Obserwator #6 - Konfrontacje | wolfstar

 Remus starał się skupić na czytanej przez siebie książce, ale czytał jedno zdanie w kółko i w kółko. Nie potrafił zrozumieć sensu czytanych słów, bo cała jego uwaga skoncentrowana była na wielkim psie, leżącym u jego stóp.

Problem z komunikacją między nim, a Syriuszem eskalował do tego stopnia, że najwidoczniej Syriusz postanowił sobie z tym radzić, spędzając lwią część czasu w postaci, która w żaden sposób nie może się komunikować. Przeważnie Remus był mu za to wdzięczny. Było mu dużo łatwiej konfrontować się z Łapą, niż z Syriuszem. Nie musiał prowadzić z nim niekomfortowych rozmów. Nie musiał się męczyć i powstrzymywać od prób pocałowania go, za każdym razem, gdy znalazł się zbyt blisko. Prawie był w stanie udawać, że Łapa to zwyczajny pies. Mógł być przy nim nieco bardziej rozluźnionym, niż przy Syriuszu, i choć przez moment udawać, że nie ma między nimi żadnego napięcia.

Jednak po drugiej stronie medalu lśnił fakt, że Łapa jeszcze mniej respektował prywatną przestrzeń Remusa, niż Syriusz we własnej osobie. A była to niebezpieczna kombinacja z tym, jak Remus pozwalał sobie być mniej czujnym w obecności psa.

Łapa pomału przyczłapał do pokoju jakieś półtorej godziny temu i żałośnie położył się plackiem na podłodze. Przez ten cały czas przybliżał się coraz bliżej i bliżej stóp Remusa. Zamiast czytać, Remus spoglądał na psi progres znad stron książki i myślał "muszę zabrać swoje stopy z jego drogi". Ale niezależnie od tego, ile razy by o tym pomyślał, nie był w stanie zmusić swoich nóg, by faktycznie się ruszyły. A teraz ciepło psiego ciała dotykało palców jego stóp, ale tylko odrobinę, i Remus był nader świadom tej inwazji.

Obecnie Remus skupiał całą swoją uwagę, by nie wsunąć reszty swoich stóp pod ciało Łapy, bo kontakt z psem był tak komfortowy i znajomy, i zdecydowanie nie pomagał mu ukoić własnych uczuć. I wkurzał się na siebie samego za bycie tak łatwym. Zamiast tego próbował przenieść to wkurzenie na Syriusza za bycie tak natarczywym, ale nie potrafił tego zrobić, gdy pies wyglądał tak rozpaczliwie.

Jego wewnętrzne zmagania zostały przerwane przez nagłe pojawienie się głowy w kominku.

- Cześć, Profesorze Lupin! - przywitała się głowa Harry'ego.

Remus odsunął nogi od Łapy, jakby to pies nagle stanął w płomieniach, a nie kominek.

- Harry! - powiedział Remus, świadom tego, jak nerwowy był jego głos z powodu tego nieoczekiwanego powitania. - Nie spodziewałem się ciebie! I już nie jestem profesorem, wiesz przecież. Możesz po prostu mówić do mnie Remus.

- Racja, cześć, Remusie - powiedział Harry. - Nie wybrałem nieodpowiedniego momentu, co?

Remus spojrzał w dół na łapę.

- Nie - odparł, czekając pomału, czy Syriusz nie wyrazi dezaprobaty. (Nie wyraził.) - Nie robiliśmy nic ważnego.

- Fantastycznie - powiedział chłopak. - W takim razie nie mielibyście nic przeciwko, gdybyśmy wpadli na krótką wizytę, prawda?

- Erm... nie, raczej nie - odpowiedział Remus, raz jeszcze spoglądając pytająco w stronę Łapy. - Możecie wpaść.

Łapa przemienił się z powrotem w Syriusza, a Harry przedostał się do nich przez kominek i tuż po nim zjawili się tam także Hermiona i Ron.

- Chciałem tylko porozmawiać przez chwilę z Syriuszem - oznajmił Harry. - Jeśli to nie kłopot?

- Żaden - odpowiedział radośnie Syriusz.

- Chodźmy do kuchni, w porządku? - spytał Harry. Nie czekał na odpowiedź; złapał ramię Syriusza i pociągnął go za sobą, wychodząc z pokoju.

- W takim razie... - zaczął Remus, odwracając się do Rona i Hermiony. Wyglądali dziwnie nerwowo. - Co tam u was?

- U nas w porządku - odpowiedziała Hermiona. - Mniej lub bardziej.

- Jeżeli o mnie mowa, to trochę mniej, niż bardziej - powiedział Ron. Zaczął się wiercić. - Właściwie to liczyłem, że będę mógł z tobą o czymś porozmawiać?

- Ze mną? - spytał Remus, z zaskoczeniem w głosie. Nie przywykł do tego, by ludzie przychodzili do niego po radę. Harry przez jakiś czas to robił, ale trwało to tylko do momentu, gdy wciąż był ich nauczycielem. I tak, jak znał dobrze całą rodzinę Weasleyów, tak znacznie więcej styczności miał z tą starszą częścią rodziny; nie rozmawiał zbyt często z Ronem sam-na-sam poza klasą. - Oczywiście. Stało się coś złego?

- Cóż, nie do końca złego - powiedział Ron. - Ale przydałaby mi się rada od kogoś. Wiesz, od... dorosłego. Ale nie za bardzo chcę w to mieszać moją rodzinę. Więc... tak.

- Jesteś gnębiony w szkole? - spytał z troską.

- Nie - odparł Ron. - Na pewno przez nikogo poza Malfoyem w jego zwyczajnej, oślizgłej postaci. Ale myślę, że problem może się pogłębić, jeśli ktoś... się o tym dowie.

- Chyba nie masz jakichś kłopotów, co? - spytał Remus.

- Nie - powiedział Ron. Jego niepokój się pogłębił i miał problem z utrzymaniem kontaktu wzrokowego.

- To co się dzieje? - spytał grzecznie Remus. - Nie musisz się bać, że komuś powiem. Chyba, że coś zagraża twojemu niebezpieczeństwu.

- Nie zagraża - westchnął Ron. Spojrzał na kominek... potem na sufit... na Hermionę. Hermiona lekko wbiła mu łokieć.

- Nie mów nikomu, proszę! - błagał.

- Nie powiem - zapewnił Remus. Teraz naprawdę zaczynał się martwić. Nigdy nie widział Rona w aż takim stresie.

- Ostatnio... - zaczął Ron. - W sensie... czasami... cóż. Ostatnio, od jakiegoś czasu, myślałem trochę o chłopakach?

Remus uniósł w zdziwieniu brwi.

- W jakim sensie? - dopytał, nie chcąc stawiać mylnych tez.

No wiesz - wycharczał Ron. Zakasłał i schował ręce do kieszeni. - W sensie... romantycznym.

- Och - powiedział Remus. - Cóż. Wiesz, nie ma w tym nic złego.

- No wiem! - odparł szybko Ron. - Ale to się pojawiło... trochę niespodziewanie. I ja... nie za bardzo wiem, co z tym zrobić.

- Cóż - zaczął Remus. - Czy jest jakaś konkretna osoba, co do której masz takie myśli?

- ...Może?

- Jeśli takiej osoby nie ma, nie musisz z tym teraz nic robić. Ale jeśli jest, musisz pomyśleć nad tym, czy nie chciałbyś mu tego powiedzieć. Ale nie spiesz się z tymi słowami. Poczekaj, aż będziesz pewien swoich uczuć.

- Jestem całkiem pewien tego, jak ja się czuję. Ale nie potrafię powiedzieć tego samego, jeśli chodzi o tę drugą osobę. Boję się, że źle to zniesie, jeśli mu o tym powiem.

- Wiesz, zawsze jest takie ryzyko, prawda? - zgodził się z nim Remus. - To jest też coś, czym się martwisz, gdy podoba ci się dziewczyna.

