Obserwator #5 - Odkrycie | wolfstar

 Syriusz obudził się w sterylnym pomieszczeniu z białymi ścianami i zbyt jasnym oświetleniem. Harry leżał na krześle, tuż obok jego łóżka.

Próbował podnieść się do siadu, przekonując się w tej samej chwili, że każda. Jedna. Część. Jego. Ciała. Boli.

- Uuuuuhhhhh - wyjęczał i opadł z powrotem na zbyt sztywną poduszkę.

- Syriusz? - Harry z twarzą ściągniętą z napięcia podniósł się szybko i pochylił w jego kierunku.

- Uhhh - odpowiedział. Tym, co chciał powiedzieć, było "co się stało?", ale najwyraźniej jego mózg i usta jeszcze nie współpracowały.

- Jesteś w Św. Mungu - powiedział Harry, rozumiejąc bezbłędnie, co znaczyło jego "uhhh", bardzo mądry dzieciak.

Twarz Remusa zjawiła się wkrótce obok twarzy Harry'ego, choć Syriusz nawet nie zdawał sobie sprawy z jego obecności. Wyglądał na przybitego i zmęczonego.

- Gratulacje - powiedział. - Znalazłeś przeklęty artefakt.

Syriusz próbował się uśmiechnąć i unieść kciuk w górę, ale jego ramię za bardzo bolało, by temu podołać.

- Uuuhhh - powiedział miast tego.

- Pójdę po Dumbledore'a - powiedział Remus.

***

Po kilku odczarowujących zaklęciach, które wypowiedział Dumbledore, Syriusz był wreszcie w stanie usiąść i wypowiadać pełne zdania.

Remus nie potrafił się powstrzymać od krążenia wokół niego ze zmartwieniem, ale w momencie, w którym upewnił się, że z Syriuszem wszystko gra i nie jest trwale uszkodzony, wycofał się w najdalszy kąt pomieszczenia.

Jego dystans częściowo spowodowany był tym, że jeszcze sam nie potrafił określić, jak się czuje przez to, co zrobił Syriusz, a częściowo bał się, że przez swoje zmartwienie zrobi coś, co potwierdzi jego uczucia do Blacka, a których ten z pewnością był już świadom.

Kiedy usłyszał na targu głosy i krzyki, że ktoś jest ranny, nie spodziewał się w żadnym razie, że znajdzie Syriusza pośrodku tłumu.

Syriusz leżał płasko na ziemi i był tak blady, jakby dopiero został wyszarpany zza zasłony. Jego oddech był tak słaby, że Remus wyczuł go dopiero, gdy znalazł się naprawdę blisko i bał się, że Syriusz już nie żyje.

NIE, krzyczała każda cząsteczka ciała Remusa. Nie. Nie mogę na to pozwolić. Nie. Mogę.

To. Się. Nie. Dzieje.

Kilku ludzi zostało mocno odepchniętych, gdy Remus zbliżał się do środka zamieszania. Kilku innych westchnęło ze zdziwienia, gdy wyciągnął różdżkę, by posłać w górę flarę, tak by inni mogli ich szybko odnaleźć. (Kingsley nie był zadowolony z ilości mugoli, którym trzeba było usunąć pamięć, ale to była ostatnia rzecz, którą Remus się interesował.)

Ręce Remusa drżały tak mocno, że miał problem z wycelowaniem różdżką w Syriusza, wypowiadając wszystkie odczarowujące zaklęcia, jakie znał. W oczekiwaniu na pomoc, był w stanie przywrócić oddech Syriusza do normalności, ale nic nie potrafiło go obudzić.

Co jeśli Syriusz nigdy się nie obudzi?

Dziewczyna w Hogwarcie dotknęła zaklętego naszyjnika kilka miesięcy temu i do tej pory się nie obudziła, prawda? Co jeśli Syriusz skończy tak, jak ona? Co jeśli z nim będzie gorzej?

Co jeśli już nigdy nie wrócą na Grimmauld Place 12? Co jeśli znów nie zarwą całej nocy na rozmowach? Nie napiją się razem po spotkaniu Zakonu? Nie pojadą na kolejną spontaniczną podróż? Ani nie posiedzą wspólnie w błogiej ciszy? Czy miał już nigdy nie zobaczyć zmarszczek, tworzących się wokół oczu Syriusza, gdy wypowiada któryś z tych żartów, które śmieszyły tylko jego i Jamesa? (Żartów, które bawiły też Remusa, choć udawał, że wcale tak nie jest.)

Nigdy było najgorszym słowem na świecie.

Czy byłby w stanie to powstrzymać, gdyby nie rozdzielili się z Syriuszem? Czy to była jego wina, bo uciekł?

Oczy Remusa płonęły, ale zmuszał się do zachowania spokoju, przynajmniej do chwili, gdy nie zabiorą Syriusza do Św. Munga.

Potem zmusił samego siebie do pozostania spokojnym, by przyprowadzić Harry'ego.

A potem nie miał wyjścia, jak pozostać spokojnym, bo był z nimi Harry, a Remus był dorosły, prawda? Musiał być dorosły i pozostać spokojnym dla niego.

Czuł, jakby się dusił wewnątrz tego udawanego spokoju. To uczucie szło w górę jego przełyku, blokując nos i próbując się wydostać jego oczami. Krztusił się opanowaniem; był tak spokojny, że jeszcze chwila, a straciłby umiejętność robienia czegoś tak destrukcyjnego, jak wzięcie oddechu.

Nie miał innej opcji, niż się wycofać, gdy tylko Syriusz poczuł się nieco lepiej, bo gdyby ten choć na chwilę spojrzał mu teraz w oczy, to te wszystkie warstwy, okrywające inne warstwy, przykryte kolejnymi warstwami, rozpadłyby się na kawałeczki, a on sam by się załamał.

A to byłoby... bardzo niewygodne.

Wprost upokarzające.

Byłoby to odwrotnością pokazania Syriuszowi tego, jak słabo na niego wpłynął. I zupełną odwrotnością tego, jak bardzo chciał samego siebie przekonać, że potrafi sobie poradzić bez Syriusza, dziękuję bardzo. Bo, dobry Merlinie, musiał sobie bez niego poradzić. Przecież to nie był ostatni raz, gdy coś podobnego miało miejsce. Syriusz Black był niepokorny i szalony, i nigdy się to nie zmieni. Kochać Syriusza, to tak, jakby kochać tykającą bombę. Remus wiedział o tym najlepiej.

Wiedział o tym, ale nie potrafił tego powstrzymać.

Wiedział o tym, ale nie potrafił tego powstrzymać

***

- Cholera, nie kupiłem mojej papeterii! - narzekał głośno Syriusz.

Po tym, gdy to powiedział, zorientował się, że nie powinna to być pierwszą rzeczą, którą się oznajmia po przezwyciężeniu śmierci. Pewnie powinien spytać o więcej szczegółów na temat tego, co się stało, lub spytać Harry'ego, jak się czuje. Ale nie potrafił inaczej. Odkąd odzyskał przytomność najważniejszą rzeczą, którą zauważył, był fakt, że im bardziej był przytomny, tym większy dystans zachowywał Remus. Ostatnie nadzieje, które miał na to, że po tym wypadku przepaść, która powstała między nimi, choć trochę się zmniejszy, przepadły. Nawet mimo tego, że prawie umarł, Remus wciąż go unikał.

Naprawdę to schrzanił.

A jego próby naprawienia tego, wyszarpywały z niego oddech i przytwierdzały do przygnębiającej rzeczywistości.

Czuł się tak głupio z tym, że nie rozpoznał, czym jest ten atrament. Jeśli faktycznie myślałby w tamtej chwili o ich misji, a nie o Remusie, od razu by się zorientował. To była tak idiotycznie amatorska pomyłka... jako osoba wychowująca się w domu, w którym czarna magia i przeklęte artefakty były na porządku dziennym, nie miał na swoje wytłumaczenie żadnej wymówki. Zrobił z siebie kompletnego durnia, wystraszył Harry'ego i nie udało mu się nawet kupić głupiego kawałka papieru!

Syriusz pomału zaczynał się przekonywać, że wszechświat go nienawidzi.

- Mam kilka kartek, jeśli chcesz coś napisać - zaoferował Harry.

- Nie, jest dobrze - westchnął Syriusz. - Nie martw się tym. Jest dobrze. Ze mną wszystko dobrze. Jak ty się czujesz?

