące miejsce.

- O, tak. Dokładnie to powinienem założyć. Nie ma nic bardziej relaksującego, niż omdlenie z powodu przegrzania.

- Właśnie o to chodzi! - uśmiechnął się Syriusz. - Więc, jesteś gotów, by zacząć się pakować?

Remus westchnął głośno.

- Zakładam, że nie zamierzasz rezygnować z tego pomysłu?

- Nie.

- Zasługujesz na to, żeby się stąd wyrwać - przyznał Remus. - Spędziłeś niesprawiedliwie w więzieniu zbyt wiele czasu.

- Dokładnie - potwierdził Syriusz.

- Musimy wrócić przed pełnią księżyca. Nie chcę się przemienić w jakimś nieznanym miejscu. To zbyt ryzykowne.

- Taki właśnie miałem plan - zgodził się Syriusz.

- Właściwie to nawet już nie mam żadnego stroju do pływania - przyznał Remus.

- Temu z pewnością łatwo zaradzić! - powiedział Syriusz z ekscytacją. - I tak obiecałem Molly, że pójdę na zakupy. Wybiorę jakiś dla ciebie!

- Będę tego żałował - westchnął Remus

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Potajemny Pocałunek #2 - "Wzloty i upadki"

Dorastanie - Rozdział drugi

Dorastanie - Rozdział dziesiąty