- Ale nie muszę się bać, że wszyscy będą się ze mnie śmiać, jeśli to dziewczyna da mi kosza - powiedział Ron. - To nie to samo.

Remus zmarszczył brwi. Ron powielał dokładnie ten sam schemat myślenia, co on, gdy był w jego wieku. I co z tym zrobił? Absolutnie nic. I do czego go to doprowadziło? Minęła prawie połowa jego życia i wciąż był żałośnie samotny. Był absolutnie najgorszą osobą, jaką Ron mógł spytać o radę. Próbował wmawiać sobie, że to likantropia była prawdziwym powodem, dla którego ukrywał swoje uczucia, że ta jego rezerwa pochodziła z rozsądku, a nie ze strachu... ale wiedział, że to do końca nie była prawda. Jedyną osobą, której pragnął w swoim życiu, był Syriusz, a jego nie obchodziłoby to, że randkuje z wilkołakiem. Ale Syriusz był hetero. Remus nie widział sensu w tym, by wystawiać się na tak oczywistego kosza. Po co miałby niszczyć ich przyjaźń, z góry wiedząc dobrze, że to nie ma przyszłości?

- Cóż - zaczął niezręcznie Remus, tym razem i on zaczął trochę się wiercić. - Czy wiesz, czy, uch, osoba, która ci się podoba, jest zainteresowana tą samą płcią?

- Myślę, że woli dziewczyny - powiedział Ron. - Ale nie jestem pewien w stu procentach. On raczej nie jest zbyt wylewny w swych uczuciach, wiesz.

- Hmm. To faktycznie trochę mylące, co? - zgodził się Remus. - Jesteście bliskimi przyjaciółmi?

- Tak - odparł Ron. - Zdecydowanie.

- Mam takie wrażenie, że potrafisz całkiem nieźle ocenić sytuację - powiedział Remus. - A ci z twoich przyjaciół, których znam, są bardzo wartościowymi ludźmi. - Uśmiechnął się do Hermiony. - Mogę założyć, że jeśli on faktycznie jest twoim dobrym przyjacielem, to nie powinien źle zareagować, gdy mu o tym powiesz... nawet jeśli nie odwzajemnia twoich uczuć. Jestem pewien, że wciąż będziecie mogli się przyjaźnić. Tak więc, jeżeli chcesz mu o tym powiedzieć, raczej nie stanie się nic złego.

Remus był dumny z siebie za te słowa. To zdecydowanie brzmiało jak dobra, nauczycielska rada. To definitywnie była taka rada, jaką powinien dać. Dokładnie taka rada, której nigdy w swoim życiu, nawet za milion lat, by się nie posłuchał. Brawo, ja, pomyślał.

- A co ty byś zrobił, gdyby któryś z twoich przyjaciół wyznał tobie swoje uczucia? - zapytała niespodziewanie Hermiona.

Remus zbladł.

- C-co? - wypowiedział niezrozumiale.

Ron nagle wydawał się być znacznie mniej zestresowany. A Hermiona miała niepokojąco zadowolony wyraz twarzy.

- Ciężko powiedzieć - wyjąkał. - To nie jest-- Nie jestem tym typem osoby, której taka rzecz mogłaby się przydarzyć. Mogę dać wam jedynie poradę, jako osoba z zewnątrz.

- Ale czysto teoretycznie - Hermiona nie odpuszczała. - Jedynie jeśli. Jeśli jeden z twoich przyjaciół, z męskiej części przyjaciół, wyznałby ci swoje uczucia. To chyba nie wprawiłoby cię to w zakłopotanie, prawda?

Cała ta rozmowa wprawia mnie w zakłopotanie, pomyślał Remus.

- Nie - odparł. Musiał użyć całej swojej samokontroli, by głos mu się nie załamał.

Oni o tym nie wiedzą, oprzytomnił sobie. Nie wiedzą, jak się czujesz. Nie mają pojęcia, jak okrutna jest ta sugestia. Bo Remusowi nie zostało już zbyt wielu przyjaciół. Była tylko jedna osoba, która wpasowałaby się w tę teoretyczną sytuację. Tylko jedna. Tylko... Syriusz. A Syriusz nigdy by tego nie zrobił; nie było szans... z pewnością. A sprawienie, by choć pomyślał o takiej możliwości, zadało mu prawie fizyczny ból w jego sercu.

- Nie - powtórzył. - To byłoby... miłe, tak myślę. Nie powiedziałbym niczego, by poczuł się przez to źle. Zdecydowanie wciąż byśmy się przyjaźnili.

Hermiona patrzyła na niego przenikliwie i Remus zaczynał mieć wrażenie, że ta cała sytuacja to ustawka. Och, nie. Oni WIEDZĄ. Hermiona jest na to zbyt bystra. Rozgryźli cię!

- Czy jest jakiś powód, przez który chciałeś o tym porozmawiać akurat ze mną? - spytał, głosem pełnym podejrzliwości. - Jest wśród was wielu innych dorosłych, mogących dać lepsze rady w temacie związków. Na pewno zauważyłeś, że ja w żadnym nie jestem.

- Cóż, nie znamy innego dorosłego, który byłby... no wiesz - powiedział prędko Ron. - A skoro jesteś wilkołakiem, to pomyślałem, że będziesz wiedział, jak to jest, czuć się... innym. Pomyślałem, że najlepiej mnie zrozumiesz.

Remus wypuścił powietrze z ulgą. Kryzys zażegnany. Nie chodzi im konkretnie o ciebie.

- Och, tak - zgodził się. - Z całą pewnością rozumiem. Na szczęście w tych czasach znacznie bardziej akceptowalnym przez społeczeństwo jest bycie gejem, niż wilkołakiem, więc myślę, że trafiłeś na dobry moment. Ale to prawda, ludzie potrafią być okrutni. Chciałbym móc cię zapewnić, że nie trafisz na żadne wstrętne osoby, ale nie mogę. Z pewnością jednak zdążysz się przekonać, że na każdą nieprzyjazną osobę, spotkasz także taką, która będzie ci przychylna. Jeśli zdecydujesz się powiedzieć o tym ludziom, szybko przekonasz się, kto jest twoim prawdziwym przyjacielem. Było to dla mnie całkiem kojące i wyzwalające, gdy moi przyjaciele dowiedzieli się o mnie prawdy, choć wkładałem dużo wysiłku, by do tego nie doszło. Bałem się, że to będzie koniec świata, gdy ktoś się dowie, ale się myliłem.

- Dzięki, Remusie - powiedział Ron, wydając się być już mniej zestresowanym. - To bardzo pomocne.

- Oczywiście, nie czuj presji, by wszystkim mówić - dodał Remus. - Jeśli nie chcesz. Wiem, że to się wydaje pożądaną rzeczą. Ale to w porządku, jeśli wolisz być z tym bardziej dyskretny. Powinieneś robić to, z czym czujesz się komfortowo.

- A ja myślę, że lepiej, by wszystkim powiedział - nie zgodziła się Hermiona. - Może cię ominąć wiele okazji, jeśli będziesz to trzymać w środku.

Posłała Remusowi niepokojąco znaczące spojrzenie.

- Erm... cóż. To chyba zależy od osoby, prawda? - starał się bronić Remus. - Ale jeśli zdecydujesz się wszystkim o tym powiedzieć i wszyscy będą dla ciebie nieprzyjemni... cóż. Tak się składa, że znam bardzo dużo zaklęć. Więc nie bój się mi o tym powiedzieć.

Ron zaśmiał się, wyglądając, jakby mu ulżyło.

- Dzięki. Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć.

Hermiona obdarzyła go wszechwiedzącym uśmiechem.

Remus przełknął głośno ślinę.

***

- Więc... - powiedział Syriusz, kręcąc się w poszukiwaniu czegoś, co mógłby zaproponować Harry'emu... niestety, nie było u nich niczego, poza prehistorycznym słoikiem z marmoladą i jakimiś spleśniałymi ciastkami owsianymi. Zlokalizował w połowie pustą butelkę ognistej whisky, ale doszedł do wniosku, że to nie jest zbyt dobra rzecz, którą mógłby zaoferować w tamtej chwili. Postanowił zaparzyć herbatę. - Zrobiłeś jakiś progres w sprawie pewnej rudowłosej czarownicy?