- Jestem tylko trochę roztrzęsiony - przyznał Harry. - Kiedy zaproponowałeś mi wagary, żeby spędzić z tobą trochę czasu, nie myślałem, że będzie to wyglądać w taki sposób.

- Ale to wciąż aktualne! - zapewnił szybko Syriusz. - Co powiesz na jutro? Chcesz się spotkać jutro?

Jutro? - spytał Harry, z zaskoczeniem w głosie. - Ale ty...

- Jutro będziesz spać calutki dzień - wtrąciła się pielęgniarka. - Nie opuścisz tego łóżka co najmniej przez najbliższe trzy dni.

- Trzy dni! - wybuchnął Syriusz. - To chore! Czuję się dobrze! Jestem absolutnie przekonany, że mogę wrócić do domu nawet teraz!

Próbował się podnieść, by udowodnić, jak zaskakująco dobrze się czuje. Był w stanie zrobić trzy kroki, nim kolana się pod nim ugięły.

- Cóż, jestem pewien, że będzie ze mną lepiej już jutro - wymamrotał, gdy Harry z pielęgniarką podnieśli go i położyli z powrotem do łóżka.

- Myślę, że jakiś dzień w przyszłym tygodniu lepiej się do tego nada - powiedział pragmatycznie Harry. - W tym tygodniu mam dużo nauki.

- No, cóż, jeśli tak będzie lepiej dla ciebie, to pewnie - powiedział Syriusz, udając, że nie wie, że Harry po prostu nie chce, by czuł się winny. - Przyszły tydzień brzmi świetnie.

Twarz Harry'ego rozświetliła się w pierwszym uśmiechu, jaki Syriusz dostrzegł na jego twarzy od momentu, gdy się obudził.

- To jesteśmy umówieni.

***

Przez kilka następnych dni Syriusz miał wielu gości.

Remus nie był żadnym z nich.

Cóż, to nie było do końca prawdą. Syriusz był świadom tego, że Remus kręcił się po szpitalu. Był właściwie przekonany, że ten nie opuścił Św. Munga od momentu, gdy się tam zjawili. Widział go, jak rozmawia z pielęgniarkami, z Dumbledorem i innymi ludźmi, którzy przyszli złożyć mu wizytę. Rozmawiał tak naprawdę z każdym, oprócz Syriusza.

Syriusz desperacko pragnął, by Lupin przyszedł do niego i porozmawiał z nim, jeśli nie dla samej rozmowy, to chociażby po to, by Syriusz mógł na niego nawrzeszczeć, by wracał do domu i położył się spać, bo wyglądał, jakby w każdej chwili mógł zemdleć z wyczerpania.

Miał zaskakująco dużo czasu, by ubrać w słowa i przelać na papier wszystko, co chciał powiedzieć Remusowi, ale nie był już tak pewien tego, że to naprawi ich relację.

Jeśli Remus nie chciał z nim rozmawiać twarzą w twarz, po co miałby się wysilać i czytać jakiś głupi list? Dlaczego miałby traktować poważnie cokolwiek, co Syriusz by napisał? Zwłaszcza, że pisał to na głupiej kartce ze Św. Munga.

Syriusz zajęczał na widok szpitalnego logo na przodzie pustej kartki.

Okej, już może zacząć.

Drogi Lunatyku Remusie Może powinienem mówić do Ciebie Profesorze Lupin, skoro i tak zachowujesz się w stosunku do mnie, jak obcy Lunatyku,

Spójrz, nawet jeszcze nie zabrnąłem dalej, niż do twojego imienia, a ten list już jest porażką, przypomnij mi, proszę, że muszę go napisać jeszcze raz.

Aha, i udawaj, proszę, że jest napisany na jakimś ładnym pergaminie, dobra? Zamiar był taki, że ten list miał być napisany na tak ładnym papierze, że wywali cię z papci.

Czuję się okropnie.

Jestem gównianym przyjacielem.

Przepraszam. Powinienem słuchać Hermiony i się nie wtrącać. Chciałem tylko raz sprawdzić, co u Ciebie i Harry'ego. Osiem i pół miesiąca bez spotkania z wami to zbyt długi czas. Nie chciałem ingerować. Było mi ciężko, widzieć cię w takim stanie. Czy naprawdę było z tobą aż tak źle przeze mnie? Nie martw się, nie widziałem niczego żenującego, jak dłubanie w nosie czy trzepanie pod prysznicem. Cholera, teraz na pewno pomyślisz, że próbowałem to zobaczyć. Przysięgam, że nie chciałem cię przyłapać, jak sobie trzepiesz pod prysznicem. Nawet się nie zbliżałem do łazienki nie widziałem niczego złego. Po prostu rozrywało mnie od środka to, że nie mogłem odezwać się słowem do Ciebie ani Harry'ego. Chciałem z wami tylko porozmawiać. Ale na pewno to schrzaniłem, prawda? Bo znów nie mogę z tobą rozmawiać. Chyba po prostu na to zasłużyłem. Tęsknię za tobą. Proszę, wybacz mi.

To najbardziej żałosny list, jaki kiedykolwiek napisałem. Zdecydowanie go tobie nie dam.

Serdeczności,

Pozdrowienia,

Całusy i uściski,

Koniec psot,

Nawet nie potrafię wymyśleć dobrego zakończenia, jak w tych czasach ludzie kończą swoje listy?

- Łapa

 Syriusz przyglądał się przez chwilę swojej ani-trochę-nie-udanej próbie przeprosin Remusa i skrzywił się z odrazą widząc, że jest tam więcej skreślonych wyrazów, niż tych, które mają docelowo znaleźć się w liście. Zwinął papier w kulkę i rzucił w stronę kosza na śmieci.

To, że nawet nie trafił do celu, zrzucił na karb swojego stanu zdrowotnego i osłabienia klątwą, ignorując fakt posiadania beznadziejnej koordynacji oko-ręka.

***

Syriusz został wypuszczony ze Św. Munga z zaleceniami, by się nie przemęczać i jak najwięcej odpoczywać.

(Nie zamierzał tego przestrzegać.)

Remus, o dziwo, pomógł mu przetransportować się z powrotem pod Grimmauld Place 12. Syriusz chciał pokusić się o żart, że Remus teraz będzie jego prywatną pielęgniarką i będzie musiał się nim opiekować. Zamiast tego jednak ugryzł się w język i podążył za radą Hermiony. Chciał też ponarzekać trochę na to, jak rzadko Remus go odwiedzał w szpitalu. Ponownie trzymał gębę na kłódkę, słuchając się Hermiony. Gdy w końcu dotarli do domu - kiedy dokładnie zaczął myśleć o tym miejscu, jak o "domu", a przestał jak o "posiadłości pełnej agonii, należącej do jego rodziców"? Ah, tak, wtedy, kiedy Remus się wprowadził - chciał zwrócić Remusowi uwagę na to, że na czas jego pobytu w Św. Mungu w ogóle go tu nie było. Ponownie się powstrzymał i nie powiedział niczego.

Oboje okropnie się starali, by nic do siebie nie powiedzieć.

To było okropne.

Nie karali siebie tak naprawdę ciszą. Syriusz chyba wolałby takie rozwiązanie. Przynajmniej czułby bardziej dobitnie, że jest za coś karany. Mógłby doszukiwać się momentu, w którym Remus znów zacznie do niego mówić, by wiedzieć, że już jest między nimi lepiej.

Lupin jednak mówił do niego, ale tylko rzeczy takie jak:

- Wolisz Earl Gray czy Darjeeling?

I:

- Nie powinieneś być tak wcześnie na nogach, powinieneś odpoczywać.

I:

- Chyba znów będziemy jeść zupki chińskie. Zapomniałem pójść do sklepu.

Oraz:

- Swoją drogą, Dora przyjdzie na herbatę po spotkaniu, postaraj się do tego czasu nie zjeść wszystkich przekąsek.

Pstryk.

Ten ostatni dźwięk wyszedł od Syriusza, nie Remusa. Był to dźwięk trzymanego przez niego pióra, pękającego wpół, gdy Lupin powiedział Najbardziej Irytującą Rzecz Świata.