- Nie - powiedział Harry, niepocieszonym tonem. - Obawiam się, że nie.

- Potrzebujesz jakichś tekstów na wyrwanie dziewczyn? - spytał Syriusz. - Znałem swego czasu dużo takich tekstów. Jestem pewien, że byłbym w stanie sobie przypomnieć kilka najlepszych. Nie jestem tylko pewien, czy Ginny jest typem dziewczyny, która by na to poleciała.

Harry zaśmiał się.

- Nawet przez moment by jej się to nie spodobało - zgodził się. - Ale szczerze powiedziawszy, przyszedłem tu porozmawiać o tobie, nie o mnie.

- O mnie? - spytał z zaskoczeniem Syriusz. - Obawiam się, że w moim życiu nie dzieje się nic na tyle ciekawego, by o mnie rozmawiać.

- Cóż - powiedział Harry. - Świetnie spędzało mi się z tobą czas tamtego dnia w Hogsmeade. Ale później doszło do mnie, że praktycznie cały czas rozmawialiśmy o mnie i trochę mi z tym źle. Co u ciebie?

- Wszystko dobrze - skłamał Syriusz.

- Czy z racji, że nie musisz się już ukrywać, często gdzieś wychodzisz?

- Trochę, tak - odparł, wzruszając ramionami. Przysunął kubek z herbatą do Harry'ego.

- A czy, hmm, spotykasz się z kimś?

Brwi Syriusza poszybowały w górę.

- Pytasz mnie, czy znalazłem sobie dziewczynę?

- Tak - odpowiedział Harry. - Lub... no wiesz. Jakąś inną osobę.

Brwi Syriusza uniosły się jeszcze wyżej. Opadł z powrotem na swoje krzesło.

- Pytasz mnie, czy znalazłem sobie chłopaka? - starał się utrzymywać swój głos w lekkim, żartobliwym tonie. Nie chciał dawać Harry'emu zbyt wielu informacji, jeśli ten nie był niczego świadom.

- Erm, a znalazłeś? - spytał Harry. - Po prostu pomyślałem... hmm. Że nie powinienem zakładać z góry, czy chodzi o jedną czy drugą stronę. Nigdy nie wspominałeś o poprzednich dziewczynach, ani nic takiego.

- To były po prostu byłe dziewczyny. Nikt na tyle ważny, by o nim wspominać - odparł, wzruszając ramionami. - I nie. Z nikim się nie spotykam, niezależnie od płci.

- A szukałeś sobie kogoś? - spytał Harry.

- Erm... nie - To nie jest kłamstwo, pomyślał. Nie musiałem szukać, on cały czas tu był. Syriusz wziął duży łyk herbaty, by wypełnić tę niezręczność, jaka pojawiła się w jego głowie przy tych myślach.

- Chętnie ci pomogę - zaproponował Harry. - Jeśli chciałbyś kogoś poznać. Lub, no wiesz, może masz już kogoś na oku.

- To bardzo miłe z twojej strony, Harry - powiedział Syriusz z czułym uśmiechem. - Ale myślę, że byłoby lepiej, gdybyś skupił się na swoim życiu. Szczerze mówiąc, jestem trochę w rozsypce. Nie za bardzo chcę się teraz zastanawiać nad swoim życiem.

- Nie jesteś w rozsypce! - powiedział prędko Harry. - Jesteś świetny. Ten, kto by z tobą był, byłby prawdziwym szczęśliwcem.

- Doceniam twój entuzjastyczny sentyment - powiedział Syriusz z wymuszonym uśmiechem. - Ale myślę, że nie wszyscy podzielają twoje zdanie.

- Myślę, że Tonks cię lubi - oznajmił Harry.

Syriusz zakrztusił się herbatą.

- Co sprawiło, że w twojej głowie pojawił się taki pomysł? - wykasłał.

- Było jej bardzo smutno, gdy odszedłeś. I jest z nią znacznie lepiej, od kiedy wróciłeś.

Zirytowany jęk wydostał się z ust Syriusza.

- To nie ma nic wspólnego ze mną - wymamrotał. - Jestem pewien, że po prostu zbiegło się to w czasie. Ona zdecydowanie bardziej woli kogoś innego.

- A czy to ci przeszkadza? - spytał Harry.

- Nie interesuje mnie Tonks - zapewnił Syriusz.

- Zabrzmiałeś, jakby ci to przeszkadzało - naciskał Harry.

- Nie obchodzi mnie, kogo podrywa moja kuzynka - powiedział Syriusz, krzyżując ramiona.

- To kogo ona podrywa, jeżeli nie ciebie? - spytał Harry.

- Remusa - westchnął Syriusz.

- I nie podoba ci się to?

- Nigdy tego nie powiedziałem, prawda? - Syriusz podążał wzrokiem za kropelką herbaty spływającą po kubku, by nie patrzeć na Harry'ego. - Byliby świetną parą. Szczerze powiedziawszy, nie wiem, czemu Remus jeszcze nic z tym nie zrobił. Jestem pewien, że on też ją lubi.

- Ale wolałbyś, żeby nic z tym nie robił, czyż nie? - podważył to Harry.

Syriusz bardzo wolno podniósł głowę i spojrzał w oczy swojego chrześniaka. Nawet nie musiał pytać, widział po jego minie, że on już wie. Wypuścił z ust dramatyczne, długie westchnięcie.

- Wy, dzieciaki, jesteście zbyt mądre, jak na swój wiek, wiesz?

- Powinieneś z nim o tym pogadać - zasugerował Harry.

- To nie fair, obarczać mnie moją własną radą - narzekał Syriusz. - Te sytuacje diametralnie się różnią.

- Według mnie aż tak się nie różnią - odparł Harry. - Ginny i ja jesteśmy dobrymi przyjaciółmi. Ty i Remus też jesteście dobrymi przyjaciółmi. Obydwoje są zainteresowani kimś innym, ale nie jest to jeszcze aż tak oficjalne. Właściwie to mamy całkiem podobnie.

- Zapominasz o tym absurdalnie oczywistym fakcie, że Ginny lubi chłopaków, a ja nie mam żadnego powodu, by potrafić stwierdzić, czy Remus też - powiedział Syriusz. - Dwa różne światy.

- Ty też nieszczególnie powiedziałeś komukolwiek, że podobają ci się faceci - wytknął mu Harry. - Więc nie możesz z góry zakładać, że jemu się nie podobają, jeśli z nim o tym nie porozmawiasz, mam rację?

- On jest bardzo płochliwy - odpowiedział nieprzekonany. - Nie chcę go wystraszyć.

- Jestem pewien, że da sobie radę - powiedział Harry.

- Musiał się mierzyć z byciem innym całe swoje życie i tego nienawidzi. Ma już wystarczająco zmartwień. Nawet jeśli... nawet jeśli czułby to samo, myślę, że byłby szcześliwszy z Tonks.

- Nie powinieneś tak zakładać, nie rozmawiając z nim o tym.

- Spójrz, naprawdę doceniam twoją troskę, Harry. Przyznam, że jest to dla mnie duża ulga, wiedzieć, że to akceptujesz. Ale znam go bardzo dobrze. I umiem rozpoznać zły pomysł, gdy taki się pojawia. Sprawy i tak już są wystarczająco napięte. Nie powiem mu tego.

- A co, jeśli to ja bym z nim porozmawiał? - zaproponował Harry.

- Och, nigdy w życiu! Nic mu nie mów! - Syriusz machał rękoma w panice. - Nie mów mu ani słowa!

- Wiesz, co myślę? - spytał Harry, pochylając się nad stołem. - Myślę, że się boisz. Dla mnie brzmi to tak, jakbyś tworzył sobie wymówki.

Nie tworzę! - zarzekał Syriusz. - Mam swoje...!

- Ty się definitywnie boisz - przerwał mu Harry. - I myślę, że mój tata byłby tobą zawiedziony.

Syriuszowi opadła szczęka z wrażenia. To były słowa bitewne. Nie potrafił uwierzyć w to, co powiedział Harry.

- Ty... - zaczął, nie będąc nawet pewnym tego, co chce powiedzieć, bowiem był w zbyt wielkim szoku na ten niespodziewany atak.

Jego próba dalszej retoryki została przerwana przez pukanie do drzwi.

- Co do...? - wymamrotał Syriusz, wstając od stołu. - Kto, do jasnej cholery, chce nas teraz odwiedzać?

Otworzył drzwi, spotykając Molly i Artura Weasleyów, stojących w progu z dużym koszem pełnym jedzenia.

- Och... - powiedział, zaskoczony. - Cześć...?

- Witaj, Syriuszu, mój drogi - powiedziała Molly, przepychając się obok niego, by wejść do środka. - Nie jedliście jeszcze kolacji, co? Tonks wspomniała, że Remus wygląda marnie i sam Merlin wie, jak słabo o siebie dbacie, więc pomyślałam, że ugotuję dziś trochę więcej i wpadnę z wizytą.

- Uch... - powiedział Syriusz.

- Dobre nieba! - wykrzyczała Molly, patrząc Syriuszowi za ramię. - Artur! Harry tu jest! Cześć, złotko!

- Cześć - powiedział Artur, brzmiąc na zakłopotanego. - Wybacz, że się nie zapowiedzieliśmy. Molly bała się, że odmówicie. Cześć, Harry!

- Dobrze, że przynieśliśmy tak dużo jedzenia! - powiedziała Molly. - Może zjemy wspólnie pożywny posiłek?

- To brzmi świetnie! - zgodził się Harry. - Pójdę po Rona i Hermionę.

- Ron i Hermiona też tu są? Bogowie! Szkoda, że nie ugotowałam jeszcze więcej ziemniaków - powiedziała Molly, brzmiąc na zmartwioną i niepocieszoną.

- Skoczę do sklepu i kupię więcej jedzenia, dobra? - zaproponował Artur. Zanim Syriusz miał okazję cokolwiek powiedzieć, Artur już wyszedł.

- Pewnie... - wymamrotał pod nosem Syriusz. - Brzmi świetnie. Czujcie się jak w domu, okej? Nie pytajcie mnie o nic.

Ale nikt go nie usłyszał. Jego słowa zostały całkowicie zagłuszone przez Molly krzątającą się po kuchni.

***

Gdyby miał wybrać, czy spędzić wieczór walcząc ze sklątką tylnowybuchową, czy siedzieć na niekomfortowej "rodzinnej kolacji", którą zaaranżowała Molly, Syriusz wybrałby sklątkę.

Słowo "niekomfortowa" nie było nawet wystarczające.

Kiedy Harry zawołał wszystkich na górę, Remus wyglądał, jakby połknął właśnie całe wiadro pastylek na wymioty. Ron też wyglądał, jakby był chory. Jedynie na twarzy Hermiony kwitł alarmujący, zadowolony z siebie uśmieszek.

Molly była nad wyraz przyjazna, ale u niej też dało się wyczuć jakieś napięcie.

- Na ciastkach nie ma żadnej czekolady - podkreśliła, siadając do stołu.

- To bardzo miło z twojej strony, Molly - powiedział niepewnie Remus.

Wyglądasz, jakbyś mógł zjeść dziś trochę czekolady, pomyślał Syriusz.

- A więc... z jakiej okazji wszyscy się spotykamy? - spytał przyjaźnie Artur.

Kilka osób odpowiedziało na raz.

- Pomagam im w zadaniu z OPCM - powiedział Remus.

- Wpadliśmy towarzysko - powiedziała Hermiona.

- Szukam porady, jak zaimponować dziewczynom - powiedział głośno Ron.

- Pytałem Syriusza, czemu się z nikim nie spotyka - powiedział jeszcze głośnie Harry.

Głowy Molly i Artura podążały kolejno za każdym głosem, starając się wszystkich zrozumieć.

Harry - wysyczał Syriusz ostrzegawczo. Chciał kopnąć swojego chrześniaka pod stołem, ale nie trafił i przypadkowo kopnął Artura.

- Um, przepraszam? - stęknął z zaskoczeniem Artur.

- Powinieneś się skupiać na nauce - powiedziała Molly, patrząc na Rona z naganą. - Będziesz miał mnóstwo czasu, by myśleć o dziewczynach, gdy już skończysz szkołę.

- Nie umiem tego powstrzymać - powiedział Ron. - Dziewczyny są takie super. Zawsze o nich myślę. Laski, laski, laski.

Zadowolenie Hermiony przerodziło się w zirytowane jęknięcie.

- Tak, cóż - powiedział Remus, z większym napięciem. - Też mu doradziłem, by się nie spieszył.

Spojrzał na Rona z podniesioną brwią.

- To bardzo dobra rada - zgodził się Syriusz. - Spieszenie się z czymś takim nie jest dobrym pomysłem.

- Nigdy nie dostanę szansy, jeśli będę z tym zwlekać - powiedział Harry.

- To prawda - zgodził się Ron. - Miłość twojego życia może przelecieć ci obok nosa i zostawić cię dla jakiegoś tłuczka.

Jego ręka pokazała gest odlatywania, po czym wzruszył ramionami.

- Wow, Ron - powiedziała sarkastycznie Hermiona. - To zadziwiająco trafna uwaga. Może powinieneś sam się siebie posłuchać?

- Nie wiem, co ty insynuujesz - powiedział Ron. Zgarnął widelcem różyczkę brokuła i wsadził go sobie do buzi, agresywnie przerzuwając.

- Moim zdaniem, czekanie z tym jest lepszym pomysłem - oznajmiła Molly. - Młodzi ludzie są tak pochopni. Dla przykładu, Bill i Fleur tak szybko się zaręczyli. Jestem pewna, że gdyby nie spieszyli się aż tak, to zorientowaliby się, że...

Westchnęła beznadziejnie.

- Wyglądają na szczęśliwych - podsunął Remus.

- Bill mógłby być szczęśliwy z Tonks - powiedziała niezadowolona Molly. - Stworzyliby uroczą parę. Ale to chyba nie może się spełnić. Tonks wydaje się bardziej lubić ciebie, Remusie.

- Och. Uch. Tak, być może - powiedział Remus. Nadział na widelec kawałek kurczaka i starał się nie patrzeć ponad swój talerz.

- Może powinniśmy byli ją zaprosić - kontynuowała Molly. - Gdyby nie wyszło to tak spontanicznie, może bym o niej pomyślała.

- To nic - powiedział prędko Remus.

- Już i tak widzą się wystarczająco często - stwierdził gorzko Syriusz.

- Nie aż tak często - wymamrotał Remus.

- Przychodzi tu prawie codziennie - narzekał Syriusz.

- To nieprawda - odparł Remus.

- Cóż, moim zdaniem powinna - powiedziała Molly. - Musicie czuć się strasznie zdołowani i samotni, siedzeniem w tym wielkim, starym domu tylko we dwójkę.

- Nieszczególnie - wymamrotał Syriusz.

- Harry ma rację, Syriuszu. Czemu z nikim się nie umawiasz? Musimy ci kogoś znaleźć, żebyś nie skończył tu sam, gdy Tonks zabierze ci tego tutaj - Molly wskazała na Remusa.

Syriusz wbił widelec w talerz, próbując nadziać na niego ziemniaka, lecz ten pod wpływem siły odsunął się na bok i głośny dźwięk tartej porcelany rozległ się po pomieszczeniu. Zgrzyt.

- Myślę, Molly, że trochę za bardzo wyprzedzasz fakty - powiedział spięty Remus.

- Nie mów, że ona też ci się nie podoba - powiedziała Molly z dezaprobatą. - Tonks jest cudowna.

Jest cudowna - zgodził się Remus.