Syriusz już się poddał, próbując znaleźć jakieś racjonalne rozwiązanie jego nieracjonalnej niechęci w stosunku do kuzynki. Zbyt wiele sił tracił, próbując udawać przed Remusem, że ich relacja go w ogóle nie obchodzi. Zrobił już wystarczająco dobrego. A pozwolenie sobie na bycie zirytowanym na Tonks, pomogło złagodzić jego (prawdopodobnie bardziej uzasadnioną) irytację na Remusa. Musiał gdzieś przekierować te uczucia, a wyżywanie się na Remusie z pewnością nie pomoże mu naprawić ich wspólnego problemu.

Chyba trochę przesadzał we własnych myślach, traktując w nich kuzynkę jak worek treningowy.

Nie był właściwie pewien, czy jest w stanie spędzić z nią choć chwilę w cywilizowanych warunkach. Może powinien się ewakuować.

Taak. Zdecydowanie ewakuacja była dobrym pomysłem. I tak obiecał Harry'emu wspólne spędzenie dnia, czyż nie? Nadszedł czas, by spełnić obietnicę.

***

O, tak. Stary, dobry Harry. Świetny dzieciak. Bardzo podobny do Jamesa. Gotowy do poświęcenia dnia i złamania zasad dla przyjaciela w potrzebie. Być może nie mógł teraz liczyć na Remusa, ale zawsze mógł liczyć na Harry'ego.

Harry nie był osobą, którą trzeba było namawiać. Wystarczyło, że tylko wspomniał o Hogsmeade i ten natychmiast rzucił wszystkie książki na ziemię, a jego twarz rozświetlił uśmiech.

- Wezmę tylko pelerynę - powiedział, no i tyle.

W niedługim czasie chodzili wspólnie po Hogsmeade, w środku zajęć, i Syriusz miał prawie dobry humor.

Prawie.

Jego Remus - ta sprawa wciąż krążyła gdzieś na obrzeżach jego myśli, przeszkadzając we wszystkim, co tego dnia robił. Czuł się winny temu, że nie potrafił w pełni korzystać z czasu spędzonego z Harrym.

- Wszystko okej? - spytał podejrzliwie Harry, gdy byli już po odwiedzeniu kilku sklepów i czekali, aż Madame Rosmerta przyniesie im Piwo Korzenne. - Wyglądasz, jakby coś cię martwiło.

I wtedy coś w nim kliknęło: może to było to. Może powinien połączyć spędzanie czasu z Harrym z przeprocesowaniem tego, co dzieje się teraz między nim, a Remusem. Hermiona zawsze trafnie stawiała diagnozy. Ale może spojrzenie Harry'ego rzuciłoby nowe światło? To było w jego gestii, by jego chrześniak mógł liczyć na jego rady i wsparcie. Ale to nie znaczyło, że nie mógł dać tego samego w zamian swojemu ojcu chrzestnemu. Dzieciaki w tych czasach są bardzo mądre.

Ale musiał znaleźć jakiś sposób, by przedstawić całą sprawę tak, by nie brzmiała, jakby się nad sobą rozczulał. Jak mógłby to niepostrzeżenie wplątać do rozmowy?

- Wszystko gra - powiedział z opóźnieniem. - To wszystko przez skutki tego zaklęcia. Wybacz mi, że cię martwię. Jak w szkole?

Harry wzruszył ramionami.

- Jest mi trochę ciężko gonić za materiałem do Owutemów. Ale wydaje mi się, że generalnie idzie mi nieźle. Hermiona dużo mi pomaga w nauce. A Ron pomaga z quidditchem, i takie tam.

A-ha! Syriusz dostrzegł tu dobry punkt zaczepienia! Musi tylko trochę zagłębić się w tym temacie!

- To świetnie, Harry - powiedział ze szczerym uśmiechem. - Masz naprawdę dobrych przyjaciół.

- O, tak! - zgodził się entuzjastycznie chłopak. - Nie wiem, czy umiałbym znaleźć drugich takich. Miałem szczęście, trafiając właśnie na nich.

- W rzeczy samej - zgodził się Syriusz, próbując utrzymać tę samą tonację. - I... cóż, nietrudno zauważyć, że ci dwoje chyba mają się ku sobie.

- Nawet bardziej, niż chyba - zgodził się Harry, z nadąsaną miną. - Jestem pewien, że wszyscy to widzą, oprócz nich samych.

- Och, założę się, że Hermiona też to dostrzega - powiedział Syriusz. - Właśnie tak ja to dostrzegłem. Trudno byłoby tego nie wyłapać, słuchając przez tyle czasu, jak o was opowiada.

- Biedny - Harry uśmiechnął się lekko do niego. - Ja ledwo potrafię znieść słuchanie tego, jak się sprzeczają przez parę minut. Stają się coraz bardziej irytujący.

- Czyli ci to przeszkadza? - spytał Syriusz, mając nadzieję, że Harry nie wyłapie, że to było całe sedno tej jego przepytywanki.

Harry znów wzruszył ramionami.

- Trochę, tak myślę. W sensie, ciężko się nie przejmować tym, że twoi najlepsi przyjaciele zaczynają się dziwnie wokół ciebie zachowywać. Nie chcę się czuć odrzucony.

- Czy czasem nie masz ochoty uderzyć Hermiony w twarz?

Oczy Harr'yego poszerzyły się ze zdziwienia.

- Co? Nie. Zdecydowanie nie. Czemu niby miałbym chcieć to zrobić?

- Zazdrość? - podsunął Syriusz, zastanawiając się, czy na pewno nie zdradził się już na początku tej rozmowy.

- Uhh - powiedział Harry, marszcząc brwi. - Jeśli byłbym zazdrosny o ich relację, to nie powinienem chcieć uderzyć w twarz Rona? Wiesz, za to, że chce mi odebrać Hermionę?

- Nie wiem - powiedział niewyraźnie Syriusz. - Co o tym myślisz?

- Nie czuję się tak wobec Hermiony - wyjaśnił Harry. - Jest dla mnie bardziej, jak siostra, niż jak potencjalna dziewczyna. Ale wiem, że Ron tak ją postrzega. I naprawdę cieszyłbym się, gdyby w końcu się ze sobą zeszli i przestali zachowywać się jak totalne głupki. Ale jest mi z tym ciężko, wiesz? Bo obydwoje są moimi najlepszymi przyjaciółmi. I Ron, mimo że spotyka się z Lavender, to mnie nie ignoruje, bo traktuje ją po prostu jak swoją dziewczynę. Ale gdyby zaczął się spotykać z Hermioną, to najpewniej spędzaliby ze sobą każdą wolną chwilę, bo serio, co może być lepszego, niż być ze swoją najlepszą przyjaciółką? I boję się, że gdy to się stanie, będę odepchnięty na bok, jak piąte koło. Tak to widzę.

- Więc się martwisz. Ale nie jesteś zazdrosny - upewnił się Syriusz.

- Cóż, zazdroszczę im trochę tego, co mogą mieć - przyznał Harry. - Ale nie jestem zazdrosny o żadne z nich. Jeśli to ma jakiś sens.

Syriusz pokiwał głową. To, co powiedział Harry, miało sens. I ani trochę nie pomogło mu ustalić, czy jego nienawiść do Tonks była choć odrobinę racjonalna.

- Ale powiem ci - nagle Harry obniżył głos i przysunął się bliżej ojca chrzestnego. - Że jest ktoś, kogo chciałbym uderzyć w twarz.

- Och? - ignorując swoje mieszane uczucia, Syriusz ucieszył się, mając nadzieję, że Harry myśli choć trochę jak on.

Harry rozejrzał się, sprawdzając, czy nikt niepowołany ich nie słyszy.

- Nie możesz powiedzieć Ronowi ani słowa - wyszeptał.

Syriusz położył rękę na piersi.

- Przysięgam - powiedział ze szczerością w głosie.

- Dean Thomas - powiedział uroczyście. - Nienawidzę tego uczucia, jest w końcu moim przyjacielem i tak dalej, ale bardzo chciałbym przydzwonić mu w twarz.

- Z jakiegoś konkretnego powodu?

- Spotyka się z Ginny - powiedział ponuro Harry.

- Ginny Weasley? - spytał Syriusz, znając już odpowiedź.

Harry pokiwał głową.

- Nie mów Ronowi!

- Nie powiem. A czemu nie chcesz mu powiedzieć? Nie wydaje mi się, by miał coś przeciwko. Jesteś dziesięć razy lepszy od jakiegokolwiek innego chłopaka ze szkoły. Powinien być zachwycony.

- Jest bardzo nadopiekuńczy.

- Cóż, wygląda na to, że z Deanem nie ma większych problemów - powiedział Syriusz z zamyśleniem.

- Nie do końca - westchnął Harry. - Wcale się z tego nie cieszy. On uważa, że Ginny nie powinna się z nikim umawiać. Nie może nic na to poradzić, że Ginny jest z Deanem, ale wiem, że poczułby się zdradzony, gdybym to ja zaczął z nią kręcić.

- Cóż, to niedorzeczne. Jest prawie w waszym wieku, no nie? I wydaje się być całkiem mądra. Myślę, że jest całkowicie świadoma tego, z kim się umawia.

- Ja to wiem - powiedział Harry. - Ale to wcale nie pomaga Ronowi. Nie chcę go stracić.

- Cóż - powiedział Syriusz. - Całkowicie popieram to stawianie przyjaciół przed ptaszyną. Ale z drugiej strony, jeśli on jest naprawdę tak dobrym przyjacielem, to myślę, że zrozumie to we właściwy sposób. Albo przynajmniej spróbuje.

- Hmm, to jest myśl - powiedział Harry. - Ale Ginny nie jest tylko jakąś tam ptaszyną. Ona też jest moją przyjaciółką.

- Brzmi idealnie. Rozmawiałeś z nią o tym?

- Oczywiście, że nie.

- Cóż, może warto byłoby zacząć od tego, hm?

- No, wiem - zgodził się bez wahania Harry. - Wciąż próbuję to zrobić. Ale za każdym razem, gdy już otwieram usta, mój mózg zamienia się w galaretkę i nie potrafię wydusić z siebie ani słowa. I po prostu stoję tam, jak kompletny idiota aż w końcu wydukam z siebie pytanie w stylu, co tam w Magicznych Dowcipach Weasleyów, czy coś... zresztą, po co miałbym jej to mówić? Przecież jest z Deanem Thomasem.

- Sens jest w tym, że wciąż chodzicie do szkoły i istnieje całkiem duże prawdopodobieństwo, że prędzej czy później się rozstaną. Więc może dobrze byłoby już położyć fundamenty. Żeby wiedziała, że mógłbyś być jedną z jej opcji w przyszłości.

- Taak - powiedział Harry. - Tak, to ma sens. Po prostu... - przerwał i zachmurzył się, bawiąc się kawałkiem nitki ze swojego rękawa.

- Co jest?

- Wiesz, po prostu... z całym tym złem wokół... Lordem Voldemortem, który obrał mnie za cel i tak dalej... nie mogę przestać myśleć, że to byłoby dla niej złe. I prawdopodobnie lepiej dla niej, że jest jednak z Deanem. Niezależnie od tego, jak bardzo mi się to nie podoba.

To brzmi jak coś, co powiedziałby Lunatyk.

- Ty - zaczął Syriusz całkiem poważnie. - Jesteś znacznie bardziej szlachetny i odpowiedzialny, niż jakikolwiek chłopak w twoim wieku.

- Nie wydaje mi się - nie zgodził się Harry. - Wciąż chcę wypruć Deanowi flaki.

- Cóż, może powinieneś - Syriusz mrugnął jednym okiem.

Syriuszu - Harry pchnął lekko swojego ojca chrzestnego w ramię.

Syriusz wyszczerzył się.

- Wybacz, Harry. Jestem najmniej dojrzałym dorosłym, jakiego znasz. Już przywykłeś do mojego sposobu dawania rad. Byłem w końcu Huncwotem, wiesz.

- Był nim też mój tato - powiedział Harry.

- Założę się, że też nie miałby nic przeciwko temu, byś uderzył Deana w twarz. Nie, jeśli to mogłaby być prawdziwa miłość.

- Nie - twarz Harry'ego trochę przygasła, zaskakując nieco Syriusza. Przywykł do tego, że każda wzmianka o Jamesie raczej cieszy jego chrześniaka, niż smuci. - Nawet w to nie wątpię.

- Wiesz - powiedział Syriusz, starając się zmienić trochę ton rozmowy. - Jestem pewien, że potrafisz mi udowodnić, że jesteś lepszy od nas. Wiem, że świetnie sobie poradzisz.

- Tak - Harry obdarował Syriusza kolejnym słabym uśmiechem. - Pewnie masz rację. Dzięki, że mogłem z tobą o tym porozmawiać. Gryzło mnie to od jakiegoś czasu.

- Cieszę się, mogąc z tobą rozmawiać na jakikolwiek temat o jakiejkolwiek porze, Harry. Doceniam to, że o tym ze mną porozmawiałeś.

- Doceniam to, że tu jesteś, i że w ogóle mogę - odpowiedział Harry. - Było mnóstwo czasu, kiedy bardzo chciałem to zrobić. Ale nie mogłem... bo byłeś... - Harry zamrugał oczami i spojrzał w podłogę.

- Tak - Syriusz prawie dodał "wiem", ale powstrzymał się, by nie wywołać pełnych podejrzliwości pytań. - Też tego chciałem.

***

Po tym, jak Harry wrócił do Hogwartu, Syriusz spędził mnóstwo czasu, rozmyślając o ich rozmowie.

Jeśli byłbym zazdrosny o ich relację, to nie powinienem chcieć uderzyć w twarz Rona? Wiesz, za to, że odebrał mi Hermionę?, powiedział Harry.

Według logiki chłopaka, Syriusz powinien czuć negatywne emocje w stosunku do Remusa, nie Tonks. Powinien być urażony, że Remus kręci z Tonks.

Ale to było prawie to samo, nie? Zawsze lubił Tonks, ale nie była dla niego tym najlepszym przyjacielem. Miał go tylko jednego. Remus zawsze był najlepszym przyjacielem, który awansował na tego najlepszego przyjaciela, gdy James ich opuścił.

Taka była niepodważalna prawda. Remus był jego najlepszym przyjacielem.

I zdecydowanie nie interesowało go randkowanie z Tonks. Sam ten pomysł wydawał się bardzo dziwnym. Była jego kuzynką, usuniętą z drzewa genealogicznego, ale wciąż. Nie żeby ten szczegół kiedykolwiek interesował czarodziei czystej krwi, pokroju jego rodziców, ale on zdecydowanie nie rozumował w ten sam sposób. Ugh.

Nie, zdecydowanie nie obchodziło go, że ktoś mu odbierze Tonks. Nie był nią zainteresowany. Nie czułby do Remusa urazy za podrywanie jej, jeśli to by właśnie robił.

Nie. Czuł się za to bardzo urażony na myśl o tym, że ktoś mógłby odebrać mu Remusa.

Myślał, że to całkiem normalne, by czuć się źle z tym, że ktoś ci kradnie najlepszego przyjaciela.

Ale perspektywa jego chrześniaka nie szła za bardzo za tą teorią. Harry był w stanie się do tego odnieść jedynie w romantycznym kontekście.

Co może być lepszego, niż być ze swoją najlepszą przyjaciółką?

Jego podsumowanie wciąż krążyło po głowie Syriusza, na długo po tym, gdy już wrócił pod Grimmaul Place 12. Na długo po czasie, w którym powinien już spać.

To wydawało się... znaczące.

***

Syriusz unikając towarzystwa - oczywiście jedyną osobą w pobliżu był Remus, ale to nie była wina Syriusza, zdecydowanie nie unikał właśnie Remusa, tak po prostu wyszło ze względu na brak obecności kogokolwiek innego - spędził kilka kolejnych dni zamyślony w pokoju.

(Zresztą, nie żeby Remus miał to w ogóle zauważyć, biorąc pod uwagę, jak bardzo sam starał się go unikać.)

Nie potrafił przestać myśleć o tym, co powiedział mu Harry.

Czy był zazdrosny o Tonks?

Czy był zazdrosny o Tonks, nie dlatego, bo jego najlepszy przyjaciel miał go zostawić, a dlatego, że mu się podobał?

Ten pomysł wydawał się być idiotyczny.

Naprawdę, to była jedna z tych rzeczy, które tworzyły clue większości żartów Huncwotów - rzecz tak nieprawdopodobna, że nawet by o niej nie pomyślał, nie mając wlanych w siebie kilku shotów ognistej whisky. Coś tak niespotykanego, czego by nawet nie powiedział, gdyby nie był pewien, że wszyscy przyjaciele są upici i już mają z czegoś potężny ubaw. To było totalnie niedorzeczne.