Syriusz znów w głośny sposób próbował nabić na widelec ziemniak. Kawałek złota, zdobiącego porcelanę, odkleił się od jego talerza przez skrobnięcie go widelcem.

- Uważaj, Syriuszu! - powiedziała Molly. - Ta zastawa musi mieć setki lat!

- To wystarczający czas, by ją wreszcie wymienić - wymamrotał. Intencjonalnie wyskrobał jeszcze więcej złota, psując tym bardziej swój talerz.

- Nie ma potrzeby, by być takim gburem - odpowiedziała Molly. - Jestem pewna, że skorzystałbyś, poszerzając grono swoich znajomych. W moim klubie szydełkowania jest kilka naprawdę sympatycznych dziewcząt. Może umówiłabym cię z paroma na filiżankę herbaty?

Syriusz podniósł wzrok i wbił go w Remusa, oczekując od niego jakiejś reakcji. Remus nie patrzył na niego. Wgapiał się w pajęczynę, okalającą drewniane panele i przesuwał jedzeniem po swoim talerzu.

- Ja... pomyślę nad tym - powiedział powoli Syriusz. - Dzięki, Molly. Muszę cię tylko ostrzec, że mam bardzo konkretny gust.

- Powinieneś o nim opowiedzieć, by pani Weasley mogła znaleźć ci kogoś w tym typie - zachęcał go Harry. - Po co marnować czyjś czas, no nie?

- Tak, Syriuszu - dołączyła Hermiona. - Zdradź nam szczegóły.

Syriusz zmrużył oczy, mierząc spojrzeniem na zmianę Harry'ego i Hermionę. Nagle dotarło do niego, skąd Harry tak niespodziewanie rozgryzł jego uczucia. Obdarzył Hermionę szybkim spojrzeniem pełnym dezaprobaty.

- Z radością - rzekł. - W pierwszej kolejności, bardzo podobają mi się osoby oczytane.

Harry pokiwał głową z aprobatą.

Hermiona uśmiechnęła się.

Ron milczał.

- I... - dodał. - Ta osoba musi mieć poczucie humoru. To szczególnie ważne, by potrafiła docenić wysublimowane kawały i dowcipy.

- No tak, oczywiście - zgodził się Ron. - Masz bardzo dobry gust.

- Zdecydowanie - potwierdził Harry.

Molly zmarszczyła brwi.

Artur spoglądał intensywnie z Remusa na Syriusza i odwrotnie, a puzzle w jego głowie zaczęły się układać.

Remus przełknął bardzo duży łyk wody.

- Preferuję brunetki, oczywiście - kontynuował Syriusz. - Ale, wiesz, ten jaśniejszy odcień. Bardziej przypalony blond, niż głęboki brąz. Mahoniowy lub czekoladowy byłby już zbyt ciemny. I bardzo podziwiam piaszczystą cerę. Szczególnie, gdy są z nią do pary zielone oczy.

- Ten opis jest... nad wyraz dokładny - skomentowała Molly.

Syriusz próbował nawiązać kontakt wzrokowy z Remusem, ale ten starał się, by na niego nie patrzeć.

- I fajny, duży sprzęt by nie zaszkodził - dodał. - Ale nie jest to konieczne.

Remus upuścił widelec, rozrzucając trochę brokuła i ziemniaka po antycznym stole.

- Wybaczcie - wykrztusił. - Muszę się przewietrzyć. Zaraz wrócę.

Sztywno wstał od stołu i wyszedł.

- Ja chyba czegoś nie rozumiem - powiedziała Molly, patrząc na zamknięte drzwi, za którymi zniknął Remus.

- Um, Syriuszu - powiedział Artur dziwnym głosem. Wciąż wyglądał na zdezorientowanego, ale gdzieś na jego twarzy czaiła się taka ekspresja, która się Syriuszowi nie podobała. - Może powinieneś za nim pójść i sprawdzić, czy wszystko jest okej?

- Myślę, że to bardzo dobry pomysł - zgodził się z całą mocą Harry.

- Tak, Syriuszu - dołączyła Hermiona. - Idź, porozmawiaj z Remusem.

- Bierz go - zaśmiał się Ron.

Syriusz westchnął i wstał od stołu.

- Jestem pewien, że z nim wszystko okej - wymamrotał. - Ale skoro nalegacie...

Zasunął krzesło i wymaszerował do drzwi.

Zdecydowanie czegoś nie rozumiem - powtórzyła Molly.

***

Odnalazł Remusa na schodach przed drzwiami, opierającego się o marmurową framugę.

- Hej - powiedział niekomfortowo.

Remus nie odwrócił się w jego stronę. Gapił się jedynie na żelazną bramę parę metrów dalej.

- Co ty robisz, Syriuszu? - spytał cicho.

- Sprawdzam, co u ciebie - Syriusz starał się brzmieć naturalnie i udawać, że wcale nie wykopał pod sobą dołka. - Artur pomyślał, że...

- Nie to mam na myśli - przerwał mu Remus. Odwrócił się i spojrzał mu prosto w oczy. - Co ty wyprawiasz?

Oczy Remusa pod wpływem słabego ulicznego oświetlenia miały kolor ciemnej, butelkowej zieleni. Syriusz oczekiwał, że będzie się w nich czaić irytacja, lub nawet gniew. Zamiast tego wyglądały niewymiernie smutno i widać w nich było rezygnację. Fakt, że to on był sprawcą takiego spojrzenia, odbierał mu oddech z piersi.

- Wiesz, ja... - zaczął.

- Naśmiewasz się ze mnie? - spytał zmęczonym głosem Remus.

- Nie! - zaprzeczył szybko Syriusz. - Ja...!

- Bo ja naprawdę nie mam na to sił - kontynuował Remus. - Wiem, że mamy za sobą długie lata żartowania z siebie nawzajem. Ale jest w tym pewna granica, Łapo. To nie jest śmieszne.

- To nie miało być śmieszne - powiedział Syriusz.

- Więc co konkretnie chciałeś tym uzyskać? - sprowokował go Remus.

To jest to, pomyślał Syriusz. To ten moment, w którym powinieneś mu powiedzieć. Wszyscy, którzy wiedzą, oczekują, byś mu to powiedział. To twoja wielka chwila.

- No więc, ja... - zaczął raz jeszcze. Wyciągnął rękę i położył na ramieniu Remusa. Sposób, w jaki nagle całe ciało Remusa się spięło i zesztywniało sprawił, że serce skoczyło mu do gardła.

- Myślę, że powinieneś się zejść z Tonks.

Te słowa wylały się z jego ust, jak najgorsza trucizna. Syriusz natychmiast chciał je cofnąć, ale było już za późno. To zdanie zostało już wypowiedziane i zniszczyło wszystko. Naprawdę powinien przestać to robić.

- Rozumiem.

- To po prostu... - spróbował raz jeszcze. - W sensie, chciałbym, żebyś był szczęśliwy - powiedział żałośnie. - Wszyscy chcą, byś był szczęśliwy. A twoje powody, by się z nią nie spotykać, są naprawdę głupie. Jesteś wart o wiele więcej, niż ci się wydaje. I jeśli naprawdę czegoś chcesz, to powinieneś po to sięgnąć, i nie próbować racjonować sobie powodów, przez które na to nie zasługujesz. Bo zasługujesz, naprawdę. Zasługujesz na same dobre rzeczy.

- Ty... naprawdę tak uważasz? - wzrok Remusa wynurzał się z mroku.

- Tak - wypuścił wraz z oddechem Syriusz. - Zdecydowanie.

Remus zagryzł wargę, a Syriusz musiał odwrócić wzrok. Wyobraził sobie, że to jego zęby podgryzają wargę Remusa, i ten obraz sprawił, że zakręciło mu się w głowie.

- Nie powinieneś tak uważać - wymamrotał Remus. Odsunął się z zasięgu rąk Syriusza i zrobił kilka kroków w stronę drzwi. - Ale przemyślę to.

- Zrób tak - powiedział Syriusz.