Chyba że.

Dlaczego jego umysł wciąż powracał do tej (absolutnie śmiesznej) idei?

Dlaczego było mu tak łatwo założyć, że nie podkochuje się w Tonks?

Dlaczego kiwał głową, sympatyzując z Harrym, gdy ten mówił o przyłożeniu Deanowi za umawianie się z Ginny?

Nie z Ronem. Z Ginny.

Uczucia Syriusza do Remusa nie były jak uczucia Harry'ego do Rona, jak Syriusz początkowo założył. Bliżej im było do tych uczuć, którymi Harry darzył dziewczynę.

Co prawdopodobnie nic nie znaczy, próbował sobie to racjonalizować.

Chyba że.

Cóż. Był to powód do przemyślenia.

Coś głupiego do przemyślenia, upomniał siebie. Nakręcasz się po nic.

(To wcale nie było, jak nic.)

Po czwartym dniu prób zduszenia tego pomysłu, po krzyczeniu do swoich własnych myśli: "nie, to niemożliwe, nie bądź śmieszny, myślisz o Lunatyku. LUNATYKU. Jak to niby miałoby wyglądać", postanowił zmienić front i udowodnić samemu sobie, że to nieprawda, zanurzając się w tych myślach.

Próbował sobie wyobrazić siebie i Lunatyka na randce. W jakimś ładnym miejscu, jak u Madam Puddifoot. Wyobraził sobie, jak dzielą się jakimś fikuśnym deserem, na przykład jedną z tych małych tart z owocami, na której były plastry kiwi pokryte glazurą (po co ktoś miałby zamawiać coś takiego, gdy zamiast tego mógłby mieć dwanaście różnych rodzajów bitej śmietany, polanej płonącym alkoholem? Ludzie zdecydowanie oszaleli przez to randkowanie.) Obraz, który sobie wyobraził, był całkowicie absurdalny. Nawet wyobrażony Lunatyk próbował się nie załamać, jedząc swoją część owocowej tarty, tak absurdalne było to wszystko.

Oczywiście, jego wyobrażenie "randki" było trochę przedawnione, nie randkował w końcu od czasów, gdy był jeszcze w szkole. (Nie z własnej winy, po prostu ciężko było randkować, będąc w Azkabanie lub chowając się po jaskiniach.) Ale nawet wtedy... cóż, mówienie, że "randkował" było grubym niedopowiedzeniem. Bardziej chodził na pojedyncze randki... głównie z dziewczynami, które się nim fascynowały, więc zgadzał się, by zabierać je na randki (robił to też po to, by wzbudzić zazdrość w Jamesie i Peterze, bo to było przezabawne, jak popularni byli wśród dziewczyn.) Zdecydowanie lepiej się bawił, spędzając czas z osobami, które nie oczekiwały od niego chodzenia do miejsc takich jak herbaciarnia Madam Puddifoot. Kim była ta jedna dziewczyna, którą w miarę tolerował? Siedmioroczna z Ravenclaw? Venus? Valeria? Nie, moment, miała na imię Vera. Tak, Vera Penhaligon. Jeśli czuł coś kiedyś do którejkolwiek z tych dziewczyn (co nieszczególnie miało miejsce,) była to prawdopodobnie Vera Penhaligon. Nigdy nie kazała mu kupować sobie głupich tart z owocami, ozdobionych walentynkowymi dekoracjami. Nie, po prostu spędzała z nim czas, śmiejąc się z ich głupich żartów i wymyślając z nim nowe, a potem zaciągała go gdzieś w krzaki obok jeziora, popychała go w stronę drzewa i... .

Och, tak. To były świetne momenty.

Syriusz zatracił się, rozmyślając o swoich nierozsądnych czasach młodości.

Być może trochę za bardzo pozwolił swoim myślom się zapędzić. Bo w jednej chwili myślał o długich blond włosach Very, by w następnej chwili te włosy stały się znacznie krótsze i bardziej brązowe. I najwidoczniej, gdy jego umysł wyobraził sobie Lunatyka przyciskającego go do drzewa, nie było to już dla niego tak absurdalne, jak dzielenie się z nim tartą w herbaciarni.

Tak właściwie, całkowita i bezapelacyjna nieumiejętność zamienienia tej sytuacji w żart, odebrała mu oddech.

- Jasna cholera - sapnął. - Ja... och, kurwa.

Syriusz przewrócił krzesło, gdy pędem ruszył do łazienki, by wziąć zimny prysznic.

***

Więc. Najwidoczniej podobał mu się Remus.

To była dziwna myśl.

I to nie tylko dlatego, że podobał mu się Remus. Syriusz nie podkochiwał się w innych ludziach. W ciągu ostatnich lat nie miał na to za bardzo czasu. Ale nawet przedtem, to po prostu nie była jego bajka. Całkiem szczerze, był przekonany, że romanse to głupota. Kogo w ogóle miał za wzór? Zdecydowanie nie chciał skończyć, jak jego rodzice. Jeśli kochać kogoś oznacza dwóch nieprzyjemnych ludzi, żyjących wspólnie w nieprzyjemnym domu, będąc nieprzyjemnymi dla własnych dzieci, które nieprzyjemnie ich ze sobą wiązały, to ani myślał tego doświadczać, dziękuję bardzo. A patrzenie na to, jak James zamienia się w purpurową papkę na samo spojrzenie Lily Evans, gdy przechodziła w zasięgu ich wzroku, też nie zmieniało za bardzo jego stanowiska w tej sprawie.

To wszystko wyglądało w taki sposób, jakby wszechświat wymyślił jeden wielki żart, by ludzie zachowywali się głupio. Syriusz Black uważał, że jest na to zbyt fajny.

To nie tak, że był całkowitym przeciwnikiem tej idei. Czasem lubił spędzać czas z ludźmi w ten sposób. Lubił niektóre z tych dziewczyn, które zwracały na niego uwagę, dobra. Czasem lubił świadomość tego, jak wielu ludziom się podobał. On po prostu... nie umiał znaleźć w tych ludziach niczego równie interesującego, co w swoich przyjaciołach.

Dlaczego, do diabła, miałby chcieć spędzać czas z mało interesującymi osobami w herbaciarniach, kiedy mógł szaleć z ludźmi, którzy naprawdę go rozumieli, żartować z nimi, grać w quidditcha i eksplorować świat? To było nieporównywalne.

Nigdy nie przyszło mu do głowy, że przyjaciele i randkowanie nie muszą się wykluczać.

Ale w tamtej chwili ten pomysł uderzył w niego, jak grom i przeszył na wylot.

Co może być lepszego, niż być ze swoim najlepszym przyjacielem?

Harry był naprawdę genialnym dzieciakiem. Jeśli byłby w jego wieku choć w połowie tak samo spostrzegawczy, być może jego życie potoczyłoby się zupełnie inaczej.

I w końcu do niego dotarło. Podobał mu się Remus. Podobał mu się w całkiem pochrzaniony sposób, jeśli miał być ze sobą szczery. Przestudiował dokładnie każdy kawałeczek tego uczucia i doszedł do wniosku, że mimo iż było to zaskakujące, to nie było to wcale takie złe. Właściwie, byłoby to całkiem genialne, gdyby tylko nie jeden duży problem:

Nie było absolutnie mowy, żeby to się miało kiedykolwiek udać.

Remus był... cóż, Remus był zbyt remusowy, by na to pójść.

Był zadziwiająco spięty, jak na kogoś, kto brał udział w żartach i przygodach pokroju tych, które mieli Huncwoci. Życie Remusa było nieustannym balansowaniem pomiędzy zasadami, a zabawą. I Syriusz zdołał dostrzec, że przez te lata zasady zdążyły zabrać trochę przestrzeni zabawie (Syriusz winił za to siebie i brak swojej obecności. Z Remusem byłoby znacznie lepiej, gdyby irytująca obecność Syriusza nie została mu odebrana.)

To oczywiście nie gwarantowało, że Remusowi spodobałby się ten szalony pomysł. Ale mógłby. Nigdy nie miał takiej galarety z mózgu, jak James czy Peter, więc prawdopodobieństwo takiego splotu zdarzeń wzrastało.

...Gdyby nie Tonks.

Taak, Tonks zdecydowanie była największą przeszkodą ku pełni szczęścia Syriusza.

Tonks była młoda i szalona, a dementorzy nie wyssali z niej ani odrobiny życia.