- Podziękuj, proszę, Arturowi i Molly za posiłek. Nie czuję się na siłach, by do nich wrócić i go skończyć - powiedział cicho Remus. Zniknął za drzwiami, nie mówiąc już nic więcej.

- Ja też nie - wymamrotał Syriusz do pustej ulicy.

***

Remus kręcił się po swoim pokoju do momentu, aż nie zaczęło mu być ciężko i nie musiał usiąść. Nie był pewien, czy ten zawrót głowy pojawił się od jego kręcenia się w kółko, czy też od rozmowy, jaką przeprowadził z Syriuszem.

Przez moment naprawdę wydawało mu się, że Syriusz...

Ale nie, to tylko jego wyobraźnia, nafaszerowana nadzieją po pytaniach, którymi zbombardowali go Hermiona i Ron.

Czy wszyscy kompletnie oszaleli?

A może to on?

On już był szalony. Może wszyscy inni mieli rację. Miał obok siebie fantastyczną osobę, która wprost garnęła się w jego objęcia, a jedyne co on z tym robił, to udawał, że to się nie dzieje i że tego nie widzi. Jak głupim trzeba być, by zrezygnować z czegoś takiego? Lubił Dorę. Naprawdę. Może nawet czułby do niej coś więcej, gdyby okoliczności były nieco inne.

Ale okoliczności były wciąż takie same. A jego umysł był zbyt zawładnięty przez inną osobę, by mógł myśleć logicznie. W rezultacie sprawiał, że życie ich obojga wyglądało żałośnie, a to wszystko przez jedną osobę, która nawet nie odwzajemniała jego uczuć.

Czy był w ogóle sens w tym, by i z nim, i z nią, było tak żałośnie? Czy nie byłoby lepiej, gdyby choć jedno z nich było szczęśliwe? On i tak byłby nieszczęśliwy, czy w jedną, czy w drugą, więc może byłoby lepiej, gdyby choć Dora dostała to, czego chce. Wydawało mu się to ziszczeniem tego, czego chcieli wszyscy pozostali, włącznie z Syriuszem.

Czy to była właściwa rzecz?

Zakładał, że mógł choć dać temu szansę.

Może mógłby się nauczyć też darzyć ją miłością. Może z czasem potrafiłby znaleźć szczęście w tej barwnej postaci i jasnych uśmiechach, miast próbować się go doszukać w tym burzowym spojrzeniu, cwanych uśmieszkach i skomplikowanej postaci.

Mógł spróbować.

***

- Wyglądasz nieźle.

Komplemet Syriusza był wymuszony, a jego uśmiech wykrzywiony. Przyglądał się Remusowi z zastanowieniem. Miał na sobie garnitur, zamiast samej koszuli, ale inny od tych, które nosił dotychczas; ten nie był zmechacony ani o nieodpowiednim kroju. Z racji, że Remus miał tę przewagę i przez długi czas korzystał z domu i jedzenia Syriusza, był w stanie trochę odłożyć i kupić sobie nowy (no, nowy dla niego. W rzeczywistości garnitur pochodził z lumpeksu. Ale to był jeden z tych wysublimowanych lumpeksów, w którym ludzie z klasą mogli oddawać swoje kilkukrotnie noszone ubrania.)

Podczas gdy Remus nie był w stanie powiedzieć o sobie, że wygląda dobrze, tak potrafił stwierdzić, że wygląda lepiej, niż zazwyczaj. Co Syriusz z pewnością zauważył. I nie był tym szczególnie zachwycony.

- Cóż, czułem, że muszę go włożyć. Idę do teatru - wyjaśnił.

- Idziesz do teatru?

- Tak. Do jednego z tych mugolskich, na West Endzie.

- Na gorącą randkę? - Syriusz praktycznie wypluł z siebie te słowa.

Remus zmarszczył brwi. Syriusz zachowywał się wybitnie nieznośnie, jak na osobę, która sama kazała mu to zrobić.

- Tak mi się zdaje. To po prostu randka - wymamrotał. - Pomyślałem, że Dorze spodoba się w teatrze, wydaje mi się być osobą, którą kręcą takie rzeczy.

Prawdziwym powodem tego wyboru był fakt, że w teatrze nie wolno rozmawiać, i nie będzie musiał myśleć nad tym, co powinien powiedzieć. Nie musiał niczego robić i dzięki temu sercem nie musiałby być obecnym na tej randce. Być może było to czcze myślenie, ale teatr raczej wydawał się być czymś miłym i na poziomie i miał nadzieję, że Dora będzie na tyle szczęśliwa, że jego prawdziwe motywy nie będą miały znaczenia. Była już dość szczęśliwa, gdy tylko wyszedł z tą propozycją.

- Brzmi bosko - rzekł sucho Syriusz.

Remus wzruszył ramionami.

- Pomyślałem, że to byłaby miła odmiana od spotkania w Dziurawym Kotle.

- Ach - powiedział Syriusz. - Bywałeś już z nią na wielu randkach?

- Nie - odparł Remus. - To będzie pierwsza. Byliśmy w Dziurawym Kotle jedynie jako, wiesz, przyjaciele.

- Cóż. Gratulacje - Syriusz poklepał go po plecach i Remus był prawie pewien, że nie wydawało mu się, że Black trochę ten kontakt przedłuża. Na pewno nie wymyślił sobie tego, jak jego ręka z lekka się po nim prześlizgnęła, nim się odsunęła, zamiast zrobić to od razu.

Ten kontakt zaiskrzył, sprawiając, że jego wnętrzności zaczęły się wręcz gotować, podsycane faktem, jak Syriusz przyglądał mu się dokładnie i nieszczególnie subtelnie sprawdzał, czy wyglądał dobrze.

Jeśli nie wiedziałby lepiej, pomyślałby...

Ale wiedział lepiej, czyż... nie?

Syriusz nie...

On nie mógł...

- Nie rób czegoś, czego ja bym nie zrobił - powiedział Syriusz, puszczając do niego oczko.

- Uch... - mózg Remusa postanowił w tamtej chwili wyjechać na wakacje, pozostawiając jego prymitywną formę samą sobie. - Racja. Um. Nie wiem, czy to jest właściwie możliwe - zauważył. - Nie ma wiele rzeczy, których ty byś nie zrobił, prawda?

Twarz Syriusza pociemniała.

- Zdziwiłbyś się - wymamrotał. Po tych słowach odwrócił się szybko i zaczął wychodzić. - Udanego widowiska! - życzył z bolesną dozą udawanej radości.

Remus jedynie wgapiał się w niego, kompletnie oszołomiony przez widok jego pleców. (Pleców, które wyglądały zadziwiająco szykownie i seksownie, niezależnie od tego, co Syriusz miał na sobie lub jak luźne ubrania akurat nosił, nie żeby to się kiedykolwiek zdarzało.)

- Co... co to było? - powiedział zszokowanym tonem.

Pusty korytarz nie miał dla niego odpowiedzi.

***

Remus spoglądał na kurczaka w sosie słodko-kwaśnym na swoim talerzu i modlił się, by Dora nie chciała rozmawiać o przedstawieniu.

Oczywiście, że chciała o nim rozmawiać.

- Scenografia była tak dobrze przemyślana! - zachwyciła się. - I te kostiumy. Mugole są naprawdę kreatywni bez magii, no nie?

- Och... tak - zgodził się Remus. - Zdecydowanie.

- Muzyka była tak chwytliwa - powiedziała z radością. - Chciałabym jeszcze raz posłuchać tych kawałków, a ty?

- Och, też bym chciał - zgodził się ponownie.

- I te dialogi, też były całkiem zabawne - kontynuowała.

- Przezabawne - potwierdził, intensywnie potakując głową. Czuł się trochę jak jedna z tych wielkogłowych rzeczy, które mugole trzymają nieraz w swoich samochodach, a która tak śmieszne się kiwa, gdy samochód jest w ruchu.

- Jaka była twoja ulubiona część? - spytała.

Och, cholera. Remus panikował. Ledwie słyszał jakiekolwiek wypowiedziane na scenie słowo. Próbował skupić się na przedstawieniu, ale jego umysł odtwarzał, jak w stopklatce, ten moment, w którym Syriusz (trochę władczo?) zlustrował go wzrokiem, nim wyszedł z pokoju. Nawet w momencie, w którym to Dora zwracała się do niego, miał problem z tym, żeby się koncentrować na niej, a nie na spojrzeniu Syriusza.

- Erm... - naprędce prześwietlił swoją pamięć, próbując przypomnieć sobie którąś część widowiska. - Ta część z pieczątkami.

Starannie wymodelowane turkusowe brwi Dory uniosły się.

- Część z pieczątkami? - spytała ze zdziwieniem.

- Erm, tak - powiedział niepewnie. - Ten jeden facet. On, erm, mówił, że kolekcjonuje znaczki. I wszyscy byli w szoku. A potem okazało się, że ma tylko dwa. I wszyscy się śmiali.

Jej brwi wygładzały się, gdy próbowała przywołać sobie ten obraz w głowie.

- Och! - wykrzyknęła, najwidoczniej przypominając już sobie. - Tak. To była krótka chwila. Ale całkiem zabawna.

Uśmiechała się do niego w tak uroczy sposób, że Remus doskonale wiedział, że jest to uśmiech atrakcyjny i ujmujący, który powinien wywołać w nim falę szczęścia, ale z jakiegoś powodu odczuwał tylko poczucie winy. Dlaczego nie mógł po prostu cieszyć się z tej chwili? Co do cholery było z nim nie tak?

- Mi podobało się zakończenie, gdy postaci w końcu się odnalazły, po całym tym czasie tęsknoty za sobą nawzajem - westchnęła.

- Racja - zgodził się Remus. - To było miłe.

Miłe? Jak można to nazwać po prostu "miłym"? Twoja prawie-tak-jakby-dziewczyna powiedziała, jak romantyczne coś było, a jedynym słowem, jakim to komentujesz, jest "miłe"? Co z tobą nie tak, chłopie?

- Ten jeden aktor był słodki - skomentowała, owijając makaron wokół pałeczki.

- Mhmm - zgodził się Remus, nie skupiając się zbytnio.

- Myślę, że wyglądał trochę jak Syriusz - powiedziała powoli.

Remus zaczął potakiwać głową i nagle przestał, gdy w pełni dotarł do niego sens jej słów.

- Uch... sam nie wiem - wymamrotał. - Chyba nie zwróciłem na niego uwagi.

- Patrzyłeś się na niego przez cały czas - powiedziała ze smutkiem.

- Patrzyłem? - głos Remusa przy tym słowie był znacznie wyższy i bardziej skrzeczący, niż normalnie.

- Nie mogłeś odwrócić od niego wzroku - potwierdziła.

- Ja... uch... spodobał mi się jego kostium - wytłumaczył żałośnie.

- Wyglądał prawie tak samo, jak kostiumy wszystkich innych pobocznych postaci - powiedziała.

- Miał ładny krawat bolo - wymamrotał Remus.

- Nie zwróciłam uwagi - powtórzyła jego poprzednie słowa.

Zalała ich fala niekomfortowej ciszy. Remus próbował dokończyć swój posiłek, ale sos w jego daniu, z początku smaczny i pikantny, teraz wydawał się cierpki i grzązł mu w gardle.

- Przepraszam - westchnął, odkładając pałeczki na bok. - Naprawdę, Dora. Bardzo cię przepraszam.

Odsunęła swoje prawie nietknięte jedzenie.

- Rozumiem - powiedziała nieszczęśliwie. - Nie jestem ślepa. Ale dzięki, że choć próbowałeś.

- Naprawdę cię lubię - powiedział. - To fakt. Tylko...

- Wiem - westchnęła. - Zauważyłam.

- Strasznie cię przepraszam. Ale ty... zasługujesz na kogoś lepszego ode mnie, wiesz?

- Nie pogarszajmy całej tej sytuacji - powiedziała.

- Wiem, że to najgorsze, co mogę powiedzieć, ale możemy pozostać przyjaciółmi?

Skrzywiła się i opuściła głowę.

- Jestem zbyt zachłanna, by po prostu cię oddać - wymamrotała. - Więc chyba musimy, co nie?

- Ja... doceniłbym to.

- Więc w porządku.

- W porządku.

- Cóż... - westchnęła. - Zakładam, że nie dasz się teraz zaprosić na filiżankę kawy zanim się rozejdziemy, co?

Remus poczuł, jak to niewyobrażane stężenie w powietrzu zaczyna się kruszyć.

- Właściwie to z chęcią poszedłbym teraz na kawę. Dzięki, Dora.

- Zawsze do usług - powiedziała z rozmytym uśmiechem.

***

Powrót pod Grimmauld Place 12 był dla Remusa ogromną ulgą. Czuł się okropnie z tym, że zerwał z Dorą (czy można to w ogóle liczyć, jako zerwanie, jeśli nawet nie doszło między nimi do pocałunku?), ale jednocześnie było mu lżej, jakby opadł z niego wielki ciężar. Mógł już przestać udawać, przestać zmuszać samego siebie do lubienia go w sposób, jakiego wszyscy od niego oczekiwali, a lubić ją tak naprawdę, tak jak sam to czuje.

Mógł wreszcie przestać żonglować swoją uwagą pomiędzy nią, a Syriuszem i skupić się tylko na...

...Czy Syriusz w ogóle chciał jego uwagi? W ten sposób?

Remus już nie był tak pewien tego, że jego uczucia są jednostronne. Na pewno nie tak, jak był o tym przekonany przez te wszystkie lata.

Czy to było prawdą, to co dostrzegał we wszystkich spojrzeniach i zachowaniu Syriusza, które ten stale starał się ukrywać? Czy tylko mu się zdawało i widział to, co chciał widzieć?

Jakie to miało znaczenie?

Już sobie przysiągł, że zignoruje swoje własne uczucia, by nie być zranionym w momencie, gdy z zachowującym się w głupi, bohaterski sposób Syriuszem, znów coś się stanie. Ale było mu znacznie łatwiej trzymać się tego dystansu, gdy był przekonany, że nie ma szans, by między nimi coś się miało wydarzyć. Czy naprawdę powinien odrzucać względy Syriusza, z którym mógłby tworzyć prawdziwy związek?

To bolałoby zdecydowanie bardziej, gdyby go stracił już po tym, jak by się zeszli. Nie pozbierałby się po tym.

Ale z drugiej strony, nie za bardzo potrafił się po nim pozbierać już za pierwszym razem, czyż nie? Mogło być z nim gorzej, niż wtedy? Czy byłaby to zauważalna różnica?

Może to utracenie szansy było tym, co bolało najmocniej?

Chociaż, może myślał za bardzo w przód, zakładając, że w ogóle jest taka możliwość?

Umysł Remusa wręcz pływał we wszystkich może i jeśli.

Cóż. Nie był w stanie odpowiedzieć sobie na żadne pytanie, jeśli trochę nie podrąży.

Wyprostował się i skierował na górę. Dojdzie do samego sedna tego wszystkiego, co dzieje się z Syriuszem, niezależnie od tego, jaka jest cena tej prawdy.

***

Syriusz był w połowie butelki ognistej whisky i po raz trzeci już śpiewał "Syrenie Opowieści", gdy nagle drzwi salonu otworzyły się, a w progu stanął Remus

Syriusz był w połowie butelki ognistej whisky i po raz trzeci już śpiewał "Syrenie Opowieści", gdy nagle drzwi salonu otworzyły się, a w progu stanął Remus.

Przerwał piosenkę, krztusząc się. Nie spodziewał się go tak szybko. Właściwie, nie spodziewał się zobaczyć Remusa aż do rana, czego bardzo nie chciał być świadom, i przez co tak bardzo starał się teraz doprowadzić do takiego stanu, by mieć pewność, że rano będzie spał jak zabity.

Remus podszedł do niego, wyrwał mu z ręki ognistą whisky, usiadł naprzeciwko i pociągnął łyk.

- Dobrze się bawisz? - spytał Remus.