Tonks miała urocze, kolorowe włosy. Co on miał do zaoferowania? Więzienne tatuaże.

Tonks była metamorfomagiem. Mogła zmienić w sobie dosłownie wszystko tak, jak chciałby tego Remus. Jak on, do cholery, miałby z tym konkurować?

Jak ktokolwiek miałby z tym konkurować?

Po co Remusowi jakiś wyprany z życia, pełen bagażu emocjonalnego facet, kiedy mógłby mieć dosłownie najlepszą dziewczynę na świecie?

Jego młodsza wersja była zdecydowanie bardziej pożądana, niż obecna - starsza, zużyta, złamana. Myśl o tym, że Syriusz miał jakiekolwiek szansę, była śmiechu warta.

Czy to miało jakiś sens, by w ogóle spróbować? Tylko by się ośmieszył.

To się nie mogło udać.

Zdecydowanie nie mogło się udać, biorąc pod uwagę fakt, że Remus wciąż był wobec niego taki dziwny i zachowywał dystans.

To było ponad jego ambicje, łudzić się, że mógłby być z Remusem w romantyczny sposób. Teraz musiał wcielić w życie bardziej realistyczny plan. Jak odzyskanie swojego przyjaciela.

Zdecydowanie musiał nad tym popracować.

***

Minął tydzień, trzy dni, sześć godzin i dwadzieścia cztery minuty, od momentu, gdy Syriusz po raz ostatni odezwał się do niego w normalny sposób, a nie w ten dziwnie formalny. Nie żeby Remus to liczył.

(Liczył.)

Mógłby niemal pomyśleć, że to unikanie go spowodowane jest tym, że Syriusz wiedział. Że czuł się niekomfortowo, bo dostrzegł jego uczucia. Że doszedł do wniosku, że uczucia Remusa go drażnią i są nie na miejscu.

Tyle że... Remus nie potrafił już wmawiać sobie, że to właśnie o to chodzi.

Po raz trzysta osiemdziesiąty siódmy przejechał wzrokiem po wyblakłej już i pogniecionej kartce papieru, którą znalazł niedaleko łóżka Syriusza w jego szpitalnym pokoju.

To był... zdecydowanie najdziwniejszy list, jaki kiedykolwiek otrzymał (pomijając fakt, że właściwie to nigdy nie miał go otrzymać.)

I... niektóre z wykreślonych zdań w ogóle nie trzymały się jego historii.

(A przynajmniej próbował siebie pod tym kątem przekonać, bo przecież Syriusz nie żartowałby sobie z jego trzepania pod prysznicem, gdyby zdawał sobie sprawę z tego, że jego wyobraźnia wtedy skupiałaby się na Syriuszu. Chociaż... nieaktualne, w zasadzie mógłby to robić. Ale wtedy te żarty miałyby zupełnie inny wydźwięk, co tylko utwierdzało Remusa w tym, że Syriusz jednak nie wiedział, co jest grane.)

I... ignorując fakt, jak niewiarygodnie niekomfortowo napisany został ten list, to cała jego reszta brzmiała tak szczerze, że aż chwyciła Remusa za serce.

Przejechał palcem po słowach "Z miłością" i utkwił przy nim na chwilę, udając że znaczy coś więcej, niż próbę pozdrowienia go na końcu listu.

Ale nie znaczy, musiał sobie uprzytomnić Remus. To tylko miłe słówka na koniec. Prawdopodobnie jego rodzice kazali mu w ten sposób kończyć wszystkie listy.

(Właściwie to bardziej prawdopodobnym było, że kazali mu kończyć te listy słowami "Śmierć wszystkim szlamom", lub coś podobnego, a Syriusz przekształcał to w "Z miłości" ze zwykłej złośliwości.)

A poza tym... z tego listu wynikało, że Syriusz wcale nie wiedział tak wiele, jak obawiał się tego Remus, i to czegokolwiek się dowiedział nie przeszkadzało mu w żaden sposób, poza poczuciem winy. Nie żeby to miało jakieś znaczenie. Remus wybaczył mu w tej samej chwili, w której zobaczył go leżącego na starym mieście. To było alarmujące, dowiedzieć się, że Syriusz naruszył jego prywatność. Ale to było tak bardzo w jego stylu, i właściwie w stosunku do wszystkiego, co kiedykolwiek mu zrobił, to nawet nie było najgorsze. Wiedział, że Syriusz jest wścibski na długo przed tym, gdy zaczął żywić do niego uczucia, i był w stanie przejść z tym faktem do porządku dziennego, w obliczu wszystkich większych i istotniejszych problemów.

Tak, mógł mu wybaczyć szpiegowanie.

Nie mógł wybaczyć prawie-umierania.

Zdecydowanie nie miał już w sobie na tyle siły, by ponownie przez to przechodzić. To już było wystarczająco złe, że rozpadł się na kawałki, by musieć je potem pozbierać, nie chciał tego powtarzać od nowa i od nowa. Nie umiałby ponownie narazić swojego serca na przeżywanie tej traumy. To byłoby zbyt wiele. Stanowczo zbyt wiele.

Jeśli miałby być z sobą całkowicie szczerym, gdyby do tego doszło, Syriusz kompletnie by go zniszczył.

Musiał z tym przestać. Musiał postawić gruby mur wokół tych uczuć i nie pozwolić im znów się krzywdzić. Musiał znaleźć jakiś sposób, by móc spędzać czas z Syriuszem, zachowując się normalnie i nie zwracając uwagi na możliwe podteksty, nie wyłapując znaczących ekspresji na jego twarzy. Musiał nauczyć się patrzeć na Syriusza bez rąk trzęsących się z pragnienia dotknięcia go i upewnienia się, że Syriusz żyje i nie jest tylko dziełem wyobraźni Remusa.

Minął tydzień, trzy dni, sześć godzin i dwadzieścia cztery minuty, i Remus wciąż nie wiedział, jak to zrobić. Mógł się założyć, że nawet w ciągu stu lat nie dowiedziałby się, jak. Kochał Syriusza ponad połowę swojego życia, to uparte uczucie nie wygasło nawet, gdy był przekonany, że jest zdrajcą i mordercą, i powinien go nienawidzić. Zwiększyły się dwukrotnie w momencie, gdy dowiedział się, że to nieprawda. Jak można po prostu zgasić płomień nad czymś, co płonie tak długo w twoim ciele? Poza wykasowaniem sobie pamięci, Remus nie miał innego pomysłu.

I dlatego go unikał.

I czekał.

Liczył.

I czekał.

***

Ron, z racji bycia tak dobrym przyjacielem, podarował Harry'emu notatki ze wszystkich zajęć, na których go nie było. Harry usilnie próbował je przepisać i skupić się na całym tym materiale, który go ominął.

Ale nie potrafił się skupić.

Wciąż myślał o wspólnym dniu z Syriuszem.

Bardzo dobrze się wtedy bawił, co oczywiste. Mieć znów Syriusza było najlepszym, co mogło się wydarzyć. Tęsknił za nim tak bardzo. To było cudowne uczucie, mieć znów członka rodziny, który naprawdę się o niego troszczył, tak jak Dursleyowie nie zrobiliby tego nigdy. Spędzanie czasu z Syriuszem zawsze było rewelacyjne.

Ale... tym razem było z Syriuszem jakoś inaczej; tylko odrobinę, ale wciąż... inaczej.

Przez większość czasu zachowywał się normalnie, ale miał jakąś taką niepewną aurę. Jego uśmiechy były wymuszone, a gesty bardziej sztywne i automatyczne.

To były takie rzeczy, których Harry zwykle nie dostrzegał. Kilka miesięcy temu pewnie by machnął na to ręką, zrzucając to na karb dziwactwa jego ojca chrzestnego. Ale teraz Harry był postawiony w takim stanie gotowości, że zawsze potrafił się doszukać, że coś wydaje się być nie tak. Doświadczenie nauczyło go, że jeśli wydaje mu się, że coś jest nie tak, to najprawdopodobniej tak właśnie jest. I już wystarczająco dużo razy przepraszał za to, że wydarzyło się coś, czego nie przewidział.

Wiedział, że prawdopodobnie po prostu dramatyzuje, martwiąc się, że to, co dzieje się z Syriuszem, jest z pewnością zapowiedzią jakiejś katastrofy, ale szczerze powiedziawszy jeszcze nie oswoił się na tyle z faktem, że jego ojciec chrzestny nie jest już martwy, by nie być przy nim szczególnie czujnym.

Toteż, tak. Martwiło go to.

I najwidoczniej był w tym bardzo oczywisty.

- Co się dzieje? - Hermiona podeszła do niego i usiadła naprzeciwko przy jego stoliku.

- Nic - westchnął Harry. - Za bardzo się martwię o nic.

- A co to za nic? - spytała. - Nie wyglądasz, jakby to było tylko "nic".

- Czy Syriusz nie wydaje ci się być ostatnio jakiś dziwny?

- Dziwniejszy niż zazwyczaj? - zapytała z krzywym uśmieszkiem. - Bo jeśli mam być całkiem szczera, to nigdy nie myślałam o nim, jak o kimś normalnym.

- Chyba się boję, że to zaklęcie wciąż się go trzyma - wyznał Harry. - Wydaje się być jakiś inny od tamtej pory. Zachowuje się niespokojnie i nerwowo. To nie w jego stylu.

- Och. Tak. Cóż. Nie - powiedziała głosem świadczącym o tym, że wie coś, o czym nie mówiła (co również było nowe, Hermiona kolekcjonowała informacje, które wszyscy inni przegapili, jak smok, kolekcjonujący złoto.) - Tak, zauważyłam. I nie, to nie w jego stylu. Ale to nie wina zaklęcia. Wątpię, że wciąż na niego oddziaływuje. Dumbledore go bardzo dokładnie zbadał, a lekarze ze Św. Munga wiedzą, co robią. Jestem pewna, że z nim wszystko w porządku.

- To dlaczego jest taki niepewny i zdenerwowany? - naciskał Harry. - Od kiedy niby Syriusz czymś się denerwuje? Zwykle jest pełen pewności siebie i entuzjazmu. I nie jest taki tylko wtedy, gdy opowiada coś nudnego. Nigdy wcześniej nie widziałem go niepewnego. To niepokojące. Co jeśli wpadł w jakieś kłopoty i nikomu o tym nie mówi? Nie chcę znów go stracić tylko dlatego, bo nie dostrzegłem tego w porę.

- Jestem przekonana, że to nie to. Nie wydaje mi się, żebyś musiał się o niego martwić.

Harry zmrużył oczy.

- Ty wiesz, o co chodzi, przyznaj się.

- Cóż... - Hermiona odwróciła wzrok i trochę się odsunęła.

- Ty coś wiesz! - powiedział z większą pewnością w głosie. - Hermiona! Co się dzieje z Syriuszem?

Nie wiem niczego na sto procent - odpowiedziała. - Mam swoje podejrzenia. I tyle. I dlatego wiem, że nie musisz się martwić.

- A więc, o co chodzi? - spytał. - Co takiego podejrzewasz?

- Nie mogę ci zdradzać cudzych tajemnic! - stwierdziła uparcie.

- Nie powiesz mi żadnej tajemnicy, jeśli to tylko twoje podejrzenia - naciskał Harry. - Powiedzenie mi o przypuszczeniach się nie liczy.

- Liczy się - westchnęła Hermiona.

- A nie możesz mi tylko podpowiedzieć? - spróbował z tej strony. - Po prostu zdradź mi kontekst, żebym nie musiał się martwić. Nie musisz uściślać szczegółów.

- Nie wiem, jakim cudem nikt inny jeszcze się nie zorientował - wymruczała. - Jest w tym taki oczywisty.

- Oczywisty w czym?

Hermiona westchnęła.

- Oczywisty w podkochiwaniu się w kimś. Jestem pewna, że po prostu stresuje się tą sytuacją.

Harry był w szoku.

- On... co? W sensie, kocha kogoś?

Ten pomysł zdzielił go z zaskoczenia. Ale po chwili, próbując to przetrawić, miało to w jego głowie coraz więcej sensu. Syriusz wydawał się potwornie zainteresowany rozmową z nim o związkach. W tamtej chwili nie dotarło do niego, że rozmawia z nim w nawiązaniu do swojej osobistej sytuacji.

Hermiona wzruszyła ramionami z nonszalancją.

- Szczerze mówiąc, to nie wiem. Po prostu tak mi się wydaje.

- Ale kogo? - spytał Harry, kompletnie ignorując ten moment, w którym powiedział jej, że nie musi zdradzać szczegółów.

- To jest zdecydowanie ta tajemnica, którą to nie ja powinnam ci mówić - powiedziała oburzona.

- Chodzi o Tonks? - spytał natychmiast. - To na pewno Tonks! Kompletnie się załamała, kiedy umarł, prawda? I jest z nią coraz lepiej, odkąd wrócił. Będą teraz razem?

- Nie, jestem pewna, że to nie Tonks - powiedziała podstępnie. - Zdecydowanie nie.

Harry zmarszczył brwi.

- Kto inny miałby to być, jak nie Tonks? Poznał kogoś, kogo nie znam? Grono osób, które zna, znacznie się zawęziło przez ten czas, gdy się ukrywał. Nie wiem, z kim miałby się umawiać, jeśli nie z Tonks. Zakładając, że nie jest to mama Remusa.

Hermiona prychnęła.

- Nie bój się, nie jest. To byłoby zdecydowanie... dziwne.

- A więc musi to być ktoś, kogo znam - powiedział tonem pełnym zadumy. - Kimkolwiek ona jest, mam nadzieję, że mi ją przedstawi.

Hermiona gryzła się w policzek i wyglądała, jakby miała zaraz eksplodować, próbując mu nie powiedzieć.

- A ty ją poznałaś? - spytał podejrzliwie.

Hermiona pokręciła głową.

- To ktoś, kogo znasz - przyznała.

- To nie... to nie chodzi o Fleur, prawda? - spytał niepewnie.

Hermiona bardzo szybko pokręciła głową.

- Och, to dobrze - powiedział Harry. - Nie jestem pewien, czy bym mu to wybaczył. - Ponownie zmarszczył brwi. - Nie jestem w stanie pomyśleć o żadnej innej czarownicy, którą bym znał. To chyba nie McGonagall, co? Tylko ona została. Nie... chwila. Jest jeszcze Madame Rosmerta! Ha! To ona, prawda? Zamrugał do niej, gdy byliśmy wczoraj w Trzech Miotłach!

- Chwila... co ty wczoraj robiłeś w Trzech Miotłach? - spytała Hermiona, brzmiąc na zdenerwowaną. - Wczoraj mieliśmy zajęcia!

- Musiałem zobaczyć się z Syriuszem - wyjaśnił defensywnie.

- Harry, nie możesz na tym etapie opuszczać zajęć! Chcesz oblać Owutemy?

- Nie obleję ich przez jeden dzień wagarów! - wyjaśnił jej. - Próbujesz zmienić temat, bo nie chcesz przyznać, że dobrze odgadłem i chodzi o Madame Rosmerte!

- To głupie, bo jesteś w całkowitym błędzie! - oburzyła się. - Nawet nie jesteś blisko!

- Jak to możliwe? - narzekał Harry. - Wymieniłem wszystkich. Myślę, że to ty się mylisz. Syriusz nawet nie spędza czasu z nikim innym, niż z Lupinem.

Prychnął i czekał na kontratak Hermiony.

Hermiona nie odezwała się ani słowem.

Hermiona żuła dolną wargę i wyglądała, jakby naprawdę miała eksplodować od trzymania tej informacji w sobie.

- Miałaś się z tego zaśmiać - powiedział niekomfortowo Harry. - Dlaczego się z tego nie śmiejesz?

- Ooooch, Harry - sapnęła. - Nie mów, że tego nie widzisz!

- Nie widzę... czego? - zapytał ze zdziwieniem Harry.

- Tylko nie mów mu, że ci to powiedziałam! - powiedziała nerwowo.

Nic mi nie powiedziałaś - wytknął jej Harry. - Właściwie, jesteś zadziwiająco mało pomocna.

- Przecież powiedziałeś to imię! - powiedziała. - Powiedziałeś je i nawet nie wziąłeś go na poważnie!

Harry zmarszczył brwi.

- Chwila... chyba nie myślisz... nie masz na myśli Lupina... co nie?

Hermiona zmarszczyła brwi.

- Nie mów mi, że akurat tobie ze wszystkich ludzi na świecie to przeszkadza. Nie masz problemu z czarodziejami półkrwi, z wilkołakami ani nawet z olbrzymami, prawda? I masz problem akurat z tym?