Syriusz wzruszył ramionami.

- Teraz nawet jeszcze lepiej. Jesteś szybciej, niż się spodziewałem.

Remus uniósł w zdziwieniu brwi.

- Jest wpół do pierwszej w nocy.

- Masz siłę wilkołaka, byłem pewien, że będziesz się nią zajmował godzinami.

- Nie jestem pewien, czy jakakolwiek restauracja w Chinatown jest czynna do tak późnych godzin - skomentował Remus.

- Nie wróciłeś z nią do domu? - spytał Syriusz. Starał się nie brzmieć zbyt ciekawsko, zadając to pytanie, ale był już tak pijany, że z pewnościs mu się to nie udało.

- Cóż, zważając na to, że mieszka w Hogsmeade, znacznie więcej sensu miałoby, gdybym zabrał ją tutaj, czyż nie?

W przełyku Syriusza nagle zrobiło się sucho. Żałował, że Remus zabrał mu butelkę.

- Mogłeś to zrobić - wymamrotał. - Mam nadzieję, że to nie ze względu na mnie do niczego między wami nie doszło.

- Myślę, że... - zaczął powoli Remus, patrząc na niego znad butelki i biorąc z niej łyk. - ...To i tak trwało za długo.

Syriusz gapił się na Remusa, próbując przetworzyć, co ten do niego powiedział.

- Zła randka? - spytał.

- Było w porządku - odparł Remus. - Sztuka była... cóż, była sztuką, tak myślę. Jedzenie było zjadliwe. Dora była przesłodka...

- Z pewnością - powiedział cięto Syriusz. Stukał palcami w podłokietnik fotela. Tylko to było w stanie powstrzymać go od odebrania Remusowi butelki i wyzerowania jej jednym łykiem. Nie chciał słuchać, jak Remus poetycko opowiada, jak cholernie fantastyczne były cholerne kobiece zaloty jego cholernej kuzynki. Jasna cholera.

- Była szczególnie cudowna, akceptując to, że z nią zrywam - powiedział całkiem normalnie Remus. - Jestem jej bardzo wdzięczny.

- Ona... czekaj, co zrobiłeś? - Syriusz zamrugał w szoku oczyma i wpatrywał się w Remusa, będąc przekonanym, że się przesłyszał.

- Zerwałem z nią - powiedział Remus, drapiąc się po brodzie. - Chociaż powinienem bardziej powiedzieć, że to ona mnie na to naprowadziła. Więc nie wiem, czy powinienem mówić, że ja to zrobiłem.

Ona zerwała z tobą? - zapiszczał Syriusz.

- Mniej lub bardziej - przyznał Remus.

- Czy ona jest nienormalna? - Syriusza owładnęło zdezorientowanie pomieszane z szokiem, spowodowane tym nieprawdopodobnym faktem, że jego ślepa kuzynka odebrała sobie szanse bycia w najbardziej pożądanej relacji, jaka mogłaby kiedykolwiek zaistnieć. Wyprostował się nieco bardziej i pochylił w stronę Remusa, próbując rozgryźć jego enigmatyczną posturę.

- Ani trochę - odpowiedział Remus. - Jest całkiem normalna.

- Nie brzmi na taką - odparł Syriusz, marszcząc brwi. - Dobrze się czujesz? Chcesz żebym, no nie wiem, nakrzyczał na nią, czy coś? Będziesz próbował to naprawić?

- Tego się nie da naprawić.

- Och... wybacz, stary - powiedział Syriusz (z nutą nieszczerości w głosie.)

- To nic takiego - powiedział Remus. - Nigdy nie było między nami chemii.

- Och - odparł Syriusz. Zastanawiał się, czego dokładnie potrzeba Remusowi, by zauważył tę chemię. Skoro miło-zabawno-mądra-matamorfomarzka nie potrafiła tego wywołać, to kto w ogóle miał jakiekolwiek szanse?

- Cóż, wychodzi na to, że jestem teraz singlem - powiedział Remus, kładąc nogi na podłokietniku swojego fotela. - Wolnym strzelcem.

- Przykro mi - skłamał Syriusz.

Remus wzruszył ramionami.

- Dobrze mi z tym - Wziął kolejny łyk ognistej whisky i podał ją Syriuszowi. - W dużej mierze.

- W dużej mierze? - Syriusz z wdzięcznością sięgnął po butelkę. Bezwstydnie pozwolił swoim palcom dotknąć przy tym Remusa, wmawiając sobie, że może to po prostu zrzucić na karb bycia pijanym, jeżeli Remus zwróci mu uwagę. Remus nie zwrócił mu uwagi.

- No wiesz, nie miałbym nic przeciwko, by rozważyć jakieś inne opcje - rozwinął. - Gdyby ktoś inny się pojawił.

- Och - powiedział Syriusz. Starał się wymyślić coś innego, co mógłby powiedzieć. Ale jedynym, co był w stanie w tamtej chwili robić, było patrzenie na szyję Remusa, gdy jego głowa opadła z powrotem na fotel, i myślenie o tym, jak bardzo chciałby to miejsce polizać. Przez to, jak jego umysł pokrywała pijacka mgła, zastanawiał się, czy by mu się upiekło, gdyby zrobił to w postaci Łapy.

Nie. To by było dziwne.

Czyli chyba nie był aż tak pijany.

Remus patrzył na niego, jakby oczekiwał, by powiedział mu coś więcej. Starał się sprostać temu zadaniu, ale nagle wypowiedzenie czegokolwiek stawało się dla niego zadaniem nie do wykonania. "Rzeczy, które chciał powiedzieć" i "rzeczy, które powinien powiedzieć", przepływały przez jego głowę, plącząc się o siebie, a odplątanie tego wszystkiego było zbyt trudne. Wypełnił ciszę przechylając butelkę.

- Jesteś naprawdę mocno pijany, co? - spytał w końcu Remus, cichym głosem.

- Nawet w połowie nie tak bardzo, jak planowałem - wymamrotał Syriusz.

- Myślę, że powinniśmy przenieść cię do łóżka.

Chcesz dołączyć?, Syriusz był dumny z siebie, że nie wypowiedział tego na głos.

Remus podniósł się i raz jeszcze zabrał (teraz znacznie lżejszą) butelkę spomiędzy palców Syriusza.

- No, dalej - powiedział, podciągając go do góry.

Syriusz pozwolił sobie opaść niestabilnie na stabilne ciało przyjaciela. Być może udawał, że trochę bardziej się chybocze, niż było to w rzeczywistości, ale Remus nie musiał o tym wiedzieć. Silne ramię owinęło się wokół jego pasa, podtrzymując go.

- Tonks jest szalona - wymamrotał Syriusz w ramię Remusa.

- Naprawdę? - w głosie Remusa była nuta rozbawienia.

- Tak szalona, jak chrapak krętorogi - potwierdził Syriusz.

- On jest całkiem szalony - zauważył Remus.

- Trzeba być szalonym, żeby z ciebie zrezygnować - przyznał Syriusz z dozą po-alkoholowej szczerości.

Remus nic nie powiedział, ale chwyt jego ramienia wokół Syriusza się wzmocnił.

...A może po prostu Remus siłował się z drzwiami.

- Jestem naprawdę pijany - czuł nagle chęć, by to wyznać.

- Wiem, Łapo - powiedział Remus, odprowadzając Syriusza do jego łóżka.

- Ja... cieszę się, że znów ze mną rozmawiasz - wymamrotał, gdy tylko zanurzył się w swojej pościeli.

Zapanowała długa chwila ciszy, podczas której Syriusz prawie zasnął. Do porządku przywrócił go nagły uścisk ramienia.

- Ja też - wyszeptał Remus. Po czym cicho odsunął się i wyszedł z pokoju, a podświadomość Syriusza, objęta przez Morfeusza, wciągnęła go z powrotem do łóżka.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Potajemny Pocałunek #2 - "Wzloty i upadki"

Dorastanie - Rozdział drugi

Dorastanie - Rozdział dziesiąty