- Ja... co? - nie przetrawił jeszcze dobrze tej niespodziewanej informacji. Wciąż miał wrażenie, jakby źle ją zrozumiał. - Ja nie... po prostu... chwila, ale jesteś pewna? To przecież... nie. To musi chodzić o Tonks.

- Tu nie chodzi o Tonks! - jęknęła z frustracją. - Sam go o to zapytaj!

- A ty pytałaś? - spytał Harry. - Powiedziałaś, że tak ci się tylko zdaje. Jak to jest, że jesteś tego taka pewna?

- Bo spędziłam osiem miesięcy, ukrywając się z nim! - przypomniała mu. - Był nadąsany przez calutki czas. I ani przez chwilę nie chodziło o Tonks.

- Ale... chodziło o Lupina? - spytał z niedowierzaniem.

Hermiona pokiwała głową.

- Oczywiście.

- Huh - powiedział Harry, czując się przytłoczonym.

- Cóż, cieszę się, że ci to powiedziałam - rzekła Hermiona z dezaprobatą. - Miejmy nadzieję, że dzięki temu lepiej zareagujesz, gdy on sam ci o tym powie.

- Wcale nie zareagowałem źle - odpowiedział. - Jestem po prostu zaskoczony. To było niespodziewane. Bardzo, bardzo niespodziewane.

- Nie wiem, dlaczego - nie zgodziła się z nim. - Gdy go pierwszy raz zobaczyłeś na oczy, był praktycznie wklejony w Profesora Lupina. To było oczywiste, że mają się ku sobie.

Harry zastanowił się nad tym.

- Tak, właściwie to masz w tym trochę racji.

- Mam na myśli, nigdy nie widziałam ciebie przytulającego Rona w taki sposób - zaobserwowała.

- Nie, nie robiliśmy tego w ten sposób - zgodził się z nią. - Huh. Nie zauważyłem tego. Cóż... w takim razie w porządku. A jak Lupin się do tego odnosi?

Hermiona zamrugała z zaskoczeniem.

- Nie mam pojęcia. Nie okazuje swoich uczuć w tak oczywisty sposób, co Syriusz. I nie spędziłam prawie całego roku słuchając jego humorków na ten temat, no nie?

- No, nie - przyznał. - Hmm. Dziwnie się o tym rozmawia.

- To nie jest dziwne tylko dlatego, bo obaj są mężczyznami! - upomniała go.

- A czy ja powiedziałem, że to dlatego? - odbił Harry. - Nie to miałem na myśli! To dziwne, bo wciąż myślę o Lupinie jak o naszym nauczycielu! A ja nigdy nie myślałem o nauczycielach, jak o... no wiesz! - trochę się speszył.

- Jak o prawdziwych ludziach, którzy mają życie osobiste? - podsunęła.

- Dokładnie - odpowiedział. - W sensie... to dziwne. Wyobrażasz sobie randkującego Snape'a? Bleh. Nie powinniśmy myśleć o nauczycielach w ten sposób.

- On już nie jest naszym nauczycielem - przypomniała mu. - Jest przyjacielem Syriusza. Jest naszym przyjacielem.

- Tak - zgodził się Harry. - Chyba masz rację.

- Myślę, że pasowaliby do siebie - zadeklarowała. - Syriusz naprawdę musi się wziąć w garść i porozmawiać z Profesorem Lupinem. Jest taki niepewny właśnie z tego powodu, że jeszcze nic z tym nie zrobił. Szczerze powiedziawszy, nie jestem nawet pewna, czy już sobie zdał sprawę ze swoich uczuć. I mają od jakiegoś czasu coś w rodzaju cichych dni, więc to całkowicie uzasadnia zachowanie Syriusza.

- Mają, ciche dni? - spytał Harry z zaskoczeniem. - Jak ty możesz w ogóle tyle wiedzieć? Syriusz nic mi na ten temat nie mówił!

- Jestem pewna, że nie chce o tym rozmawiać, bo go to męczy.

- Ale ty z jakiegoś powodu to wiesz.

- On po prostu spytał mnie o radę - powiedziała z poczuciem winy w głosie.

- Mógł zapytać mnie o radę - Harry nie przestawał narzekać. Wiedział, że to głupie, ale nie podobał mu się pomysł, że Syriusz dzieli się swoimi tajemnicami z kimś innym. Hermiona miała swoją własną rodzinę. Syriusz był wszystkim, co miał Harry.

- To nic osobistego. Przyszedł z tym do mnie, bo dużo się dowiedziałam o jego życiu przez te kilka miesięcy, gdy razem mieszkaliśmy. To nie dlatego, że ci nie ufa, lub twoje rady by mu się nie spodobały. Po prostu byłam pierwszą osobą, która przyszła mu na myśl - powiedziała uspokajająco.

Harry jęknął, ale starał się nie przejmować.

- Cóż, mam nadzieję, że to w końcu między sobą wyjaśnią. Nie podoba mi się to, że się kłócą.

- Mi też nie - zgodziła się Hermiona. - Tak się zastanawiam... myślisz, że moglibyśmy pomóc im to naprawić?

- Co... przestać się kłócić? - spytał Harry. - Czy... tę drugą rzecz?

- ...Oba? - zasugerowała. Błysk, mówiący zazwyczaj "planuję coś ciekawego", wkradł się do jej oczu.

***

- Nie wiem, czemu to ja mam udawać, że mam kryzys związany z orientacją seksualną! - zajęczał Ron. - Nie jestem gejem! Nawet w najmniejszym calu! Tak bardzo, bardzo nie jestem!

- Nie miałeś najmniejszego problemu z udawaniem Crabbe'a - odparła ze spokojem Hermiona. - Nie wiem, z której strony to jest gorsze.

- Nikt nie wiedział, że to ja, kiedy go udawałem - nie zgodził się Ron. - Nie chcę, żeby ludzie mieli o mnie złe wrażenie.

- Nie żeby było z tym coś złego! - zaznaczył szybko, już widząc minę Hermiony, wykrzywiającą się w grymasie, mówiącym zaraz-wymierzę-na-tobie-sprawiedliwość-społeczną. - Nie mam z tym problemu! Po prostu nie jestem gejem! Lubię dziewczyny! Chcę, żeby dziewczyny wiedziały, że lubię dziewczyny!

- Wierz mi - powiedziała ponurym tonem. - Dziewczyny są tego świadome. Razem z Lavender wystarczająco dobitnie określiliście swoje preferencje.

- Ludzie będą myśleć, że próbuję sobie urozmaicać, czy coś, jak tylko plotki się rozniosą - narzekał Ron.

- Może powinieneś się spotykać z dziewczynami na tyle mądrymi, by nie słuchały się jakichś głupich plotek - powiedziała, głosem pełnym lodu.

- Lupin nikomu nie wygada czegoś, co powiesz mu w tajemnicy - przekonywał go Harry. - Nie wydaje mi się, żebyś musiał się martwić plotkami.

- Jeśli jesteś tego tak pewien, to dlaczego ty się przed nim nie wyoutujesz! - narzekał wciąż Ron.

- Bo to mogłoby wywołać w Profesorze Lupinie podejrzenia! - argumentowała Hermiona. - To by nie miało sensu, by Harry pytał o poradę właśnie jego zamiast Syriusza!

- A dla mnie miałoby sens? - spytał z niedowierzaniem.

- Cóż, to musi być któreś z naszej trójki, bo to zbyt personalna sprawa, by angażować w nią kogoś innego. Jesteś naszą najmniej podejrzaną opcją.

- To okropny plan - smęcił Ron. Obdarzył Hermionę i Harry'ego ponurym spojrzeniem. - Naprawdę nienawidzę tego planu.

- Ale i tak to zrobisz, bo jesteś dobrą osobą i chcesz pomagać ludziom - oznajmiła z pewnością siebie w głosie.

- Uh... - powiedział Ron.

- Wiedziałam, że się zgodzisz - odparła Hermiona. Uśmiechnęła się i go przytuliła.

Ron zrobił się bardziej czerwony, niż jego szalik w barwach Gryffindoru.

- Nienawidzę tego planu - wymamrotał pod nosem.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Potajemny Pocałunek #2 - "Wzloty i upadki"

Dorastanie - Rozdział drugi

Dorastanie - Rozdział dziesiąty